[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie będzie czuła, śpiąc w promieniach słońca, muśnięcia szat na policzkach, szat należących do tych, którzy ją obserwowali i uciekali, kiedy się budziła, pozostawiając po sobie tylko poruszone liście.Chodź tutaj, chodź tutaj, nucili jej w dzieciństwie.Teraz była niewrażliwa.– Twoja kolej – powiedziała Cloud.– Czy świadomość bierze w tym udział? – zapytała Alice, tylko częściowo zwracając się do Cloud.– W czym? – powiedziała Cloud.– W dorastaniu? Nie.W pewnym sensie.To jest nieuniknione, nie sposób przed tym uciec.Możesz to powitać lub nie, przehandlować za wszystko, co i tak musisz utracić.Albo możesz się temu sprzeciwić, ale i tak wszystko, co masz utracić, zostanie ci odebrane i nigdy nie otrzymasz zapłaty, nawet nie dostrzeżesz, że targ jest możliwy.– Pomyślała o Auberonie.Za oknami muzycznego pokoju Daily Alice dostrzegła sylwetkę Smoky’ego, który ciężkim krokiem zdążał do domu.Jego wizerunek załamywał się gwałtownie, kiedy Smoky przechodził od jednego żebrowanego okna do drugiego.Tak.Jeśli to, co powiedziała Cloud, było prawdą, to otrzymała w zamian Smoky’ego – ale zapłaciła za niego utratą poczucia, że to właśnie oni postawili go na jej drodze, właśnie oni wybrali go dla niej, właśnie oni sprawili, że wymieniła ze Smokym szybkie spojrzenia, które zapoczątkowały miłość, długie zaręczyny i udane małżeństwo.I choć posiadła to, co zostało jej obiecane, utraciła poczucie, że zostało to obiecane.Wszystko, co otrzymała, a więc Smoky i jej codzienne, zwykłe szczęście, wydawało się przez to nietrwałe i przynależne jej tylko przez przypadek.Bała się, tak, bała się.Ale skoro interes został ubity, a ona wypełniła swoją część i kosztowało ją to tak wiele, a oni zadali sobie tyle trudu, żeby to przygotować, to czy mogłaby go utracić? Czy mogliby być tak zakłamani? Czy tak niewiele rozumiała? A jednak bała się.Usłyszała, że ktoś starannie zamyka drzwi frontowe i po chwili zobaczyła, że doktor, ubrany w koszulę w czerwoną szkocką kratę, wychodzi naprzeciw Smoky’emu, niosąc dwie strzelby i ekwipunek myśliwski.Smoky wydawał się zdziwiony, potem zamknął oczy i dotknął czoła, jakby nagle sobie o czymś przypomniał.Następnie z rezygnacją wziął jedną strzelbę od doktora, który wskazywał już, jaką drogę mogliby obrać.Wiatr rozwiewał pomarańczowe iskry z fajki.Smoky podążył za doktorem w stronę parku.Doktor nadal wskazywał coś ręką i mówił.Raz jeden Smoky odwrócił się i jego spojrzenie powędrowało do okien na piętrze domu.– Twój ruch – powiedziała Cloud.Alice spojrzała na planszę, której wzór wydawał się teraz rozmazany.W tym momencie Sophie weszła do pokoju muzycznego ubrana we flanelowy szlafrok i kardigan należący do Alice.Obie kobiety zastygły nad planszą.Nie dlatego, że Sophie przeszkodziła im, zdawała się wcale nie dostrzegać ich obecności.Spojrzała na nie, lecz niewidzącym wzrokiem.Przerwały grę dlatego, że kiedy Sophie przeszła koło nich, poczuły intensywnie cały otaczający je świat: wiatr, brązową ziemię na zewnątrz, godzinę, popołudnie, dzień i jego przemijanie.Daily Alice nie wiedziała, czy spowodowała to tylko nagła uniwersalność uczuć, wywołana obecnością Sophie, czy sama Sophie, ale właśnie w tej chwili stało się dla niej jasne to, co przedtem było niezrozumiałe.– Dokąd on idzie? – powiedziała Sophie do siebie, rozpłaszczając dłoń na nierównej powierzchni szyby, jak gdyby dotykała prętów klatki i dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest uwięziona.– Na polowanie – odparła Daily Alice.Zdobyła damkę i powiedziała: – Twój ruch.Niewątpliwy drapieżnikTylko raz do roku, jesienią, doktor Drinkwater wyjmował jedną z licznych strzelb, które jego dziadek przechowywał w szafie w bilardowym pokoju.Czyścił broń, ładował ją i szedł polować na ptaki.Pomimo miłości, jaką darzył zwierzęta – a być może właśnie z tego powodu – doktor uważał, że tak samo jak Rudy Lis czy Sowa ma prawo być istotą mięsożerną i leży to w jego naturze.Szczera radość, z jaką zjadał mięso, obgryzając kosteczki i smakowicie oblizując potłuszczone palce, przekonywała go, że to istotnie leży w jego naturze.Uważał jednakże, że jeśli faktycznie ma być stworzeniem mięsożernym, to powinien umieć zabijać to, co zjada, a nie tylko pozostawiać krwawe dzieło i rozkoszować się oporządzonymi produktami, w których nie można rozpoznać pierwotnego kształtu.Jedno lub dwa polowania na rok, kilka jasno upierzonych ptaszków zdmuchniętych bezlitośnie z nieba, przyniesionych do domu we krwi i z otwartymi dziobami – to uciszało jego skrupuły.Chociaż wykazywał pewne niezdecydowanie, kiedy bażant albo kuropatwa wypadały jak burza z zarośli, to jednak dzięki swej znajomości lasu i umiejętności przyczajania się, przynosił do domu wcale pokaźne łupy.I kiedy przez resztę roku wbijał zęby w befsztyk albo cielęcinę, mógł z czystym sumieniem uważać się za istotę mięsożerną.Kiedy przekonał Smoky’ego, jak logiczne są jego poglądy na te sprawy, często zabierał go ze sobą.Doktor był leworęczny, a Smoky nie, dzięki czemu prawdopodobieństwo, iż w czasie krwawej orgii postrzelą się nawzajem, wydawało się znikome.Smoky, chociaż nieuważny i niezbyt cierpliwy, wykazywał jednak naturalny talent do polowania.– Nadal jesteśmy na terenie twojej posiadłości? – spytał Smoky, kiedy przechodzili przez kamienny mur.– Na posiadłości Drinkwaterów – odparł doktor.– Czy wiesz, że ten porost tutaj, ten płaski, srebrzysty gatunek może przetrwać setki lat?– Twojej to znaczy Drinkwaterów – poprawił się Smoky.– To miałem na myśli.– Właściwie to ja nie jestem Drinkwaterem – oznajmił doktor, kołysząc bronią i zmieniając kierunek marszu.– Nie z nazwiska.Słysząc to, Smoky przypomniał sobie pierwsze słowa, jakie wypowiedział do niego doktor:– Nie jestem praktykującym doktorem – stwierdził.– Ściśle rzecz ujmując, jestem bękartem.– Naciągnął czapeczkę głębiej na czoło i bez goryczy rozważał swój przypadek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl