[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postarałaby się przed jego przyjazdem pogrzebać dziewicze rojenia i sny młodości, mogłaby trzeźwo i spokojnie spojrzeć w oczy.Na razie Norbert bezustannie zaprzątał jej myśli.Jego romantyczne dzieje, współczucie, jakie żywiła dla kuzyna, podsycały miłość Elizy.Wydawał się jej tak interesujący, że uczucie, które dotąd zaledwie kiełkowało w jej sercu, obecnie wzmogło się, rozrosło w sprzyjającej atmosferze tęsknoty.Liście na drzewach przybrały już złocistoczerwone barwy jesieni.Był pogodny, cichy dzień wrześniowy.Ciocia Krystyna pojechała do Neulinden, aby pomagać przy owocobraniu.Sprawiało jej to ogromną przyjemność.Miała powrócić na herbatę.Eliza była w mieszkaniu rządcy, dokąd zaniosła Kollermannowi paczkę nasion.Potem poszła wolno przez mały placyk znajdujący się przed dworem i wstąpiła na stopnie ganku.Zatopiona w myślach przechyliła się przez balustradę spoglądając w głąb parku.I nagle spomiędzy drzew wyszedł wysoki, szczupły mężczyzna, który spokojnym, pewnym krokiem skręcił na szeroką drogą, zmierzając w stronę dworu.Miał na sobie skromny, lecz doskonale skrojony ubiór podróżny szarego koloru.Twarz jego ogorzała, o wydatnych rysach była pozbawiona zarostu.Eliza patrzyła na nadchodzącego, a serce jej gwałtownie uderzało.Ogarnęło ją dziwne uczucie, wydawało się jej, że zbliża się ku niej przeznaczenie.Nie poznała zrazu twarzy nieznajomego.To poważne, skupione oblicze nie przypominało zgoła uśmiechniętego, beztroskiego Norberta z dawnych czasów.Natomiast jego pewne, szybkie kroki, jego lekki, nieco rozkołysany chód byłaby odróżniła wśród tysiąca innych.Norbert nieraz powracał tą drogą z parku.Eliza postąpiła kilka kroków naprzód i wahając się wyszła mu naprzeciw.Zatrzymała się na stopniach tarasu i stała cicha, bez ruchu, w czarnej żałobnej sukni, skąpanej w powodzi słonecznych promieni.Norbert ujrzawszy z daleka smukłą postać dziewczęcą wstrzymał nagle kroku.Potem powoli zbliżył się i przystanął na pierwszym stopniu.Niekiedy o losach ludzi rozstrzyga jedna chwila; w tej chwili przeznaczenie związało na wieki tych dwoje młodych.Źrenice Norberta rozszerzyły się; zdumiony, zachwycony starał się odnaleźć w tej pięknej, poważnej twarzy dziewczęcej rysy dawnego podlotka.Serce jego przepełniło się uczuciem słodyczy i przedziwnego ciepła.Ojczyzna witała go spojrzeniem tych cudnych, błękitnych oczu dziewczyny.Tak, te oczy były oczami Elizy Falkenau.Wyprostował się gwałtownym ruchem i odrzucił głowę w tył.Eliza pamiętała ten ruch.Teraz i w nią wstąpiło życie.Impulsywnie wyciągnęła ku niemu obie ręce.- Kuzyn Norbert! Tak, to ty!Przesadził jednym susem schody, jak dawny wesoły Norbert.Po chwili znalazł się obok niej i uścisnął serdecznie jej dłonie.- Elizo! Elizo!Nie potrafili znaleźć innych słów.Burza uczuć miotała jego sercem.Nie zastanawiał się nad tym, czy wolno mu dać do siebie dostęp tym uczuciom.Miał wrażenie, że jakiś ciężar spadł mu z piersi.Oczy jego zabłysły radośnie.Wydawało mu się, że długo błąkał się wśród mroku, a teraz odnalazł drogę do domu.Pochylił się nad pięknymi smukłymi rączkami dziewczyny i przytulił do nich wargi.Eliza zadrżała, szybko jednak zapanowała nad wzruszeniem.- Szczęść Boże w ojczystych progach! Witam cię, drogi kuzynie - rzekła serdecznie, a twarz jej spłonęła rumieńcem.- Eliza! Eliza! - powtarzał z radosnym uśmiechem.- Czy to naprawdę mała trzpiotka Eliza, która tu stoi przede mną? Jeszcze nie oswoiłem się z tą myślą.Zmieniłaś się, kuzynko, tylko twoje oczy pozostały te same.Uśmiechnęła się.Przyzwyczajona do panowania nad sobą odzyskała pozorny spokój.- Tak, oprócz oczu nic nie pozostało z dawnej trzpiotki.Ale i ty zmieniłeś się, drogi kuzynie.Poznałam cię tylko po ruchach i chodzie.Raz jeszcze witam cię serdecznie w rodzinnym domu.To nieładne, że spadłeś jak z nieba, nie uprzedzając nas o tym.Zastałeś tylko mnie, a przy tym ominie cię uroczyste powitanie.- To mnie właśnie cieszy.Nie chciałem uroczystego przyjęcia, nie znoszę tych wszystkich ceremonii.Żyłem na odludziu, Elizo, i ogromnie zdziczałem.Tam, na pustkowiu nikt nie wyprawiał festynów.Dzięki Bogu, że i tutaj zdołałem tego uniknąć.Ach, Elizo, jakże mnie wzruszyły twoje serdeczne słowa.Mam wrażenie, jakbym nigdy stąd nie wyjeżdżał.Gdybym się nie wstydził tak niemęskiej słabości, rozbeczałbym się w tej chwili jak uczniak.W jego słowach brzmiało głębokie wzruszenie.Z tajemną rozkoszą wsłuchiwała się w jego dźwięczny, miły głos.A Norbert nie mógł od niej oderwać oczu.Jakże piękna była teraz maleńka Eliza, jaka niewinność tchnęła z jej czystych rysów.W błękitnych oczach odzwierciedlała się szlachetna, jasna dusza.Z bolesną pewnością poczuł w tej chwili, że ma przed sobą jedną z tych świetlanych istot, o których roił w snach młodości.Więc jednak nie był szaleńcem, gdy wierzył w istnienie czystych, idealnych kobiet! Nie spotkał tylko takiej na drodze swego życia, zbłądził, uniesiony krótkotrwałym szałem zmysłów.Bezwolnie poddawał się urokowi, który promieniował z całej postaci Elizy.Od dawna już nie spotykał się z kobietami z swojej sfery.A oto wyszła mu naprzeciw pierwsza spośród nich, wyposażona we wszystkie wdzięki, we wszystkie zalety ciała i duszy.Wyciągnęła ku niemu dłonie i spojrzała na niego oczyma jego młodości.Nic dziwnego, że pochłaniał ją wzrokiem.Wydawało mu się, że dotychczas konał z pragnienia, a teraz wreszcie odnalazł życiodajne źródło.Jego oczy zdradzały wyraźne uczucie, które owładnęło jego duszą.Ani przez chwilę nie pomyślał o kobiecie, która według litery prawa była jego żoną.Zapomniał o niej, jakby jej nie było.Wewnętrznie czuł się wolny, nic go z nią nie łączyło, toteż przestał pamiętać o wszelkich więzach.Nie zdawał sobie sprawy, że uczucie, które z taką potęgą wtargnęło do jego serca, mogło być grzechem, że nie powinien dawać mu do siebie dostępu.Pierwsza ocknęła się Eliza.Z miłym, dziewczęcym uśmiechem, który nadawał jej coś dziwnie bezbronnego, rzekła:- Co teraz będzie, kuzynie? Twój nagły przyjazd wytrącił mnie z równowagi.- Czy przybyłem nie w porę, kuzynko Elizo? - zagadnął, walcząc ze słodkim urokiem, jaki rzuciła nań dziewczyna.- Nie, nie, - zawołała.- Od tygodnia już czekamy na ciebie! Musisz bardzo źle sądzić o mojej przytomności umysłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- [ICI][PL] Dumas Aleksander (o) Dwie Diany
- J.R.R. Tolkien Władca Piercieni 2 Dwie Wieże 2
- Jrr Tolkien Dwie Wieze (2)
- Jrr Tolkien Dwie Wieze (1 z 2)
- Jrr Tolkien Dwie Wieze
- Jrr Tolkien Dwie Wieze (1 z 2) (2)
- Jrr Tolkien Dwie Wieze (2 z 2)
- Anthony Piers Adept 002 Blekitny Adept(1)
- Cook The Tyranny of the Night
- George Orwell Rok 1984 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- freerunner.xlx.pl