[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak tylko Refugio zniknął im z oczu, Pilar ruchem ręki przywołała matkę dziecka, drepczącą za kozami, i wręczyła jej niemowlę.Uwolniona od balastu, zeskoczyła z dwukołowego wózka i podążyła za Refugiem.Dom, przed którym stała, należał do ciotki, jej jedynej krewnej.Oczywiście rozumiała konieczność zachowania ostrożności, lecz dalsza zwłoka wydawała jej się nie do zniesienia.Nigdzie nie było śladu don Estebana czy strażników, a ona nie mogła czekać na spotkanie z siostrą ojca ani chwili dłużej.Od pasażu między kamieniczkami odchodził drugi, wiodący na tyły domu ciotki.Mniej więcej w jego połowie znajdowała się drewniana brama osadzona w murze, najwyraźniej wejście dla służby.Pilar zobaczyła, jak Refugio zatrzymał się przy niej i pchnął drzwi, które pod jego naporem uchyliły się bezgłośnie.Przez chwilę stał nieruchomo, nasłuchując, po czym jednym zwinnym ruchem wsunął się do środka i uskoczył pod ścianę.Teraz był w patio; Pilar dostrzegła przez uchylone drzwi gałęzie krzaków i kamienne płyty na ziemi.Gdzieś w górze rozległ się ostry świergot ptaka, dość niecodzienny dźwięk jak na tę porę roku.Pilar podeszła do drzwi i wśliznęła się na patio.Zatęchłe powietrze w ogrodzie sprawiało nieprzyjemne wrażenie.Fontanna nie działała, a w nieruchomym lustrze wody odbijały się ciężkie, ciemne chmury.Nigdzie ani śladu człowieka.Ukryta w cieniu, obserwowała, jak Refugio podchodzi do domu i próbuje otworzyć tylne drzwi.Były zamknięte na klucz.Potem zniknął jej z oczu, a po chwili usłyszała cichy brzęk tłuczonego szkła.Odczekała parę sekund i ruszyła za nim.Skrzydła wysokiego okna z witrażowymi szybkami poruszały się jeszcze, otwarte na oścież.Podbiegła do niego, wdrapała się na parapet i zsunęła na śliską posadzkę.Znalazła się w ogromnym i konwencjonalnie urządzonym salonie.Pod ścianami, na których wisiały pociemniałe portrety jakichś dostojnych osób, stały rzędem krzesła o złoconych oparciach i podłokietnikach, wyściełane czerwonym aksamitem.Światło z dworu, załamujące się w witrażach, kładło się na posadzce niebieskimi i zielonymi plamami.W wyziębionym wnętrzu unosił się zapach wygaszonych kominków, starej, spękanej skóry i kurzu.Dwuskrzydłowe drzwi prowadziły do holu z krętymi schodami, których koniec niknął gdzieś w ciemnościach.Idąc w ich kierunku, usłyszała ciche skrzypnięcie stopnia.Była pewna, że to Refugio.U niosła spódnicę i zaczęła się wdrapywać po schodach za nim.Ciało starszego mężczyzny, zapewne służącego, sądząc po nocnej koszuli z surowego płótna, leżało za pierwszym zakrętem schodów.Być może miała przed sobą kamerdynera ciotki.Był zimny i patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczami.Krew z ciętej rany na piersi splamiła koszulę.Musiał zakończyć życie w nocy, bo, oprócz stroju, wskazywała na to świeca, którą musiał upuścić, padając.Leżała niżej na osmalonym stopniu.Pilar zachwiała się lekko, pochylając nad ciałem.Niepokój przerodził się w przerażenie.Panika ścisnęła jej serce na kształt lodowatej obręczy.Co tutaj zaszło? Gdzie jest ciotka?Gdy znowu usłyszała ciche stąpnięcie, wykonała znak krzyża nad martwym mężczyzną i przeszła ostrożnie nad rozciągniętym ciałem.Posuwała się do góry powoli, trzymając się blisko ściany.Pierwsze piętro stanowiło labirynt saloników i sypialni ułożonych w amfiladzie.Pilar nie potrafiła określić, w którą stronę udał się Refugio.Już miała otworzyć usta, aby go zawołać, lecz zmieniła zamiar, dochodząc do wniosku, że lepiej nie zakłócać panującej wszędzie ciszy.Przechodziła przez kolejne komnaty, aż w końcu dotarła do dwuskrzydłowych drzwi, większych i bogaciej zdobionych od pozostałych.Pokonała przedsionek, weszła do buduaru, w którym sporo miejsca zajmował masywny piec z flandryjskich kafli, i rozgarnąwszy zielone portiery, zasłaniające wejście, znalazła się w sypialni.N a podwyższeniu stało malowane, zdobione mosiężnymi ornamentami łoże z kolumienkami, których szczyty ozdobione były pękami strusich piór.Na podłodze obok łóżka leżała służąca w szalu narzuconym na nocną koszulę.Siwe włosy opadły jej na plecy.Podobnie jak kamerdyner zginęła od ciosu nożem.Ciotka Pilar siedziała w przepastnym łożu, wsparta na dwóch poduszkach, z Biblią na kolanach.Na głowie miała wytworny czepek z francuskiej koronki, obramowany różową wstążką.Krwawy ślad na szyi przypominał czerwoną tasiemkę.Refugio nachylał się nad ciotką, dotykając palcami jej twarzy.Pilar wydała z siebie cichy jęk przerażenia.Refugio odwrócił się gwałtownie.Zaklął siarczyście, po czym w paru krokach znalazł się przy Pilar i chwyciwszy ją pod ramię, wyprowadził z sypialni.- Nie! Nie! - Zapierała się w drzwiach, chwytając klamki.- Muszę wiedzieć, czy ona.- Żyje? Nie, zdecydowanie, nie.Jest martwa od co najmniej dziesięciu godzin, a może i dłużej.Chcesz wiedzieć, czy możesz jej pomóc? Nie, właśnie zamknąłem jej oczy.Nic więcej dla niej zrobić nie można.- Myślisz, że to sprawka don Estebana? - zapytała słabym głosem.- Raczej jego najemników.Ktokolwiek to uczynił, los sprzyja Estebanowi.Wolę jednak myśleć, że to jego dzieło.- Jak on mógł? Jak śmiał? - Potrząsnęła głową.Ten gest oznaczał nie tyle niedowierzanie, co niemożność pogodzenia się z prawdą.- Jak? Po prostu.On uważa, że najważniejsze są jego życzenia, jego potrzeby i jego wola.A co do śmiałości.tylu ludzi posłał na tamten świat, że jeszcze jedna śmierć nie robi na nim wrażenia.Gorycz w jego głosie pomogła jej opanować strach.- Tak mi przykro - powiedziała.- Ogarnęły cię wspomnienia.- Raczej poczucie klęski.Pomimo zamkniętych okiennic w półmroku sypialni dostrzegła na jego twarzy grymas pogardy.- Dlaczego? Przecież nic nie mogłeś zrobić.- Mogłem, gdybym dobrze pomyślał.Zamiast tego, pusząc się jak paw, ścigałem chimerę, śniąc o niemożliwym.Powinno się mnie obedrzeć ze skóry.- W tym, co się stało, nie ma twojej winy - ucięła oschle.- Ciotka żyłaby, gdybym nie wciągnęła jej w moje sprawy.Jakiś czas wpatrywał się w nią nieruchomym wzrokiem.- Chcesz zdjąć z moich barków ciężar poczucia winy czy dzielić go? Zbędna uprzejmość.Nie zagrzewa mnie do działania.- Sądziłam, że wystarcza ci nienawiść.Ani jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy.- Tak - odrzekł z chłodną uprzejmością.- Choć istnieją równie silne, a przy tym znacznie przyjemniejsze podniety.Rozmowa o nich mogłaby okazać się bardzo interesująca, lecz okoliczności nie sprzyjają.Każda śmierć zasługuje na skupienie, a w tym wypadku należy się szczególnie zastanowić.Pilar zrozumiała tę delikatną aluzję.- Wiem, nikt nie powinien cię tutaj znaleźć, więc sama się wszystkim zajmę.Ktoś musi poinformować policję, wezwać księdza, rozesłać zawiadomienia o śmierci, przebrać zmarłą.Tyle rzeczy jest do zrobienia.- Jeśli nakryją cię tu ze mną, konsekwencje mogą być bardzo ponure.- Więc odejdź stąd, zanim ktokolwiek się zjawi.Ja.sobie poradzę.- Tak sądzisz? A co będzie, jeżeli przyjdzie zabójca? Albo twój ojczym?- Nie mogę tego tak zostawić.- Obejrzała się na łoże.- Nie wolno ci tutaj zostać.Czy sądzisz, że don Esteban pozwoli ci żyć, skoro posunął się aż tak daleko? Jeśli zmitrężysz zbyt dużo czasu, rano w tym domu będzie jeszcze jedno zasztyletowane ciało.- Nie martw się tym.Jestem pewna, że władze miasta.- Władza kieruje się literą prawa, przynajmniej ta niezbyt blisko związana z don Estebanem, lecz, jak widzisz, nie była w stanie ochronić twojej ciotki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl