[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niedobrze mi.- Nachyl się i włóż głowę między kolana.Przemoc seksualna sprowadza wszystkie dzieci do jednego dziecka.Podejdź tu.Tak,ty.Dzieci zdrowieją szybko.Podobnie jak drzewo, które rośnie pomimo wbitej w jego pieńsiekiery, tak i dziecko rośnie zdrowo aż do czasu, kiedy uwięziona w nim zadra zaczyna sięrozkładać i przesączać, a pomysł usunięcia jej wydaje się gorszy niż myśl o powodowanymprzez nią powolnym umieraniu.Nie robię ci nic złego.Jak oddzielić przyjemność od trucizny,kiedy raz się już splątały? Kto tego dokona? Jaki alchemik, jaki terapeuta, jaki ksiądz,przyjaciel czy kochanek?- Nie wierzę w te wszystkie bzdury z „wypieraniem pamięci", ale.- Madeleinepodnosi różowy kamyk, kawałek zimnego marmuru o kojącym owalnym kształcie, waży gow dłoni -.znasz opowiadanie Poego Skradziony list?- Znam.- Mam wrażenie, że coś leży tuż obok, pod samym nosem, a ja tego nie widzę.- Schowane w widocznym miejscu.- Tak.Albo zakamuflowane.- Jak żaba, która zmienia barwę, żeby się upodobnić do otoczenia?- No właśnie, albo jak.no wiesz, jak nakrapiane jajka ukryte w.ukryte w.- W trawie?- Tak.- Madeleine płacze.- Co się stało, Madeleine?- Nie wiem, oczy same mi płaczą.- Dlaczego?- Sama chciałabym wiedzieć.- Odkłada kamień na stół, kręci nim.- O czym mówiłaś w momencie, kiedy oczy zaczęły ci płakać?- Nie pamiętam.- Trze palcami swędzącą dłoń.- Mówiłaś o nakrapianym jajku.- Ono nie było nakrapiane, było błękitne.- Jajko rudzika?Madeleine bierze głęboki wdech i zwiesza głowę.W trawie roi się od dawno porzuconych obrazów, które wydostały się z lamusa jejumysłu; znajduje ich fragmenty wszędzie: walają się jej pod nogami, gromadzą wzagłębieniach między płytami chodnikowymi, odbijają w szybach wagonów metra.Jak tomożliwe, że udało im się przetrwać tak długo, żeby teraz mogły zostać odnalezione wnienaruszonym stanie? Są przecież tak kruche, delikatne jak skrzydełka motyla, przemijającejak dzieciństwo, ulotne jak puch dmuchawców mlecza albo pałki wodnej - złap puchowypłatek, pomyśl życzenie i pozwól mu dalej lecieć z wiatrem - lśniące jak skradziony srebrnyklejnot we wronim gnieździe.Błyszczą teraz wyraźnie, rzucają się w oczy, jakby za sprawą dopiero co odkrytychczarodziejskich słów.Ale to zwyczajne słowa, nie żadne „czarodziejskie".Wymawianenazwy, nie zaklęcia.Może właśnie w nich tkwi magia.Claire.PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRAO rety! O mało nie zapomniałam, że znów muszę urosnąć! Zobaczmy.Ale jak to sięrobi?Alicja, Po drugiej stronie lustra- Czy Georgia O'Keeffe malowała też motyle? - pyta Madeleine.Siedzi zeskrzyżowanymi nogami w obrotowym fotelu i dłońmi ogrzewa stopy.- Nie wiem - odpowiada Nina.- Śniło mi się, że zdobyłam reprodukcję obrazu Georgii O'Keeffe, tego samego, którymasz u siebie, i czułam się bardzo szczęśliwa, wiedząc, że obie posiadamy ten sam obraz.Tyle że w moim śnie obraz przedstawiał niesamowitego motyla.Olbrzymiego i jasnożółtego,jak słońce.- Madeleine przygląda się pogodnej czaszce i rogom.Jak przystało na dobrą pacjentkę, wyzwoliła skrywany żal.„Przyjęła do wiadomości"fakt, że została wykorzystana; wypłakała się i powiadomiła policję.Praca, jaką miała dowykonania w tym pastelowym gabinecie, dobiegła końca.Moja wracać teraz do dom.- Spotykam się z kimś - mówi.Nina nie odzywa się.- Jestem.szczęśliwa.Czy to nie dziwne?Nina się uśmiecha.- Czuję się tak, jakby część mnie była przebudzona, i ta część jest naprawdęszczęśliwa.Ale wlecze za sobą tę drugą część, dźwiga ją jak nieprzytomnego pacjenta.Tenpacjent to ja.Mam zamknięte oczy.Ubrana jestem w niebieską szpitalną koszulę.- Madeleinemarszczy twarz.- Czy jestem przezroczysta? - milknie na chwilę.- Dziewczyna w niebieskiejsukience.Dorastała jakby pogrążona w śpiączce.- W swoich snach zawsze masz ciężkie nogi.Jakby coś przygniatało mnie do ziemi.Jakieś ciało.Moje.Na komendzie nie mogli jej na razie powiedzieć nic konkretnego, ale zapewnili, żepracują nad sprawą.Madeleine nie ma jednak zamiaru czekać bezczynnie, aż biurokratycznamachina na dobre się rozkręci.Na jutro jest umówiona z adwokatem.Zamierza wnieśćoskarżenie.To właśnie należy zrobić.- Oskarżenie o co? - pyta Nina.- Jak to o co? O molestowanie oczywiście.Tak jak Madeleine nigdy nie potrafiła w pełni pojąć, że ani miejsca, ani ludzie niezatrzymali się w rozwoju w momencie, w którym rodzina McCarthych straciła z nimi kontakt,podobnie świat dziecka, mimo że przepełniony fantazją, zabarwiony wiarą w gadającezwierzęta i podróże w czasie, jest w istocie ściśle uporządkowany i niezmienny.Policjancizawsze są ubrani w mundury i uśmiechnięci - nie można sobie wyobrazić stróża prawasiedzącego w ogrodowym fotelu i pijącego piwo.Rzeźnicy mają na sobie białe fartuchy i stająza ladami swoich sklepów; sami nigdy nie robią zakupów, nie chodzą do lekarza,przebrawszy się w zwyczajne koszule.Nauczyciele są nie do wyobrażenia poza szkołą -można wprawdzie zobaczyć, jak po lekcjach wsiadają do samochodów, ale gdy tylkoopuszczają szkolny parking, po prostu znikają z powierzchni ziemi, aby następnego rankaznów, w odpowiednim stroju, zmaterializować się przed klasą.To, co pan March robił po lekcjach, stanowiło wyrwę w tej rzeczywistości, alerzeczywistość oplatała się wokół niej, przysłaniała ją, niczym tajemnicza tkanka wypełniającaubytek w korze drzewa.Sztuka pogodzenia się z tą wyrwą - poszerzenie zakresu normalności- wymagała zastosowania wobec niej tych samych sztywno określonych reguł dziecięcejfizyki: to jest coś, co dzieje się po lekcjach.W klasie.Przy jego biurku.Tak jak rzeźnik nigdynie kupuje brokułów, policjant nie gra w krokieta, a mleczarz nigdzie nie rusza się bezswojego wózka, tak i to, co dzieje się po lekcjach w klasie, nie mogłoby wydarzyć się nigdzieindziej.Przez pastelową bramę gabinetu Niny Madeleine wkroczyła do swej dawnej klasy,przyjrzała się dziecku, odwinęła bandaże spowijające cuchnącą ranę, aby wraz zwystawieniem na powietrze mogła powrócić do czasowego kontinuum i zacząć się zmieniać,goić.Uważnie przysłuchiwała się dziecięcej opowieści, ale musi ją jeszcze przełożyć na językdorosłych.To znaczy, że tak naprawdę jeszcze jej nie usłyszała.Jest po prostu kolejną dorosłąosobą, która kiwa głową i kocha, ale nie może w żaden sposób pomóc.Przykrywa twarz dłońmi i wciąga nosem powietrze.- Źle się czujesz? - pyta Nina.Madeleine kręci głową.- Czasami nie mogę się oprzeć.Wącham dłonie.Śmieszne,nie? - Szczerzy zęby.- Mój brat zawsze się z tego naśmiewał.W przekładzie uwidocznionazostanie pewna prosta rzecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Goonan Kathleen Ann Kosci czasu (CzP)
- Brashares Ann Stowarzyszenie Ostatnie lato(1)
- Brandt Ann Powrot do Crowfoot Ridge(1)
- Crepusculo en Oslo Ann Holt
- Benson, Ann Die brennende Gasse
- Brashares, Ann Girls in Pants
- Bova Ben Droga przez uklad sl Mars(1)
- Conrad Joseph Oczekiwanie
- Book 1 Rising Tide
- Catherine Palmer Leaves of Hope (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- miguel.keep.pl