[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubrania zostawiał na fotelach i krzesłach w całym mieszkaniu, nie ścielił łóżka (no, chyba że zamierzał dzielić je w nocy z jakąś miłą i nieskomplikowaną osóbką), a piwo pił z butelki albo puszki.Lubił te swoje zwyczaje i pod żadnym pozorem nie zamierzał ich zmieniać.Kiedy więc przyjechał na wyspę i zamieszkał w domu dziadka, postępował dokładnie tak samo, jak w swojej olbrzymiej rezydencji w mieście.Prawdę mówiąc, lepiej czuł się tutaj niż w tym swoim drogim, wystawnym, zbudowanym na wodzie pałacu, którego nie wykorzystywał nawet w jednej czwartej.Na co dzień przebywał w trzech pomieszczeniach, a do reszty nie zaglądał.Posunął się nawet do tego, że do środka wchodził przez garaż, a gdy raz zdarzyło mu się skorzystać z paradnych drzwi frontowych, miał uczucie, jakby wchodził do muzeum.Na Świerkowej Wyspie od razu poczuł się u siebie.Tu, gdzie wspomnienia wyzierały z każdego kąta, a przedmioty miały swoją historię, którą dobrze znał i pamiętał, Michael odzyskiwał spokój, równowagę i to tak naturalne, a zarazem tak cudowne uczucie, że wszystko wokół, łącznie z nim samym, ma właściwy wymiar.Czy naprawdę jest jakimś chińskim cesarzem, który musi przyjmować gości w imponującym rozmiarami i wystrojem gabinecie? Czy jego dom musi przypominać książęcą rezydencję? Tak było w mieście i przez to właśnie zatracił siebie.Dawny Michael Packard, prostolinijny chłopak o szczerym sercu i serdecznym uśmiechu, zginął gdzieś, przytłoczony pozorami wielkości, powodzenia i sławy.Odstawił garnek do zlewu, przeszedł do salonu i wygodnie rozsiadł się w dziadkowym fotelu na wprost buzującego na kominku ognia.Nie zapomniał przynieść sobie szklaneczki whisky.Leniwie sączył złoty płyn i czuł, jak powoli ogarnia go przyjemne znużenie.To ciekawe, że tylko tu, na wyspie, mógł zasypiać bez problemu.Podczas licznych podróży - i w samolotach, i w pokojach luksusowych hoteli - dotkliwie cierpiał z powodu bezsenności.Nawet we własnym domu coraz częściej zdarzało mu się liczyć barany do białego świtu.Położył głowę na miękkim oparciu fotela, ale nie miał ochoty zasypiać.Zachciało mu się poczytać, więc z kieszeni flanelowej koszuli wyciągnął okulary.Z miasta przywiózł ze sobą ostatni numer fachowego pisma, adresowanego do finansistów i bankowców, otworzył je więc w przypadkowym miejscu i zaczął przeglądać bez większego zainteresowania.Rynki azjatyckie przeżywają chwilową recesję, na Wall Street zapowiada się spadek cen, dolar umacnia się w stosunku do jena.Ziewnął przeciągle i już miał odłożyć pismo, kiedy jego uwagę zwrócił duży artykuł poświęcony kondycji finansowej Tel-In Corporation.Jakiś przemądrzały pismak obwieszczał wszem i wobec, że potężna firma nie uniknie kryzysu, że ceny jej akcji znacznie spadną, a zyski zmaleją.Nic nowego.Michael od ponad roku słyszał wokół siebie dumę plotki o trudnościach, z jakimi boryka się Tel-In.Pesymiści wróżyli jej rychły upadek, a tymczasem fakty wyglądały zupełnie inaczej.Nie dalej jak wczoraj, dokładnie w chwili, kiedy Michael pakował swoje rzeczy, korporacja opublikowały oficjalny raport o stanie swoich finansów i zyskach za ostatni kwartał.Wynikało z niego niezbicie, że przedsiębiorstwo nigdy jeszcze nie było równie silne, każdy jego dział przeżywał prawdziwy rozkwit, a obroty były dwukrotnie wyższe od tych, jakich się spodziewano.Michael Packard po raz kolejny udowodnił przeciwnikom, że za wcześnie na składanie kondolencji.Roześmiał się z satysfakcją i niedbałym gestem wrzucił pismo do ognia.Płomienie zatańczyły na lśniącej okładce i w mgnieniu oka zamieniły kolorowe kartki w kruchy stosik czarnych płatków.Układanie puzzli okazało się zajęciem tak wyczerpującym, że Katrin i jej córki musiały często się posilać, żeby uzupełnić nadszarpnięte zapasy energii.Aly jako odpowiedzialna za przygotowanie kolacji coraz to donosiła z kuchni świeżą torbę chipsów, kolejny kubek lodów albo puszkę czegoś do picia.Podłoga wokół stolika zamieniła się w śmietnik, po którym walały i się puste opakowania po najróżniejszych przysmakach.Od dłuższego już czasu mozoliły się wspólnie nad ułożeniem zewnętrznej ramy obrazka, a potem zamierzały stopniowo uzupełniać środek.Aly, która z natury nie przepadała za systematycznym i planowym działaniem, wzięła się za kompletowanie podobizny jednego z członków zespołu Kiss.O tym, jak bardzo posunęła się w swojej pracy, najlepiej świadczył wyraźnie już widoczny purpurowy język, ostro odcinający się od kredowobiałej twarzy muzyka.Patrząc na młodszą córkę, Katrin poczuła tęsknotę za nie tak znowu odległymi czasami, kiedy dziewczynki interesowały się Kaczorem Donaldem i Myszką Mickey, a nie kontrowersyjnymi gwiazdami rocka.Chcąc skończyć jak najszybciej to posiedzenie, zaczęła ze zdwojoną energią przebierać w stosach kawałeczków układanki.- Jeszcze jeden fragment i rama będzie gotowa.Ale obiecuję wam, że jeśli na koniec okaże się, że brakuje jakiejś części, będę gryźć i kopać.A, tu cię mam bratku! - zawołała radośnie, bo właśnie udało jej się zidentyfikować ostatni brakujący kawałek.Niecierpliwie zrzuciła na podłogę pusty kubek po lodach i już miała chwycić drogocenny element, gdy nagle w całym domu zgasło światło.Przez moment siedziały w ciemności czarnej i gęstej jak smoła.Były tak zaskoczone, że żadna nie pisnęła nawet słówka.Katrin opamiętała się pierwsza i postanowiła uspokoić córki nim zdążą narobić wrzasku.- Dana? Aly? Mam nadzieję, że nie wystraszyłyście się na śmierć.Posłuchajcie, nic się nie stało.Na tej wyspie często wysiada prąd, kiedy jest burza.- Mamo? Gdzie jesteś? - odezwała się Aly niepewnym głosem.- Tam gdzie przed chwilą.Siedzę na sofie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl