[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wstał i zaczął się rozbierać.– Jestem zbyt zmęczony, żeby jeść.W każdym razie tata czuje się dobrze.Saltini zrobił z niego wojującego liberała.Cieszę się, że stary wojownik jest po naszej stronie.Bardzo się nam przyda.– Nie sądziłem, że istnieje już coś takiego jak nasza strona – zauważyłem.– Tak? Będzie istniała.– Cisnął bluzę do czyszczarki.– W każdym społeczeństwie ludzie znajdują mnóstwo powodów do niezadowolenia z istniejącego porządku.Dopóki jednak wszyscy są weń w jakiś sposób zaangażowani, owo niezadowolenie nie może zyskać spójności niezbędnej, by wywrzeć znaczący wpływ na wydarzenia.To klasyczny błąd, gospodarcza teoria gier zamachów stanu.Gdy jakaś mała grupka zagarnia pełnię władzy, całe niezadowolenie skupia się na niej.Mogę się od ręki założyć, że nie miną trzy lata, nim Saltini zapuka do drzwi Shana, błagając o azyl i prawo do bezpiecznego opuszczenia planety.Przebywaliśmy w jednym z dwóch tylko budynków wielomilionowego miasta, które nie znajdowały się w rękach Saltiniego, a nasza armia składała się z dwustu nie uzbrojonych, przerażonych i wyczerpanych wyrzutków społeczeństwa, nie mogłem więc nie dojść do wniosku, że Aimeric odczuwa skutki hipotermii.Gdy mój przyjaciel cisnął buciory w kąt i wciągnął na siebie piżamę, w drzwiach pojawił się Thor-wald, który przyniósł mu zupę i bułeczki.Aimeric przyjął od niego kolację i zasiadł do niej, jakby był dzieckiem, które wróciło do domu po długim dniu zabawy na śniegu.– Kiedy pan skończy, proszę się natychmiast położyć – dorzucił Thorwald, zupełnie jakby był jego matką.– Panie, hmm, to znaczy, Giraut.Kilku z nas zebrało się w małej kuchni, żeby napić się kakao.Może przyszedłbyś do nas, żeby pogadać.– Oczywiście – odparłem.Zostawiliśmy Aimerica samego, żeby skończył kolację i położył się spać.– Jestem pod wrażeniem tego, czego udało się dziś panu dokonać, panie Spenders – powiedziałem, gdy zamknęliśmy za sobą drzwi.Wyszczerzył zęby w uśmiechu.– Jeszcze się przyzwyczaję do zwracania się do ciebie po imieniu, Giraut.Może nawet zarażę się twoim paskudnym zwyczajem dogadywania ludziom.Roześmiałem się, nie zaprzeczając temu zarzutowi.Faktycznie to robiłem.Najwyraźniej śmiech stanowił wystarczające przeprosiny.Gdy schodziliśmy po głównych schodach, usłyszałem jakieś dziwne buczenie.Po chwili zdałem sobie sprawę, że dwustu ludzi robi tak wiele hałasu, iż nawet w wielkim gmachu ich obecność zawsze daje się odczuć.Ku swemu zaskoczeniu – sądziłem dotąd, że najbardziej podoba mi się w ośrodku fakt, że jest tak doskonale przystosowany do moich potrzeb – przekonałem się, że choć intruzi wywołali trochę zamieszania, dzięki nim budynek stał się znacznie bardziej ciepły i ludzki niż.hmm, niż wszystkie domy, w jakich dotąd mieszkałem.Była to tylko przelotna myśl, nic więcej, uznałem ją jednak za drugi pomysł na dobrą pieśń, który przyszedł mi do głowy tego samego dnia.Przypomniałem sobie poetę z ery przedko-smicznej, który nosił nazwisko Wordsworth.Znaczna część jego utworów zawdzięczała swego ducha pobytowi autora we Francji podczas upadku Ancien Regime.może zdobędę tu chociaż jakiś temat do pieśni, który pozwoliłby mi zakasować wielu innych okcytańskich wykonawców.Okazało się, że w kuchni oprócz mnie są tylko Paul, Thorwald, Margaret oraz wielka lasagna, którą ktoś zdążył upiec.Zaburczało mi w żołądku.Zdałem sobie sprawę, że od nastania Pierwszego Mroku nic nie jadłem.Pozostali byli w podobnej sytuacji.Na początek wszyscy zabraliśmy się do pochłaniania pysznego, gorącego posiłku.– No dobra – odezwałem się w końcu.– Paul, skoro wreszcie cię dopadłem, informuje oficjalnie, że ciebie również zatrudniam.Zakładam, że ty przynajmniej się domyślałeś, iż to zrobię.– Jasne – przyznał wysoki, młody mężczyzna.Odchylił się na krześle z głośnym westchnieniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl