[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Przeciągnął rękawiczką po zmatowiałych lokach.– Bogowie, jak mam ci to powiedzieć? Gdy dotarli tam nasi zwiadowcy, otaczały go już wilki.Bardzo mi przykro.* * *Arlen zrezygnował z konia, decydując się na przemarsz przez miasto w towarzystwie dwudziestu strażników, co miało stanowić zdecydowany pokaz siły.Do Gospody nad Jeziorem można było dostać się w szybszy sposób, lecz Arlen chciał, by jak najwięcej ludzi zarówno przyjaciół, jak i wrogów, poznało jego zamiary.I tak oto Jasto Arlen opuścił zamek.Słońce próbowało ogrzać zachmurzony dzień i wysuszyć ulice, po raz kolejny zalane przez nietypowy o tej porze roku deszcz.Arlen szybko przeszedł szeroką, wyłożoną kamiennymi płytami alejką między jego prywatnymi ogrodami a koszarami, po czym skręcił w prawo, w stronę wijącej się ulicy Ku Rynkowi, która łączyła miasto z północnymi szlakami.Na całej długości Ku Rynkowi przecinały przecznice, na wschodzie zaś ulica prowadziła obok okazałych rezydencji kupców i armatorów do wspaniałego Parku Męczenników.W zachodniej części miasta – na południe od koszar i za rynkiem jedwabiu i towarów luksusowych oraz teatrem – rozciągała się mniej bogata dzielnica.Były tu chaty i kamienice zamkowej służby, stajnie oraz prosta, lecz najważniejsza w mieście Świątynia Morza.Arlen ruszył lekko stromą, wybrukowaną ulicą Ku Rynkowi do Placu Stulecia, gdzie znajdował się główny rynek.Sprzedawano tutaj wszystko, od jedzenia po broń i wspaniale rzeźbione meble, niewielki kwadratowy placyk otaczały karczmy, gospody, a nawet galerie.O tak wczesnej porze rynek dopiero zaczynał się zapełniać.Arlen czuł, jak jego gniew wzrasta.Oto porządne, zamożne miasto, zbudowane dzięki ciężkiej pracy i uczciwości w interesach.Nikomu nie pozwoli, by to zniszczył.Machając ręką do mieszkańców miasta i wymieniając pozdrowienia z każdym, kogo znał osobiście, Arlen skręcił w prawo i ruszył przez biedniejsze ulice czynszówek, od wielu lat zwane Dzielnicą Lodową.Tu tradycyjnie mieszkali rybacy z kutrów i tu też przechowywali w zimnie złapane późno wieczorem ryby, które następnego ranka sprzedawali na mieszczącym się przy dokach targu rybnym.Arlen minął odlewnię żelaza i targ rybny, po czym skierował się w stronę doków.Objął spojrzeniem przystań, przy której cumowały rybackie kutry, a następnie głębokie miejsca cumowania, po czym skręcił w lewo.Minął piękny, smukły elfi statek, który najwyraźniej właśnie przypłynął, po czym zatrzymał się przed drzwiami Gospody nad Jeziorem.Rozejrzawszy się po dokach, Arlen zobaczył całkiem sporo ludzi, w tym kilku z Czarnych Skrzydeł, kręcących się leniwie po molo.Nim jego sierżant skończył walić w drzwi gospody, wokół zaczął się gromadzić tłumek, a powietrze wypełnił zgiełk.Ciekawość sprawiła, że mężczyźni i kobiety zostawiali swoją pracę i szli, aby przyjrzeć się, co się dzieje.Odsunięto zasuwy i lewe skrzydło malowanych na czarno drewnianych drzwi otworzyło się ze skrzypieniem.Jeden z synów właściciela, chudy, rudy nastolatek, wyjrzał na zewnątrz i jego piegowata twarz zbladła.– Nie bój się, Petren – powiedział Arlen.– Obudź ojca.Muszę porozmawiać z jednym z waszych gości.Natychmiast.Przestraszony chłopak nic nie odpowiedział, jedynie skłonił się i znów zniknął w mroku.Słyszeli odbijający się echem w gospodzie jego wysoki i piskliwy głos.– Ojcze! Ojcze! Lord stoi u drzwi, lord stoi u drzwi!Arlen pozwolił sobie na lekki uśmiech, gdy napotkał spojrzenie sierżanta.– Przynajmniej wie, kim jestem – stwierdził.– Tak, panie.Podczas krótkiego oczekiwania tłum robił się coraz większy, Arlen naliczył co najmniej tuzin Czarnych Skrzydeł.Póki co atmosfera była spokojna i pełna zaciekawienia, ale nie trzeba wiele, by sytuacja zrobiła się paskudna.Pochylił się w stronę sierżanta i nakazał mu umieścić swoich ludzi w pobliżu Czarnych Skrzydeł.– Panie? – To był karczmarz Denat.– Przepraszam, że cię obudziłem – powiedział Arlen.– Wcale mnie nie obudziłeś, panie.Już od jakiegoś czasu przygotowuję na górze śniadanie.– Masz dużo gości?– Komplet.– Hmmm.– Arlen pokiwał głową.– Niestety, obawiam się, że wkrótce stracisz większość obecnych klientów.– Przepraszam, panie? – Denat skrzywił się i zaczął nerwowo kręcić się w drzwiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl