[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Boże! - zdenerwował się Udałow.- To już własnej żony nie można pocałować, od razu afera!Obraził się.Wyszedł i trzasnął drzwiami.Ksenię trochę to uspokoiło.Do Minca Udałow wszedł z pompą, otworzył drzwi na oścież i omal nie przewrócił etażerki z czasopismami.Minc już nie spał, siedział owinięty kołdrą na kanapie.- Zadziwiające - powiedział na widok Udałowa.- Nie mogę wstać.Taki jestem słaby, aż wstyd.- To nic - odpowiedział Udałow.- Nie marnujmy czasu.Lekarstwa już pan brał?Korneliusz zrzucił płaszcz, zaparzył szybko herbatę i przygotował śniadanie.W tym czasie Minc opowiedział mu, co trzeba zrobić.Przejść do świata równoległego należało w konkretnym punkcie, wyliczonym przez Minca.Znajduje się on w lesie, za miastem, na szóstym kilometrze.Dobrze się składa, ponieważ przejściu będzie towarzyszyć wydzielenie pewnej ilości energii i lepiej, żeby się to stało w miejscu, gdzie nie będzie ludzi, którym mogłoby to zaszkodzić.Trzeba wyjąć z walizki zestaw ograniczników, podobnych do noży stołowych, wetknąć je w ziemię wokół siebie, a następnie nacisnąć przycisk energotranslokatora.Tam, w świecie równoległym, również należy ogrodzić miejsce wejścia ogranicznikami i zapamiętać je - w innym się nie przejdzie.Udałow wysłuchał instrukcji, włożył do teczki zestaw ograniczników i przyczepił do koszuli malutki energotranslokator.Był gotów do podróży.- Niech pan pamięta, przyjacielu - powiedział Minc - że przejść może tylko jeden człowiek.Nie będę mógł przyjść panu z pomocą.Ale jestem przekonany, że w dowolnym świecie równoległym profesor Minc ciągle będzie tym samym profesorem Mincem, a Korneliusz Udałow okaże się taki sam dobry i odważny jak tutaj.A więc, w fazie jakichkolwiek problemów niech się pan zwróci albo do mnie, albo do siebie.Minc uniósł słabą rękę.- Czekam! Niech pan wraca z tarczą, nie na tarczy.Udałow wyszedł, zastanawiając się nad sensem nieznanego mu przysłowia.Ciekawe, co profesor miał na myśli, mówiąc o tarczy? Ale wkrótce wyrzucił z głowy tę myśl i ruszył na przystanek autobusowy.W autobusie był tłok - wiadomo, godziny szczytu, wszyscy jadą do pracy.Autobus długo krążył po wąskich ulicach, z pięć minut stał na skrzyżowaniu - tak intensywny ruch był w Wielkim Guslarze.Udałow rozmyślał nad wagą swojej misji.To przecież właśnie on ma rozładować komunikacyjne zatory i uratować miasto.Ludziom jest ciężko.Przed delikatesami do autobusu wsiadł Pupykin.Jak zawsze uśmiechnięty, służalczy.Jakie to dziwne, że ten człowiek ze spoconymi dłońmi przez cały rok stał na czele miasta.I gdyby społeczeństwo się nie zbuntowało, gdyby nie nastała era demokracji, ciągle dręczyłby uczciwych ludzi.- Korneliusz Iwanowicz! - zapiszczał Pupykin.- Co za szczęście! A ja właśnie spieszę na poranny bieg.Pan dzisiaj nie biegnie?- Praca - powiedział Udałow.- Dzisiaj nie mam czasu.Jutro będę biegał.- Ach, ja też jestem taki zajęty - przyznał się Pupykin.- Ale trzeba się pokazać towarzyszowi Białosielskiemu.Mógłby pomyśleć, że wykręcam się swoim zdrowiem, prawda?- Nie wiem, co myśli towarzysz Białosielski.On i bez pana ma sporo problemów.- Tak, Mikołaj Iwanowicz jest strasznie zajęty! Lepiej niż inni jestem w stanie zrozumieć jego problemy.Słyszałem, że w zarządzie ochrony przyrody szukają inspektora do spraw ptactwa.Nie mógłby pan tam szepnąć o mnie słówka?- Co mnie do tego? - zapytał z udręką Udałow, patrząc w okno autobusu.- Pan ma kontakty - powiedział Pupykin z przekonaniem.- Sam towarzysz Białosielski się z panem konsultuje.- Jakie tam kontakty.- Nie! - zapiszczał Pupykin i udał, że chce żartobliwie tknąć Udałowa palcem w brzuch.- Ma pan kontakty, ma! A na emeryturę jeszcze dla mnie za wcześnie.Energia we mnie kipi, pragnę mieć swój wkład w życie miasta!Autobus zatrzymał się i kierowca powiedział:- Przystań.Następny przystanek - park miejski.Udałow mocno popchnął Pupykina do wyjścia.Jeszcze nie tak dawno byłeś inny, zupełnie inny, pomyślał.I który Pupykin był prawdziwy, ten tutaj, czy ten, który wzywał go do siebie na dywanik i wygłaszał reprymendy?* * *W lesie na szóstym kilometrze Udałow odnalazł potrzebne miejsce.Minc zaznaczył tam kredą dwa pnie, pomiędzy którymi trzeba umieścić ograniczniki.Udałow otworzył teczkę.W lesie było cicho, nawet ptaki nie śpiewały.Jesień.Tylko przypadkowy komar brzęczał przy uchu.Miejmy nadzieję, powiedział do siebie Udałow, że tam, w świecie równoległym, też nie pada deszcz.Ustawił ograniczniki, wetknął je jak najgłębiej w ziemię, żeby któryś z grzybiarzy nie połasił się na błyszczące noże, i przysypał liśćmi.Potem wszedł do kręgu, wymacał przy kołnierzu przycisk na energotranslokatora, zmrużył oczy i nacisnął.W tym momencie gdzieś go porwało, zakręciło nim, Korneliusz stracił równowagę i zaczął spadać, wkręcając się w przestrzeń.W rzeczywistości nigdzie nie spadał.Gdyby mógł go zobaczyć jakiś przypadkowy przechodzień, byłby wstrząśnięty widokiem grubawego mężczyzny w średnim wieku, który rozpaczliwie wymachuje rękami, jakby szedł po linie, ale przy tym nie rusza się z miejsca.I stopniowo rozpływa się w powietrzu.Gdy minęły już mdłości i uczucie wirowania, Udałow otworzył oczy.Podróż dobiegła końca.A może w ogóle się nie zaczęła.Wokół niego był taki sam cichy las i tak samo brzęczał przy uchu komar.Potem gdzieś daleko zakukała kukułka.Udałow stał, słuchał, ile mu jeszcze zostało lat.Wyszło, że trzydzieści.Może być.Akurat do emerytury.Z oddali dobiegły wystrzały.Czyżby i tutaj nie zrobiono jeszcze porządku z kłusownikami?Udałow obejrzał się, popatrzył, czy ograniczniki są na miejscu.Ograniczników nie było.Ziemia była pusta.A skoro bajek i cudów nie bywa, to znaczy, że Udałow jest już w świecie równoległym.Który też trzeba zaznaczyć ogranicznikami.Tak zrobił.I tak samo jak w swoim świecie, przysypał je suchymi liśćmi.Potem popatrzył na niebo.Niebo było pochmurne, deszcz mógł zacząć padać w każdej chwili.Gdzie iść?Głupie pytanie, odpowiedział sam sobie Udałow.Trzeba iść do miasta, do siebie, do domu!Zdecydowanym krokiem poszedł w stronę szosy.Pierwszą różnicę zauważył na przystanku.Sam przystanek wyglądał tak samo - betonowy placyk, a na nim słup z numerem i rozkładem jazdy.Tylko że słup był przekrzywiony, a rozkład jazdy tak wychłostany deszczem i wiatrem, że nie sposób było dowiedzieć się, kiedy przyjedzie autobus.Czas płynął, a autobusu ciągle nie było.Przejechało kilka samochodów, lecz żaden się nie zatrzymał, żeby zabrać Udałowa.Udałow zdecydował, że pójdzie na piechotę.Do miasta było sześć kilometrów, ale za dwa kilometry będą Wysiełki, a stamtąd jeździ dwudziestka do samej ulicy Puszkina.Po drodze Udałow rozglądał się uważnie, wyszukując różnice.Nie było ich dużo.Na przykład szosa.W naszym świecie doprowadzili ją do porządku jeszcze zeszłej wiosny.Tutaj, jak widać, nie mieli czasu, żeby to zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl