[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy szybkoœci „Oceanii”wyliczenie tego rodzaju, by mo¿na by³o rozpoznaæ j¹ po dymie nad horyzontem,wœród nie­zliczonych innych spotykanych po drodze statków, by³o absurdem.OdpowiedŸ kapitanowi nale¿a³o jednak daæ natych­miast.Oficjalne stosunki z kapitanem, oparte na „tak jest” i „tak nie jest”,wyklucza³y szczere wypowiedzenie siê.Ka­pitan idzie teraz na lunch i musi mieæmoj¹ odpowiedŸ na ewentualne zapytanie któregoœ z ministrów.Przysz³a mi do g³owy samobójcza myœl ratowania siê pytaniem, by pozostawiækwestiê nie rozstrzygniêt¹, jak to mia³o miejsce podczas poprzedniej podró¿y nafiordy.Zdoby³em siê na odwagê i spyta³em:- Pamiêta pan kapitanie Quanto Costo?- Znaczy, pamiêtam.Znaczy, co to ma wspólnego odpowie „Oceani¹”?- Pan kapitan nie chcia³ wówczas uwierzyæ, ¿e ja nie wiedzia³em, alepowiedzia³em.Kapitan zrobi³ siê purpurowy.Szczêka przesunê³a siê dalej ni¿ na barometrzebywa HURAGAN.W ogóle podzia³ka skoñczy³a siê.Przez zaciœniête zêby kapitan zacz¹³ swoje:- Znaczy, proszê pana, znaczy, wszystkie dane o „Oceanii”, które panpowiedzia³, zgadza³y siê dok³adnie.Znaczy, niedawno przegl¹da³em te dane wjakimœ piœmie.Znaczy, pan ¿¹da, ¿ebym ja uwierzy³ teraz, ¿e ten Kalabryjczykrzeczywiœcie uratowa³ siê ze z³otem.Znaczy, ¿e siê o¿eni³ z córk¹ m³ynarza i¿e ich prawnuki zgodnie z pana wywodami nazwa³y osadê Quanto Costo?Gdy kapitanowi zabrak³o tchu, usi³owa³em t³umaczyæ siê:- Pan kapitan kaza³ nam przecie¿ byæ zawsze bez­ wzglêdnie uprzejmymi i nawszystkie pytania odpowia­daæ.Robimy to ju¿ automatycznie.W tym wypadku te¿odpowiedzia³em automatycznie, gdy pos³ysza³em pytanie nawet nie skierowane domnie, a do pana kapitana, za co natychmiast pana kapitana przeprosi³em.- Znaczy, rozumiem, ale sk¹d pan wiedzia³, ¿e to „Oceania”?- Panie kapitanie, przecie¿ ja naprawdê nie wiedzia­³em, ¿e spotkamy „Oceaniê”.Nie wiedzia³em, ¿e premier, widz¹c dym „Oceanii”, spyta pana kapitana, co to zasta­tek.Ale przecie¿ o wiêkszych statkach wszyscy mniej wiê­cej coœ wiemy.- Znaczy, dlaczego pan powiedzia³, ¿e to „Oceania”?- Nie wiedzia³em, ale powiedzia³em, panie kapitanie.- Znaczy, ju¿ teraz nic nie rozumiem.Znaczy, osobiœ­cie s³ysza³em, ¿e pan niewiedzia³, ale powiedzia³.Znaczy, teraz nie rozumiem, dlaczego pan powiedzia³DOB­RZE?.Znaczy, dziêkujê panu.LA MULETAW ujœciu Wielkiej Rzeki - w jêzyku Maurów zwanej Wadi-el-Kebir, a dziœ nosz¹cejnazwê Gwada³kiwir - wziêliœmy pilota.Mia³ wprowadziæ nasz transatlantyk doSewilli, w której planowaliœmy spêdziæ œwiêta wielkanoc­ne.Oprócz niego wesz³o na statek kilku innych pilotów, wracaj¹cych na œwiêta dodomu.Piloci przynieœli ze sob¹ gazety, których czo³owe artyku³y wielkimiczcionkami mówi³y o maj¹cych siê odbyæ podczas œwi¹t walkach by­ków.PLAZA DE TOROS DE LA REAL MAESTRANZA - „Arena to miejsce prawdziwych mistrzów”.GRAN CORRIDA EXTRAORDINARIA - „Nadzwyczajne walki byków” zapowiada³y szumnetytu³y.Treœæ artyku³Ã³w obiecywa³a widowisko niezwyk³e, pod­czas którego szeœænajpiêkniejszych byków z najlepszych stad zostanie zabitych.Có¿ dopiero mo¿naby³o przeczy­taæ o tych, co bêd¹ te byki uœmiercaæ?!S³uchaj¹c opowiadañ pilotów, dochodzi³o siê do wnio­sku, ¿e Hiszpaniezapomnieli zupe³nie o Maurach, po których odziedziczyli nie tylko nazwê tejrzeki, ale i areny do potykania siê z bykami.Z ich relacji wynika³onato­miast, ¿e ju¿ od momentu zakoñczenia nudnej i bez­grzesznej wegetacji wraju byki na ziemi zaistnia³y jedynie po to - by walczyæ, Hiszpanie - by jezabijaæ.Piloci skwapliwie uœwiadamiali w tych sprawach naszych pasa­¿erów.Jednak okaza³o siê, ¿e historiê walk byków niektórzy turyœci znaj¹ lepiej odnich, gdy¿ jeszcze w kraju zaopatrzyli siê przezornie w „Ÿród³a”.Na zorganizowanym na poczekaniu odczycie dowie­dzieliœmy siê, ¿e pierwszymHiszpanem, który byka po³o­¿y³ na arenie, by³ Don Rodrigo Diaz de Vivar, krótkoprzez Maurów zwany Cyd.Co prawda na temat czynów tego najwiêkszego rycerzaHiszpanii wyrazi³y w¹tpliwoœæ usta Canona z „Don Kichota”, ale my wierzyliœmy,¿e Cyd, siedz¹c na wspania³ym rumaku, przebi³ byka lanc¹, podobnie jak potemuczyni³ to Karol Pi¹ty, który chcia³ uczciæ w ten sposób narodziny swegonastêpcy, Filipa Drugiego.Z czasem, jak wyjaœnia³ prelegent, lanca doza­bijania byka kurczy³a siê i ju¿ Filip Czwarty, siedz¹c je­szcze na rumaku,zabi³ byka oszczepem, który w jego rê­kach nazywa³ siê r e j o n c i 11 o.Gdy na tronie Hiszpanii zasiedli Burboni, ju¿ tylko arystokracja zabija³a byki,a panuj¹cy jedynie przygl¹dali siê walkom.Z biegiem jednak lat najznakomitszerody Hiszpanii, wzoruj¹c siê na lenistwie Burbonów, przesta³y w³asnorêczniedokonywaæ tych czynów.Lanca skurczy³a siê do rozmiarów szpady, nazywanejesto¹ue, a walka przesta³a byæ prowadzona z konia.Pierwszym, który za­bi³ bykaszpad¹ na piechotê, by³ toreador Francisco Ro­meo z Rondy w Andaluzji, on te¿pierwszy w dziejach Hiszpanii otrzyma³ tytu³ e s p a d a i pierwszy w Hiszpaniipodra¿ni³ byka widokiem purpurowej draperii, nazwanej la muleta.O nastêpcach Wielkiego Francisco, których teraz bê­dziemy mieli mo¿noœæ ogl¹daæw Sewilli, pisano w gaze­tach, ¿e s¹ mistrzami z ³aski bo¿ej - torero por lagracia de dios, ¿e s¹ mistrzami w swej robocie, która jest gracia estetica.Ka¿dy z nich ukoñczy³ Królewsk¹ Akademiê Walki Byków i otrzyma³ licencjê, czylipasowanie na to-readora.Wygl¹da³o to w ten sposób, ¿e podczas pierw­szegowystêpu mistrz podaniem na arenie rêki publicznie czyni³ wiadomym, ¿e jegouczeñ otrzymuje alternati-v a, licencjê na zabijanie byków.Na równi z toreadorami gazety s³awi³y bycze rody - kszta³cone z dziadapradziada do walki w „szko³ach by­ków”, zwanych vacadas - z którychnajs³ynniejsze nale¿a³y do ksiêcia Yaragua i markiza de Albayada [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl