[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— ¯yj e? To niemo¿liwe!— Obawiam siê, ¿e mo¿liwe.A przynajmniej takie jest zdanie chirurgów.Widzipan, jego serce nadalbije, g³oœno i wyraŸnie, dwadzieœcia cztery razy na minutê.— Dwadzieœcia cztery? — zapyta³a Jane.— Przecie¿ to nie.— To nie jest puls cz³owieka — uzupe³ni³ doktor Jarvis.— Absolutnie niecz³owieka.Ale jego serce naprawdê bije, a póki bije, bêd¹ siê staralipodtrzymywaæ je.W tej¿e chwili, klnê siê, us³ysza³em jakiœ szept.Mo¿e by³ to g³os jednego zpolicjantów znajduj¹cych siê na górze.Mo¿e by³ to pisk opon samochodu namokrej nawierzchni jezdni.Ale gdy instynktownie obróci³em siê, aby zobaczyækto to, uœwiadomi³em sobie, ¿e najbli¿ej mnie znajduje siê obrzydliwa ko³atka znapisem: „Wróæ".TRZYRzuca³em siê na moim zapoconym, wymiêtoszonym ³Ã³¿ku przez kilka godzin,wreszcie o pi¹tej nad ranem wsta³em i zaparzy³em sobie szklankê mocnej czarnejkawy, któr¹ wzmocni³em calvadosem.To w³aœnie pijaj¹ na rozgrzewkê staruszkowiew Normandii w zimne grudniowe dni.Sta³em w oknie patrz¹c na blady œwitspowijaj¹cy ulicê i wydawa³o mi siê, jakby moje ¿ycie uleg³o dziwnej, nag³ej isubtelnej zmianie.Czu³em siê jak cz³owiek, który spaceruje wœród znajomychmiejsc i po skrêceniu gdzieœ w bok trafia w obce sobie okolice, gdzie domy s¹ciemne i obskurne, a mieszkañcy nieprzyjaŸni i niesympatyczni.Nie mog³em ju¿ d³u¿ej powstrzymaæ ciekawoœci i oko³o szóstej zadzwoni³em doszpitala Elmwood Foundation, do doktora Jarvisa.Telefon odebra³a uprzejmieobojêtna pielêgniarka, która poinformowa³a mnie, ¿e doktor Jarvis nie mo¿epodejœæ, ale zanotowa³a mój numer i przyrzek³a powtórzyæ mu, aby oddzwoni³.Usiad³em wygodnie na mojej kwiecistej kanapie i dalej pi³em kawê.Ca³¹ nocmyœla³em o wszystkim,co zdarzy³o siê na Pilarcitos tysi¹c piêæset piêædziesi¹t jeden, i wci¹¿ niepojmowa³em tego, co siê sta³o.Jedna rzecz wiedzia³em na pewno.Ta si³a czy„obecnoœæ", która nawiedza³a tamten dom, nie by³a przyjazna.Wzdraga³em siêprzed u¿yciem s³owa „duch", nawet gdy myœla³em we w³asnym zaciszu domowym, ale,do diab³a, czy mog³oby to byæ coœ innego?To wydarzenie mia³o tyle przedziwnych stron, które, jak mi siê zdawa³o,zupe³nie nie pasowa³y do siebie.Mia³em uczucie, ¿e w ca³ej tej hecy samSeymour Wallis by³ bardziej wa¿ny, ni¿ to sobie uœwiadamia³.Przecie¿ to by³jego dom, on pierwszy us³ysza³ to oddychanie i sam powiedzia³, ¿e odk¹dpracowa³ we Fremoncie, przeœladuje go pech.I wci¹¿ mia³ t¹ dziwaczn¹ pami¹tkê,tê niedŸwiedzicê na porêczy schodów, wydobyt¹ w parku.Nabra³em przekonania, ¿e to, co siê dzia³o, nie by³o przypadkowe.Przypomina³opocz¹tek gry w szachy, kiedy to ruchy wydaj¹ siê od niechcenia, nie powi¹zaneze sob¹, choæ stanowi¹ czêœæ planu strategicznego.Nasuwa³y siê pytania: czyjto plan? I dlaczego w³aœnie taki?Tego, co mog³o wi¹zaæ straszliwy wypadek Bryana Cordera i tajemnicz¹ utratêprzytomnoœci Dana Machina — nie rozumia³em.Nie mia³em wcale ochoty zbytg³êboko tego roztrz¹saæ, poniewa¿ wci¹¿ pojawia³y mi siê w myœlach koszmarneobrazy odartej z cia³a g³owy Bryana, a œwiadomoœæ, ¿e on mo¿e jeszcze ¿yje,potêgowa³a koszmar.Nie by³em odpornym cz³owiekiem.Zalicza³em siê do tych,którzy czuj¹ wstrêt na widok kalmarów podawanych w sa³atce z owoców morza ijajek na miêkko.Zadzwoni³ telefon, poczu³em zimne ciarki na skórze g³owy.Podnios³em s³uchawkêi powiedzia³em: — Tu John Hyatt.Kto mówi?— John? Tu Jane.£ykn¹³em kawy.— Wczeœnie wsta³aœ.Nie mog³aœ spaæ?— A ty mog³eœ?— No, niezupe³nie.Wci¹¿ myœla³em o Bryanie, Chwilê temu dzwoni³em do szpitala,ale jeszcze nie maj¹ ¿adnych wieœci.Mam nadziejê, ¿e jednak umar³.— Rozumiem, co chcesz powiedzieæ.Przenios³em telefon na kanapê i wyci¹gn¹³em siê na niej.Zaczyna³o mnieogarniaæ zmêczenie.Mo¿e tylko dlatego, ¿e poczu³em ulgê, mog¹c rozmawiaæ zkimœ przyjaznym.Skoñczy³em kawê i z ostatnim ³ykiem poci¹gn¹³em fusów.Dokoñca rozmowy oskubywa³em z nich jêzyk.— Dzwoniê do ciebie, poniewa¿ dowiedzia³am siê czegoœ — powiedzia³a Jane.— Czegoœ zwi¹zanego z Bryanem?— Niezupe³nie.Ale wi¹¿e siê to z domem Seymoura Wallisa.Pamiêtasz tewszystkie widoczki Mount Taylor i Cabezon Peak?— Oczywiœcie.Zastanawia³em siê nad nimi.— Wiesz, znalaz³am trochê wiadomoœci o tych górach w ksi¹¿kach, które mamy wksiêgarni.Mount Taylor le¿y w paœmie San Mateo, ma wysokoœæ jedenastu tysiêcytrzystu osiemdziesiêciu dziewiêciu stóp, a Cabezon Peak jest w zupe³nie innymkierunku, na pó³nocnym wschodzie w hrabstwie San Doval, i liczy osiem tysiêcytrzysta stóp.Parskn¹³em fusami.— To Nowy Meksyk, prawda?— Nowy Meksyk.Rzeczywista kraina Indian.Istniej¹ dziesi¹tki legend o tych górach, g³Ã³wnie opowieœci Indian Navaho oWielkim Potworze.— Wielki Potwór? A kim, do diab³a, jest Wielki Potwór?— Wielki Potwór to olbrzym, który podobno terroryzowa³ po³udniowy zachód ca³ewieki temu.ZagnieŸdzi³ siê na Mount Taylor.Mia³ twarz w niebieskie i czarnepasy oraz zbrojê z krzemieni, przetykan¹ wnêtrznoœciami wszystkichzaszlachtowanych przez niego ludzi i zwierz¹t.— Mam rozumieæ, ¿e nie by³ raczej sympatyczny.— Ani trochê — odpar³a Jane.— By³ jednym z najbardziej srogich olbrzymów,jakie pojawiaj¹ siê w legendach ró¿nych kultur.Mam tutaj osiemnastowieczn¹ksiêgê, w której wyczyta³am, ¿e mia³ zwierzchnictwo nad wszystkimi demonaminiszcz¹cymi ludzi i ¿e ¿aden ze œmiertelnych nie móg³ go zwyciê¿yæ.W koñcuzabili go dwaj odwa¿ni bogowie zwani BliŸniêtami, którzy pos³u¿yli siê têcz¹,¿eby zmyliæ jego strza³y, po czym str¹cili mu g³owê piorunem.Tê g³owê rzucilina pó³nocny wschód, gdzie zamieni³a siê w Cabezon Peak.Chrz¹kn¹³em.— To bardzo ³adna historyjka.Ale co ma wspólnego z domem SeymouraWallisa? Oczywiœcie, pomijaj¹c wszystkie ryciny Mount Taylor i Cabezon Peak.— No, dok³adnie mówi¹c, nie wiem — odpowiedzia³a Jane.— Znalaz³am jednaktekst, którego nie rozumiem, ale nasuwa on pewne skojarzenia.Otó¿ jest tujakieœ odniesienie do Pierwszego, Który U¿y³ S³Ã³w dla Si³y.Cokolwiek by³o tym„Pierwszym", okaza³o siê tak mocarne, ¿e obciê³o z³ote w³osy WielkiemuPotworowi i zrobi³o z niego poœmiewisko.Jest jeszcze coœ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl