[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ślubują na swój honor, że położą temu kres.Moi rodacy nie będą umierać na ulicach.Nie pozwolą na to.Jeśli przez cale swoje krótkie życie nie będą się zajmował niczym innym, najprawdopodobniej dopną celu.Gdy kończyła lekturę, łzy spływały jej po policzkach.Płakała tak samo jak niegdyś Calum.Przeczytała wszystkie artykuły i zapiski.Zrozumiała, czym on się naprawdę zajmuje.Zapewniał tym ludziom nie tylko ubranie, żywność i mieszkanie; przede wszystkim nie pozwalał, by utracili poczucie godności.Zamknęła dziennik i wbiła wzrok w sufit.A potem, gdy przymknęła powieki, przed oczami stanęły jej obrazy z pamiętnika Caluma.I nawiedzały ją, póki nie zasnęła, ze łzami wciąż spływającymi spod rzęs.39Z obczyzny tęskni pierś do swej ziemicy,Gdzie ją tam krewna dusza oczekuje.Ale niech błądzą tutaj samotnicyZ wzrokiem ku ziemi, która z nimi czuje.George Byronprzekł.Jan KasprowiczKiedy tylko się obudziła, zobaczyła Caluma, który stał pod ścianą i nerwowo przeczesywał palcami włosy.Nie miał na sobie płaszcza, jedynie koszulę z podwiniętymi rękawami oraz skórzaną kamizelkę.Spodnie włożył do butów, a jedną nogę oparł na schodkach prowadzących na pokład.Zmierzwiwszy włosy, potarł podbródek i spojrzał na nią jak misjonarz zamierzający nawrócić wszystkich mieszkańców Afryki.– Nie śpisz.– Wyprostował się i opuścił rękę.Wciąż zaspana, usiadła na łóżku i zdała sobie sprawę, że żaglowiec stoi w miejscu.– Przypłynęliśmy do Bath.– Aye.Spuściła nogi na podłogę i wyprostowała spódnicę.– Dlaczego nic nie mówisz?– Zastanawiam się, co z tobą zrobić.– Mógłbyś pozwolić mi zostać.– Albo odesłać cię do Portland.– I co potem? Zresztą nie masz prawa mną dyrygować.Nie jesteś ani moim ojcem, ani mężem.Wstała i uniosła podbródek, zupełnie tak samo jak Georgina, gdy Eachann próbował ją do czegoś zmusić.Patrzył na nią długo.Nic nie mówił.Myślał.– Nie sądziłem, że potrafisz być taka uparta.– A ja nie przypuszczałam, że okażesz się tyranem.– Tyranem? Ja?– Tak.– Przytaknęła stanowczo.– Widocznie to u was rodzinne.Mówisz takim samym tonem jak Eachann.– O Boże! Naprawdę? – Oderwał się od ściany i podszedł do niej.Zanim jednak położył jej ręce na ramionach, patrzył na nią długo i przenikliwie.Nie odwróciła wzroku.– Uważam, że niedobrze się stało.– Co masz na myśli?– To, że tu jesteś.– W takim razie powiedz mi, gdzie powinnam być.– W domu, gdzie żyłabyś własnym życiem.Tak jak przedtem zanim mój brat narobił ci kłopotów.Roześmiała się nieszczerze.– Dobry dowcip! – Potrząsnęła głową.– Zanim pojawił się Eachann, moje życie legło w gruzach.– Za wcześnie na to.– Czuję się, jakbym miała sto lat.– Ale dopiero co skończyłaś dwadzieścia.– Nie, proszę, posłuchaj mnie.Być może wydaję ci się młoda, ale wiele przeszłam.Nie udało mi się znaleźć dla siebie miejsca.Rozumuję inaczej niż większość ludzi.A moje życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż się spodziewałam.– Większość z nas doznaje zawodów.– Ja już całkiem się pogubiłam.Nawet nie wiem, dokąd się udać.Mój dom przestał być domem, odkąd straciłam rodziców.– Jak to się stało?– Ojciec prowadził różne interesy.Pojechał z matką do Baltimore.Właśnie się do nich wybierałam, gdy przyszła wiadomość, że w hotelu, w którym się zatrzymali, wybuchł pożar.Zaskoczył ich we śnie, nie zdołali się wydostać z pierwszego piętra.– Głos załamał się jej nagle.Wziął ją w ramiona i pogłaskał po plecach.Już od tak dawna nikt jej nie pocieszał, że oparła głowę na jego ramieniu i rozpłakała się.– Zachowuję się głupio, wiem.– Żal nie ma nic wspólnego z głupotą.– Oni nie mogli wyjść.– Tak mi przykro, kochana.– Pogłaskał ją po głowie.– A co z inną rodziną?– Oboje wcześnie stracili rodziców, prawie ich nie pamiętali.– Popatrzyła mu prosto w twarz.– Jak widzisz, zostałam sama.Kiedy twój brat mnie porwał, moje życie było niczym.– Położyła rękę na sercu.– A tu czułam tylko pustkę.– Czas leczy rany.Trzeba cierpliwie czekać.Niestety, to bardzo trudne, szczególnie dla młodych.– Nie jestem młoda.– Życie przed tobą! – Roześmiał się.– Ale muszę w nim znaleźć coś godnego uwagi.Czytałam twój pamiętnik.Ile miałeś lat, kiedy zacząłeś pomagać imigrantom?– Dziewiętnaście.To było dziesięć lat temu.– A ja już skończyłam dwadzieścia.– Jestem mężczyzną.Zmarszczyła czoło i odsunęła się.– Nie widzę związku.Uważasz, że nie potrafię się O nikogo zatroszczyć, dlatego że urodziłam się kobietą?Przeczesał palcami włosy.– Nie o to mi chodziło.– Więc o co? Sądzisz, że kobiety nie są stworzone do wyższych celów? Nie czują powołania, by poświęcić się dla innych? A ja mam siedzieć tutaj, pić herbatę, jeść suchary i nie zwracać na nic uwagi? Jeśli rzeczywiście tak myślisz, głęboko się mylisz.Patrzył na nią niepewnie.– Przewróciłaś mój świat do góry nogami.– Chcę, żebyś zrozumiał, co czuję.To dla mnie bardzo ważne.– Oparła mu dłonie na piersiach.– Ty jesteś dla mnie bardzo ważny.Popatrzył na jej ręce, jakby nie wiedział, co ma robić; w końcu nakrył je swymi ogromnymi dłońmi i stali tak przez chwilę.– Chcę pomóc.Być może, jeśli uda mi się zmienić na lepsze życie bodaj jednej osoby, moje własne nie będzie tak marne i puste.Nie rozumiesz?– Doskonale rozumiem, moja kochana panienko Amy.– Więc się zgadzasz?Pokręcił głową, jakby chciał zaprzeczyć.– Aye – powiedział.Uśmiechnęła się.– Tym lepiej, bo i tak bym nie wyjechała.Roześmiał się i odwrócił ją w stronę schodów.– Teraz idź na pokład, bo muszę zostać sam.Jeśli się pospieszysz, zobaczysz statek.A warto!Popatrzyła na niego przez ramię.– Przyjdziesz?– Niedługo.Wyszła na pokład i rozejrzała się.W oddali różowiały wrzosowe wzgórza.Wysokie sosny tworzyły wyszczerbioną linię na horyzoncie.Rzeka wyglądała jak cienka srebrna wstęga, wijąca się wokół zielonych pól, pastwisk i domków.Koniec wstęgi zanurzał się w zatoce.Wiał silny wiatr.Mewy kołowały po bezchmurnym, błękitnym niebie i – jak heroldowie – oznajmiały o zbliżającym się przypływie.Amy przeszła na drugą stronę łodzi.Statek pruł wysokie fale, na pełnych żaglach zmierzając w górę rzeki.Na maszcie powiewała flaga amerykańska, przy balustradzie gromadzili się ludzie.Marynarze rozbiegli się po górnym pokładzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl