[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jest bom! Porusza się razem z żaglem! Rozumiesz? Skinęła głową.Richard ruszył w stronę łodzi.Letty zadarła głowę, patrząc na belkę.Jej ręce obejmowały mocno najgrubszą część masztu.Kolejna kula armatnia uderzyła w falę, oblewając ich prysznicem morskiej wody.Letty odwróciła się i zaniepokojona spojrzała na Gusa.Nie powinna była.Pies miał nową zabawę.Skakał rozbawiony wokół Richarda, chwytając go zębami za buty.W powietrzu unosił się gryzący dym i mgiełka wody.Statek kołysał się niepewnie, przechylając się bardziej na stronę, którą Letty z taką perfekcją zniszczyła.Maszty zaskrzypiały i dziewczyna spojrzała w górę w chwili, gdy bom szerokim łukiem zmieniał swe miejsce.Z zapartym tchem kucnęła błyskawicznie, czując powiew wiatru, gdy bom przeleciał nad jej głową.Z oczami szeroko otwartymi patrzyła, jak ciężka belka przesuwa się, ciągnąc długą, szorstką linę po jej ramieniu.Chwyciła mocno linę, szukając miejsca, w którym mogłaby ją umocować.Nie było jednak ani haka, ani zaczepu, nic, oprócz dziury w pokładzie w miejscu, w którym ów uchwyt musiał się znajdować.Usłyszała krzyk, nie wróżący nic dobrego i dziwnie znajomy.Odwróciła się.Ku niej biegło dwóch marynarzy, niosąc w objęciach kule armatnie.Jednym z nich był Harry.Kiedy ujrzał Letty, z jego ogorzałej twarzy odpłynęła krew.Zaklął.Pamiętała jego przekleństwa.Pamiętała, co mówił Richard.Lina wyślizgnęła się jej z rąk, gdy mocniej przytuliła się do masztu.Wiedziała, że na twarzy Harry’ego pojawi się wściekłość.Zerwała się do ucieczki.Nawet Richard nie mógł jej winić.Jednak Harry stał bez ruchu jeszcze chwilę.Maszt zaskrzypiał.Spojrzała w górę.Bom wracał.Schyliła się i zacisnęła powieki.Usłyszała głuchy odgłos.Kule potoczyły się po pokładzie.Uchyliła powieki i zamarła.Obydwaj mężczyźni zgięci wpół wisieli na przesuwającym się bomie.Nawet poprzez huk dział Letty słyszała, jak Harry wyzywa swoją matkę.Z ogromną siłą bom zmiótł obu marynarzy za burtę, gdzie zawiśli przez chwilę, po czym ześlizgnęli się, spadając jak gruszki z drzewa.Stek żywiołowych marynarskich przekleństw zabrzmiał echem, gdy pusty bom powrócił.Letty pochylona wpatrywała się w miejsce, w którym mężczyźni wypadli za burtę.Ich krzyki stłumił plusk wody.Marynarze z pewnością umieją pływać.Zawahała się.po czym rozejrzała wokół, szukając pomocy.Większość załogi zajęta była przy działach.Zawołała na nich, nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi.Wszyscy biegali w pośpiechu.Huk dział narastał.Po drugiej stronie pokładu Richard, przykucnąwszy za małą łódką, odwiązywał ją w pośpiechu.Gus był przy nim, wciąż machając ogonem i wciskając się między Richarda a szalupę.- Richard! - krzyknęła.Machnął ręką zza łodzi, chcąc ją uciszyć.Nie rozumiał.- Richard! - spróbowała jeszcze raz.Odwrócił się, rzucając gniewne spojrzenie Gusowi, po czym zerknął na nią z irytacją.Wskazała na drugą stronę statku.- Tam.Przyłożył palec do ust i potrząsnął głową, marszcząc brwi.- Ale.Jego oczy zwęziły się, obiecując srogą karę za nieposłuszeństwo.Słowa uwięzły jej w gardle, a on zniknął za łódką.Rozejrzała się wokół, zastanawiając się, co robić.I wtedy, w przerwie między wystrzałami, usłyszała krzyki Harry’ego, którym wtórowały przekleństwa drugiego marynarza.Odetchnęła głębiej, po raz pierwszy od długiej chwili.Umarli nie krzyczą.Od najbliższego działa oderwał się majtek i wyjrzał za burtę.Odwrócił się, machając i wołając o pomoc, po czym w pośpiechu wyrzucił za burtę powiązaną w węzły linę.Z westchnieniem ulgi oparła policzek o wilgotne, gładkie drewno skrzypiącego masztu.Trzymając się mocno, patrzyła, jak bom znów przesuwa się na drugą stronę z potężnym szumem żagla.Porzucone kule armatnie przeturlały się obok niej, dudniąc po pokładzie jak grzmot.Oczami wyobraźni znów zobaczyła, jak drewniana belka zmiata z pokładu mężczyzn.Westchnęła nad ich losem.Richard spojrzał ostro na Półdiablę.Miał ochotę ją po prostu wepchnąć do wody.- Powiedziałem.skacz! Stojąc na palcach, wyglądała za burtę.- Nie ma mowy!- Jesteśmy uwięzieni na tym statku, w centrum bitwy morskiej, otoczeni przez przemytników, niezależnie od tego, kim są.Bóg jeden wie, co mogą z nami zrobić.To jedyna nasza szansa.Skacz albo cię wrzucę!Potrząsnęła głową.- Byłaś gotowa skakać, by ratować tego psa.Skacz więc teraz! Mocniej chwyciła się nadburcia.- To było spontaniczne.Gus był już w wodzie.Wtedy działałam odruchowo.- Zerknęła z powątpiewaniem na morze i mruknęła: - Poza tym wiedziałam, że ty to zrobisz.Zawahał się.Groźby nie odnosiły skutku.Przeszedł przez reling i stanął na odbojnicy.- Ta łódka jest naszym jedynym ratunkiem.Czeka tam, na dole.- Wiem.- Chodź, Półdiablę.- Położył rękę na jej dłoni.- Będę cię trzymał za rękę.Znieruchomiała na chwilę i wpatrzyła się w ich połączone dłonie, po czym potrząsnęła głową.Pochylił się do niej, przemawiając łagodnie i lekko głaszcząc jej rękę w sposób, w jaki uspokajałby przerażonego konia.- Skoczymy razem.Ty i ja.- Zawahał się.- Połączone dusze.Westchnęła.- Jesteś taki odważny.- Tak, a ty będziesz równie dzielna i skoczysz ze mną.- Nie.Zacisnąwszy zęby, rozejrzał się po pokładzie, szukając jej psa.W rozpaczy pomyślał, że mógłby wrzucić tego piekielnego kundla najpierw, by skoczyła za nim.Chyba, żeby zażądała, by znów odgrywał bohatera i skoczył sam.Mieli mało czasu i prawie żadnej szansy.Czy powinien po prostu podnieść ją i wrzucić do wody? Spojrzał na dziewczynę, która twierdziła, że go kocha, wmawiała mu, że jest bohaterem i że ocalił jej życie.Na jego ustach zaigrał szatański uśmiech.Opanował go i zrobił krok w jej kierunku, udając, miał nadzieję, że z powodzeniem - błagalne spojrzenie.Jeszcze jeden krok.- Letty - powiedział powoli i wyciągnął ku niej ręce.W tym momencie poślizgnął się i spadł, słysząc gwizd wiatru w uszach - dźwięk, który instynktownie zaczynał mu się kojarzyć z Półdiablęciem.Jak ból.Lodowate zimno odebrało mu oddech.Słyszał, jak woła go po imieniu, pozwolił jednak wodzie powoli wynieść się na powierzchnię, gdzie zaczerpnął powietrza i znieruchomiał, dryfując bezwładnie jak topielec.Zawołała go.I jeszcze raz.Zastanawiał się, jak długo potrafi wytrzymać bez powietrza.Zdawało mu się, że Letty płacze.Uspokoił jednak sumienie, uznając ten dźwięk za chlupot fal.Rozległ się kolejny zdławiony krzyk.Jego płuca domagały się tlenu.Sekundy mijały.„Skacz, do diabła!”Pojedyncze kule wciąż trzęsły statkiem, uderzając w wodę to po lewej, to po prawej burcie.Płuca Richarda niemal pękały.„Skacz! Skacz!”Krzyknęła tak głośno, że słychać ją było zapewne na obydwu statkach, dźwięk ten narastał.i narastał.Wpadła w wodę o dobre dwadzieścia stóp od niego.Kiedy Półdiablę skoczyło, to na całego.Z odgłosu sądząc, zrobiła to z taką samą gracją, z jaką tańczyła: z żadną.Nie wiedział, że można się uśmiechnąć z twarzą pod wodą.A jednak udało mu się to.Letty, chlapiąc wodą, płynęła ku niemu.Ukradkiem odwrócił głowę i nabrał powietrza, nadal bezwładnie unosząc się na wodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl