[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Mally puściła już w obieg swoją nową ploteczkę o trudnościach adaptacyjnych i aferze ze zmianą wyznania.Towarzystwo wykazało zrozumienie.Za plecami mówiło się, że trzeba było o tym wcześniej pomyśleć, ale każdy miał dość własnych kłopotów i cała sprawa, myślała ciotka, pójdzie w niepamięć, nim Jo zdąży poślubić innego.Zresztą los Jo wcale jej nie obchodził.Nigdy jej specjalnie nie lubiła, choć czuła wyraźnie brak jej pomocnej dłoni w prowadzeniu domu.Nie przyznawała się jednak do tego nikomu, zwłaszcza mężowi.Przez kilka tygodni Gerd pracował w pocie czoła.Pewnego dnia przyszła znów poczta z Barcelony.Valuzo przesłał odpis aktu zgonu Rosity Respico.Zmarła 2 lipca.Detektyw - który w międzyczasie otrzymał sowite honorarium od Gerda - donosił, że sprawa Alberta Respica wciąż pozostaje w zawieszeniu.Co prawda wpłynęło kilka pozwów z Lugano i innych kurortów szwajcarskich, ale policja wciąż nie mogła wytropić przestępcy.Ale przyjdzie dzień - kończył Valuzo - w którym ten łotr spod ciemnej gwiazdy wpadnie we własne sidła! Przykro mi, że biedna panienka padła ofiarą tego łotra, i cieszę się, że mogłem przyczynić się do uwolnienia jej od niego.W nadziei na ponowne spotkanie w Barcelonie pozdrawiam Pana i pozostaję z szacunkiemPański oddany Jaime ValuzoMniej więcej w tym samym czasie Gerd otrzymał długi list od kustosza zamku Mandrilla.Doniósł on swemu panu o postępkach jego sobowtóra.Pan Almadeia był oburzony i zamierzał po powrocie wnieść oskarżenie przeciwko oszustowi, jeśli nie będzie mógł tego już teraz uczynić w jego imieniu notariusz.Pan na zamku Mandrilla obawiał się, by oszust nie narobił jeszcze więcej szkód podszywając się pod jego nazwisko.Gerd odpisał kustoszowi, że takie niebezpieczeństwo nie istnieje, gdyż Alberto Respico przemierza świat prawdopodobnie już pod innym fałszywym nazwiskiem.W każdym razie nie zawadzi wytoczyć mu proces.Poradził kustoszowi, by skontaktował się z Valuzem.Gerd sam zastanawiał się, czy nie należałoby wdrożyć postępowania przeciwko temu hochsztaplerowi.Ale w końcu pomyślał, że lepiej nie ruszać tej sprawy, skoro Jo nie ma już nic wspólnego z tym człowiekiem.I tak nie uniknie kary, gdy przebierze się miarka.Jego aresztowanie wzbudziłoby zapewne sensację, a przy okazji mogło wypłynąć nazwisko Jo.Tego zaś Gerd chciał uniknąć za wszelką cenę.XIIIW tym czasie Jo zwiedziła już kawał świata.W Genui zamieszkała ze swą panią w hotelu Miramar.Miały tu bazę wypadową, robiąc wycieczki na Riwierę.Najpierw pojechały do Nicei.Miasto było już pustawe o tej porze roku, ale pani Gley wydało się nadto gwarne i niespokojne.Spędziły tu tylko dwa dni, odwiedzając przy okazji Cannes.I tu panował znikomy ruch, i pani Gley ze zdziwieniem pytała Jo, co też może się podobać w tym mieście, skoro dopiero ludzie dodają mu barwności.Jo podzielała zdanie pisarki i była zadowolona, gdy już następnego dnia opuściły słynną miejscowość.Następnie pojechały do Monte Carlo.Pani Gley była zachwycona; wszystko, co widziała i słyszała w miniaturowym państewku Monako, zapładniało jej wyobraźnię.Było już po sezonie i w kasynach ostali się tylko nałogowi gracze.Ale i między nimi znalazło się sporo ciekawych typów, tak iż notatnik pisarki wzbogacił się o nowe materiały.Gdy pani Gley robiła notatki, w czym nie wolno jej było przeszkadzać, Jo spacerowała, oglądając panoramę miasta Monako lub błądząc wzrokiem po lazurowej tafli morza usianej białymi żaglami.Poza kasynem i nadmorską promenadą nie było tu nic ciekawego.Pani Gley zamierzała też doświadczyć atmosfery sal gry.- Zagram w ruletkę, panno Jo - tak zwracała się do dziewczyny od dnia pamiętnego spotkania - i wiem z góry, że przegram.Mój angielski przyjaciel, który jest tu częstym gościem, powiedział mi, że w Monte Carlo nikt nie wygrywa dużo, za to wielu dużo przegrywa.Ale pośród nich są także stali goście grający systemowo.Ci wygrywają tyle, że mogą się z tego utrzymać, i są tolerowani przez kierownictwo kasyna, stanowiąc swoistą przynętę dla nowych amatorów łatwych zysków.Mój przyjaciel nigdy nie gra, kupuje za to tanio biżuterię, którą zastawiają u jubilerów i w lombardach zdesperowani pechowcy.W ten sposób zwraca mu się podróż.Tu pani Gley wyjęła niewielką sumę i oddając torebkę Jo powiedziała z humorem:- Zamierzam przegrać to, co trzymam w ręce, by poznać smak hazardu w Monte Carlo.Proszę za żadną cenę nie dawać mi torebki, póki nie opuścimy kasyna.Mówiono mi, że tu najmocniejsze charaktery tracą głowę i zdrowe zasady.Niech więc pani będzie przez chwilę mym sumieniem i nie dopuści, by stara lekkomyślna kobieta przegrała więcej, niż zamierza.Jo wybuchnęła śmiechem.Wesoły sposób bycia pisarki chronił ją przed popadnięciem w melancholię.- Przyrzekam, że będę bronić pani torebki z narażeniem życia, może pani być spokojną - żartowała.- Dobrze, zdaję się całkowicie na panią.Weszły po zewnętrznych schodach do gmachu i nabywszy za słoną cenę bilety wstępu udały się do sal gry.Pisarka zaopatrzyła się w żetony pięciofrankowe i obie panie podeszły do stolika z ruletką.Przez chwilę przyglądały się grze, próbując zrozumieć zasady obstawiania numerów.Dokoła stolika siedziały dziwaczne indywidua: mężczyźni o zniszczonych twarzach i gorączkowo płonących oczach, kobiety, stare lub podstarzałe, z wykrzywionymi rysami jaskrawo uszminkowanych twarzy.Pomiędzy nimi krupierzy ze znudzonymi minami przesuwali długimi grabiami pieniądze, zabierając je przegrywającym, przysuwając zwycięzcom.Jo z dreszczem przerażenia przyglądała się tym ludziom, opętanym pragnieniem wygranej.Pani Gley rzuciła dwa żetony na dwa różne pola i przegrała.Krupier obojętnie ściągnął należność.Zresztą przy tym stoliku nie było dramatycznych wydarzeń, nikt tu nie grał wysoko.Pisarka przegrała, stawiając dwa następne żetony, w trzeciej kolejce wygrała niewielką sumę, ale zaraz znów straciła.- Znudziło mi się - powiedziała, kręcąc z uśmiechem głową.- Chodźmy, tam jest weselej.Jo podążyła wolno za swą towarzyszką, z uczuciem litości wodząc wzrokiem po schylonych postaciach, gorączkowo notujących jakieś szczęśliwe kombinacje.Gdy podeszła do sąsiedniego stolika, pani Gley zdążyła już stracić dwa żetony i stawiała właśnie dwa następne.Jo przechyliła się ponad głowami graczy, obejmując spojrzeniem osobliwy plac boju, gdzie próbowano nagiąć szczęście do własnych potrzeb.Tu również widziało się dziwaczne postacie.Przy stoliku tkwiła wiekowa dama cała w bieli, z białym lisem na ramionach i nieprawdopodobnymi białymi plerezami u kapelusza żywcem wziętego z poprzedniego wieku.Kobieta miała chorobliwe wypieki na wyschłych policzkach i podkrążone oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl