[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na zewnątrz odgłosy walki ucichły, ale wojna trwała.Za kilka miesięcy on zjednoczy milicje wszystkich ugrupowań w jedno wojsko.Ryan już myślał o świecie poza Bejrutem, o tym znacznie większym laboratorium czekającym na testy, z jego milionami uległych świnek morskich, nieodpornych na najgroźniejszego ze wszystkich wirusów świata.- Nie „wszystkiego”, doktorze - Ryan wymierzył karabin w głowę lekarza.- Wszystko to cała ludzkość.Klatka z piaskuO zachodzie, kiedy cynobrowy żar odbity od ciągnących się wzdłuż horyzontu wydm kapryśnie oświetlał białe elewacje opuszczonych hoteli, Bridgman wyszedł na balkon i popatrzył na długie pasmo stygnącego piasku, w które wsączała się powódź purpurowego cienia.Z wolna wysuwając Swoje smukłe palce pomiędzy płytkimi siodłami i zagłębieniami, cienie schodziły podobne do olbrzymich grzebieni.Pomiędzy ich zębami błysnęło na chwilę kilka fosforyzujących ostróg obsydianu, które potem połączyły się i jedną falą zalały na wpół zasypane hotele.Za milczącymi fasadami, na spadzistych, zawianych piaskiem ulicach, niegdyś migotliwych od koktajlbarów i restauracji, była już noc.Otoczki księżycowego światła pokrywały latarnie srebrzystą rosą i ubierały pozasłaniane okna i śliskie gzymsy jak zamróz we wzory.Gdy Bridgman patrzył, oparty szczupłymi brązowymi ramionami o rdzewiejącą poręcz, ostatnie promienie światła tonęły w wiśniowej lejowatej łunie, zapadając się pod horyzont, a przez martwy marsjański piasek przeleciał pierwszy powiew wiatru.Tu i tam dokoła piaszczystej ostrogi wirowały maleńkie cyklony wzniecając pióropusze oblanego blaskiem księżycowym pyłu, zaś aureola białego kurzu omiotła wydmy i osiadła w zagłębieniach i dziurach.Zaspy stopniowo narastały przesuwając się w kierunku dawnej linii wybrzeża morskiego poniżej hoteli.Pierwsze cztery piętra były już zasypane i piasek sięgał teraz dwie stopy poniżej balkonu Bridgmana.Po następnej burzy piaskowej znowu będzie musiał przeprowadzić się na wyższe piętro.- Bridgman!Głos przebił ciemność jak włócznia.Pięćdziesiąt jardów w prawo, na krawędzi walącej się zapory przeciwpiaskowej, którą kiedyś próbował zbudować pod hotelem, jakaś kanciasta, krępa postać w wytartych bawełnianych szortach machała do niego ręką.Poświato księżycowa podkreślała szeroką, umięśnioną klatkę piersiową i mocne, krzywe nogi zanurzone prawie po łydki w miękkim marsjańskim piasku.Mężczyzna miał około czterdziestu pięciu lat i krótko przystrzyżone rzednące włosy, tak że robił wrażenie prawie łysego.W prawej ręce trzymał olbrzymią płócienną torbę.Bridgman uśmiechnął się do siebie.Stojąc cierpliwie w świetle księżyca pod opuszczonym hotelem Travis przypominał mu bardzo spóźnionego turystę przybywającego do widmowej miejscowości wypoczynkowej wiele lat po jej wymarciu.- Bridgman, idziesz? - A ponieważ Bridgman dalej stał oparty o poręcz, Travis dodał: - Następna koniunkcja jutro.Bridgman potrząsnął głową i skrzywił usta w grymasie irytacji.Nie cierpiał tych koniunkcji występujących co dwa miesiące, gdy wszystkie siedem wraków kabin satelitów ciągle jeszcze okrążających Ziemię jednocześnie przecinało niebo.Niezmiennie w te noce przesiadywał w swoim pokoju, przegrywając stare taśmy, które ocalił z zasypanych domków letniskowych i moteli w dalszej części plaży (histeryczne: „Tu mama Goldberg, Bulwar Kakaowy 62955, ja naprawdę protestuję przeciwko tej idiotycznej ewakuacji.” Albo zrezygnowane: „Tu Sam Snade, Pontiac kabriolet w tylnym garażu należy do tego, kto go wykopie”).Travis i Luise Woodward przychodzili do tego hotelu zawsze w noc koniunkcji - był to najwyższy budynek w tej miejscowości, z nieograniczonym widokiem na cały horyzont - i śledzili siedem zbliżających się gwiazd, jak gnały swoim; nie skończonymi torami dokoła kuli ziemskiej.Niepomni na nic poza tym o czym doskonale wiedzieli strażnicy - zostawiali sobie drobiazgowe przetrząsanie morza piasku na te co dwumiesięczne okazje.I niezmiennie Bridgman występował jako czujka dla tamtych dwojga.- Wychodziłem wczoraj wieczorem krzyknął w dół do Travisa.- Trzymajcie się z daleka od północno-wschodniej części ogrodzenia koło przylądka.Będą reperowali drogę.Bridgman nocami dzielił czas między odkopywanie zasypanych moteli w poszukiwaniu zapasów (poprzedni mieszkańcy tej miejscowości zakładali, że rząd wkrótce uchyli rozkaz ewakuacji) a rozłączanie sekcji metalowej nawierzchni ułożonej przez pustynię dla dżipów straży.Każdy kwadrat drucianej siatki miał około pięciu jardów szerokości i ważył ponad trzysta funtów: Po wyrwaniu więc rzędów nitów, odciągnięciu elementów siatki na bok i zagrzebaniu ich wśród wydm był kompletnie wyczerpany i większą część następnego dnia spędzał pielęgnując nadwerężone ręce i barki.Niektóre sekcje drogi były zamocowane na stałe ciężkimi stalowymi prętami i wiedział, że prędzej czy później skończy się powstrzymywanie strażników przez uszkadzanie nawierzchni.Travis zawahał się i z niezobowiązującym wzruszeniem ramion zniknął wśród wydm; ciężka torba pełna narzędzi kołysała mu się na silnym ramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl