[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.•To przerażające.Jego zwykła strategia to znaleźć się coraz bliżej celu.Coraz bliżej mnie.Prawdopodobnie, gdy to mówię, jest gdzieś niedaleko Hengistbury.•O Boże! - krzyknęła Paula.•W takim razie - powiedział Newman pogodnie - skoro tu jest, być może całkiem blisko, musimy pomyśleć, czym go zająć.•Może być tu wszędzie - zaoponował Tweed.•To prawda - przyznał Newman ponuro.- Być może tylko ja zauważyłem.Przerwał, gdyż do pokoju wszedł Marler, wymachując trzymanym w ręce hełmem.Paula przesłała mu ręką całusa i spytała:•Gdzie byłeś przez cały dzień?•Och - odparł Newman - zabawiał się.Latał nad wschodnią Anglią, a potem nad Fens.•Pogoda była niezła - przyznał Marler - a teraz przyszedłem powiedzieć wam dobranoc.Idę się zdrzemnąć.•A gdzie jest Harry? - spytała Paula, gdy wyszedł.•Harry - odpowiedział Newman - przez cały dzień grasował po lesie.Zabrał ze sobą kanapki.Jest przekonany, że niebezpieczeństwo nadejdzie właśnie stamtąd.•A teraz - przerwał zirytowany Tweed - może Bob wreszcie dokończy i powie, z czym przyszedł.•Wziąłem dzisiaj samochód Harry'ego i powolutku pojechałem do Gladworth po papierosy.W pewnej odległości stąd wysoki mur Hengistbury oddala się od drogi.Za lasem powraca.Niedaleko stamtąd jest dróżka do małego starego domu zwanego Shooter's Lodge.Rzeczywiście wygląda na domek myśliwski.•Pamiętam, że go zauważyłam - potwierdziła Paula.- Wygląda na zrujnowany.•I - ciągnął Newman - pomyślałem o nim, słysząc, co Tweed mówił o taktyce Calouste'a, by samemu zbliżyć się do celu, gdy plan zawodzi.150•Brzmi nieprawdopodobnie - skomentowała Paula, wstając razem z Tweedem.- Czas spać - powiedziała.•Ja się nie kładę - oznajmił Newman.- Czuję się jeszcze dość rześko.Tweed ruszył schodami za Paulą, która potem w korytarzu wyprzedzała go nadal o kilka metrów.Gdy zakasłał lekko, aby przeczyścić gardło, drzwi, obok których przechodził, otworzyły się i stanęła w nich Lavinia.Wciąż miała na sobie biały golf i krótką spódnicę.Stała ze skrzyżowanymi ramionami, bez butów.•Rozpoznałam ten kaszel - powiedziała z zapraszającym uśmiechem.-Wejdź na chwilę.Chcę z tobą porozmawiać.•Już raczej późno.Cofnęła się o krok, by skłonić go do wejścia.Czuł się podekscytowany jej widokiem, zwłaszcza widokiem jej wielkich niebieskich oczu.Nabrałochoty, by do niej wejść.•Lubię cię - powiedziała miękko.-1 myślę, że ty też mnie lubisz.•Wzbudzasz moje zainteresowanie - przyznał.•Więc może się czegoś napijemy.Kawy czy czegoś mocniejszego?Trzymał obie ręce w kieszeniach i nagle uświadomił sobie, że obie zacisnął.Patrząc na korytarz, zobaczył Paulę stojącą z kluczem w dłoni przed drzwiami swojego apartamentu.Lavinia pochwyciła jego spojrzenie.Wysunęła się zza drzwi.- Cześć, Paula.Miałaś ciężki dzień? Tweed chyba też.Ledwie mu się udaje nie zasnąć - powiedziała z uśmiechem.- Śpijcie dobrze.Dobranoc.Jeszcze raz uśmiechnęła się szeroko do niego i zamknęła drzwi.Tweed ruszył korytarzem i podszedł do Pauli w chwili, gdy uporała się z zamkiem.Wszedł za nią do środka.Z szerokim uśmiechem zapadła się w fotel.Wyciągnęła z barku butelkę wina i dwa kieliszki.Napełniła je i postawiła na stole.Gdy Tweed sięgnął po jeden, usiadła na bocznym oparciu jego fotela.Stuknęli się kieliszkami i wypili.•Co cię tak bawi? - spytał.- Wyglądasz jak kot z „Alicji w krainie czarów".•Leci na ciebie.Podobasz się jej.Słyszałam, jak to powiedziała.Rozumiem ją.Jest po trzydziestce i woli starszych mężczyzn.Jest także bardzo inteligentna i traktuje młodszych jak szczeniaki.- Absolutnie nic się nie zdarzyło.151- Podoba ci się - naciskała.Usiadł prosto i z poważną miną położył ręce na stole.•Jest wraz z wieloma innymi podejrzana o dwa okropne morderstwa.Jeżeli okaże się winna, bez oporów będę zeznawał przeciwko niej.Zrobię tak, wiedząc, że sędzia pośle ją do więzienia na całe życie bez możliwości ułaskawienia.To moja praca.Wciąż jestem w sercu policjantem.•Wiem o tym - powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu.-1 to jeden z kilkunastu powodów, dla których cię lubię.24Idę do łóżka, proszę pana - powiedział Snape, wchodząc do biblioteki.•Nie, nie idziesz.Chcę, żebyś poczekał, aż wrócę.Otworzysz mi bramę, jak będę wychodził, i potem, gdy wrócę.•Na spacer? O tej porze w nocy?•Właśnie to powiedziałem.Więc zbieraj się i otwórz mi.Newman ruszył przez trawnik do bramy.Idąc po żwirze, mógłby zostać przez kogoś usłyszany.Dotarłszy do drogi, skierował się w stronę Gladworth.Spacer pod baldachimem jodłowych gałęzi był niesamowitym przeżyciem.Wokół przeklęty spokój i żadnego ruchu.Ani śladu wiatru.Nic, tylko złowróżbna cisza.Dotarłszy do miejsca, gdzie mur wokół Hengistbury skręcał, oddalając się od szosy, Newman zwolnił.Posuwał się bardzo ostrożnie, aż doszedłdo leśnej drogi prowadzącej w stronę Shoo-ter's Lodge.Była ona pokryta jodłowym igliwiem, sięgającym mu po kostki.Nasłuchiwał.Z chaty nie dobiegał żaden dźwięk, w oknach nie zobaczył świateł.Panował zbyt wielki spokój.Jak dotąd jego noktowizor działał doskonale.Chata leżała na prawo od drogi i była od niej oddalona mniej więcej o dziesięć metrów.Tak jak mówiła Paula, była bardzo stara, zbudowana z szarego kamienia, miała stromy dach z szerokimi, kwadratowymi kominami sterczącymi z tyłu.Przy wejściu był długi zadaszony ganek.Za wielki spokój, powtórzyłNewman do siebie.Wszystko wskazywało, że chata jest niezamieszkana.Z pistoletem w dłoni zaczął posuwać się drogą, a jego buty na miękkich podeszwach nie wywoływały żadnego szmeru na grubym dywanie sosnowych igieł.Wydawało mu się, że widzi jakiś 153ruch za największym kominem.Stanął, poczekał i przyjrzał się.Niczego nie zauważył.Potem spostrzegł skomplikowaną sieć drutów, jakby radiowych, przymocowanych do komina.Był to pierwszy znak, że skromne domostwo nie jest takie, za jakie miało uchodzić.Gdy Newman, krocząc ostrożnie po sosnowym igliwiu, nacisnąłwymyślnie ukryty przycisk, wewnątrz Shooter's Lodge zaczęło błyskać czerwono światełko alarmowe.Dwaj mężczyźni w kuchni na tyłach spojrzeli na siebie bez słowa.Jeden był ubrany w welwetową marynarkę i spodnie.Miał żydowską myckę na głowie i binokle w złotej oprawie na długim, wydatnym nosie.Wyglądał na profesora.Towarzyszący mu Jacques był jego przeciwieństwem: wyższy i potężnie zbudowany, z wielkimi rękami.Z pochwy na łydce wyciągnął groźnie wyglądający nóż z szerokim ostrzem.Wskazując na zewnątrz, zrobił gest oznaczający podrzynanie gardła.Profesor nachmurzył się, potrząsnął głową i wskazując w górę na komin, zrobił gest naśladujący robienie fotografii.Jacques skinął głową i ostrożnie przesunął szarą metalową płytę u dołu komina.Pochylił głowę, wszedł do otworu i ruszył po drabinie w górę na dach.Profesor przykucnął, odsunął gruby chodnik, zagłębił palce w szczelinę, dźwignął i uniósł klapę, po czym po kilku stopniach zszedł do obszernej piwnicy.Jacques miał pójść za nim tą samą drogą.Z dołu uniosła się fala ciepła.Piwnica była luksusowo urządzona.Dywan pokrywał podłogę od ściany do ściany.Od kłód płonących w kominie biło ciepło, lecz profesor szybko wygasił ogień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl