[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest jeszcze zbyt młoda, by stroić się w brylanty.Dla mnie młoda dziewczyna ma bez porównania więcej uroku, gdy jest skromna.I z pewnością nie wyda się to komuś dziwne.Tym bardziej, że toaleta każdej kobiety winna być dostosowana do jej wyglądu.To, co by tobie jako kobiecie w pełnym rozkwicie dodało uroku i jeszcze bardziej podkreśliło urodę, to niewątpliwie by zeszpeciło młodą dziewczynę.Tymczasem poczęli się schodzić goście, a w godzinę potem wrzało już jak w ulu, w opustoszałych do tej pory pokojach.Ruth wirowało w głowie od całej masy nazwisk, które obijały się jej o uszy oraz od tych wszystkich czczych, a jednak nieuniknionych frazesów, które zmuszona była przyjmować i odwzajemniać.Z utęsknieniem wyczekiwała momentu uciszenia, szukając oczyma pani majorowej, w pobliżu której zawsze się czuła spokojna i pewna siebie.- Czy wolno zapytać, za kim tak pani wodzi oczyma? - doszedł ją nagle dźwięk dobrze znanego jej głosu.Uradowana, odwróciła się w tę stronę.- Ach, to pan, panie Fredzie.Błagam pana, niech mnie pan wyprowadzi z tego rojowiska, bo mi się już w głowie kręci.Podał jej ramię.- Spodziewałem się, że niedługo zapragnie pani spokoju i wytchnienia, dlatego trzymałem się w pobliżu, by być na jej zawołanie.Uśmiechnęła się życzliwie.- Jest to obowiązkiem pana jako mojego rycerza.Ale gdzie się schronimy, wszędzie pełno ludzi.- W palarni jest teraz zupełnie pusto.Widziałem tam tylko moją matkę.- W takim razie spieszmy za jej przykładem.I poszli.Zaledwie pani Grotthus, śmiertelnie znużona przygotowaniami, zdążyła wygodnie spocząć w jednym z foteli, gdy drzwi się otworzyły i ukazała się w nich młoda para.- Cioteczko, czy wolno nam razem z tobą zażywać tego boskiego azylu, czy jako intruzi będziemy stąd wygnani?- Nie przeszkadzacie mi, bynajmniej.Lecz cóż to Ruth, czyżbyś już była syta tego wielkiego świata?- Tam jest strasznie! Nigdy nie można być sobą.Nic, tylko same frazesy, banały, udane uprzejmości.Przez chwilę zdawało mi się, że już nie wytrzymam i niewiele brakowało, a popełniłabym jakieś szaleństwo, jakąś ekstrawagancję.Ot, jedynie dla przeciwstawienia się tej czczej, bezmyślnej paplaninie.Jeszcze do tej pory bolą mnie usta od tego stereotypowego uśmiechu, który kurczowo przylgnął do mojej twarzy.Fred i jego matka pokładali się od śmiechu.- Panno Ruth, jestem naprawdę niepocieszony! W tak młodym wieku być tak złośliwą.No i do czego to doprowadzi?- Niech pan lepiej powie: tak stara i jeszcze niezblazowana.To by bardziej się zgadzało.Ale żart żartem.Daję słowo, nigdy nie przypuszczałam, żeby uprzejmość, rozumie się ta obowiązkowa, była tak męcząca.W międzyczasie Fred przysunął jej krzesło, na które opadła z westchnieniem ulgi.- O ile mi wiadomo, to ta uprzejmość nie sprawia ci na ogół tak wiele trudności, Ruth - rzekła z uśmiechem pani majorowa.- Wobec tych których lubię i którzy mi są bliscy, niewątpliwie, co zresztą nie jest bynajmniej zasługą.Ale ci wszyscy obcy ludzie, spośród których większość wydała mi się wprost antypatyczna.Co ja mam z nimi począć?- Po prostu starać się ich poznać! Być może znajdzie się między nimi ktoś, kogo pani z czasem nawet i polubi.- Możliwe.Na razie jednak nie dostrzegam w tym tłumie ludzi godnych zainteresowania.- Ach, panno Ruth, gdyby to ktoś podsłuchał?- Z pewnością by nie wziął tego do siebie.Każdy bowiem człowiek ma o sobie jak najlepsze mniemanie.Pani majorowa zaśmiewała się do łez.- No i popatrzcie, co to za filozof zrobił się z tej małej.To po prostu straszne.Gzy doszłaś do tego drogą jakichś specjalnych studiów?Ruth również się śmiała.- Nie, cioteczko.Ale nie ulega kwestii, że musiałam już gdzieś, kiedyś, natknąć się na tę mądrą sentencję.Cóż to pan, panie Fredzie, z taką tęsknotą spoziera na drzwi? Czy pragnąłby pan może z powrotem wrócić do towarzystwa? W takim razie proszę się mną nie krępować.Udzielam mu dyspensy aż do kolacji.Jak pan widzi znajduję się w nienajgorszych rękach.- Nie tyle z tęsknotą, ile z trwogą.Obawiam się bowiem, że obecność tylu ludzi nie pozwoli nam na bycie z sobą.Pogawędziwszy jeszcze chwilkę z młodymi, pani majorowa podniosła się.- Trzeba mi wracać do mojego kieratu, ale ty kochana Ruth, nie powinnaś na tak długo oddalać się od towarzystwa.Fred będzie ci towarzyszył, nieprawdaż, synu?- Jeżeli uważasz, że to konieczne, cioteczko.W takim razie, panie Fredzie, rzucamy się ponownie w ten przeklęty wir.To mówiąc, oparła się silnie na jego ramieniu i pociągnęła go za sobą.- Panie Fredzie - zaczęła cichutko - wszak jest pan moim przyjacielem, czy tak?Popatrzył na nią z tkliwością.- Jeżeli mnie pani upoważnia do nazywania się jej przyjacielem, będę z tego dumny i szczęśliwy.- W takim razie miałabym maleńką prośbę.Proszę mnie nie odstępować w ciągu dzisiejszego wieczoru.Dobrze? Ojciec mój bowiem nie ma na to czasu.Jest czym innym zaabsorbowany, a ci wszyscy obcy ludzie mnie zatrważają.Czuję się między nimi taka samotna.Pochylił się ku niej.A gdy zaczął mówić, czuć było w jego głosie pewne drżenie.- Życzenie pani, panno Ruth, napełnia mnie niewymowną radością.Ale obawiam się, że osoba zwykłego, ubogiego porucznika, asystującego córce pana domu, zwróci powszechną uwagę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl