[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiłował wyjaśnić Alowi zasady termodynamiki, zarzucając go takimi pojęciami, jak „entropia” albo „przepływ ciepła” czy „równowaga termodynamiczna”.– Oj, ja o tym wszystkim wiem – odparł dziadek.– Wiesz? – Jamie bardzo sceptycznie podszedł do tej odpowiedzi.– Jasne, tak jest przecież codziennie w sklepie.Albo podczas gry w pokera.To się sprowadza to tego, że nie możesz wygrać, nie możesz wyjść na czysto i nie możesz odpaść z gry.Jamie spojrzał na dziadka ze zdumieniem.Al objaśnił zasady termodynamiki tak zwięźle, jak jeszcze nikt przed nim.– Chodzi głównie o to – ciągnął stary Waterman, śmiejąc się ze swego zaskoczonego wnuka – aby zachowywać w życiu równowagę i nic z tego, co się stanie, nie może cię z niej wytrącić.Zachowuj równowagę.Nigdy nic wyginaj się za bardzo w jakimś kierunku, bo przewróci cię powiew wiatru.No i to właśnie sprowadza się do tego, pomyślał teraz Jamie, że musisz płacić za wszystko, co dostajesz, a cena jest zawsze wyższa od wartości tego, czego pragniesz.I nie możesz odpaść z gry.Nawet miliony mil od Ziemi nie możesz odpaść z gry.Właz do punktu obserwacyjnego był otwarty.Nikt nie stał przed szybą.Dobrze.Astronomowie nie cierpieli obrotów produkujących sztuczne ciążenie wewnątrz połączonych marsjańskich kosmolotów.To przez ich teleskopy, choć osadzone poza statkami, na łączach, trzeba było zaopatrzyć statki w szereg mechanicznych urządzeń, wprawiających je w ruch przeciwny do owych obrotów tak, aby przez tygodnie lub miesiące skierowane były wciąż na tę samą drobinę światła.Na początku obroty przeszkadzały też Jamiemu.Gwiazdy, zamiast trwać na czarnym niebie, podobnie ja na Ziemi, wędrowały zwolna poprzez prostokątne okno.Ale nawet na Ziemi, pomyślał, tak naprawdę nigdy nie trwały w jednym miejscu.Płynęły po niebie, za wolno, aby dało się to od razu zauważyć.Tutaj jedynie przyspieszyliśmy całą sprawę.Zrobiliśmy swój własny, mały świat, który obraca się przez dwie i pół minuty, a nie dwadzieścia cztery godziny.W pomieszczeniu obserwacyjnym zrobiło mu się zimno.Wiedział, że to tylko psikus wyobraźni, ale miał wrażenie, iż chłód głębokiej, czarnej pustki na zewnątrz, przedostaje się przez okno i przenika go do szpiku kości.Ktoś tu już był.Kiedy Waterman przeszedł otwartym włazem, ujrzał wysoką, smukłą sylwetkę Ilony Malater, stojącej przed podłużnym iluminatorem.Spoglądała na gwiazdy, twarz miała poważną, nieruchomą.W słabym świetle jej płowe włosy wydawały się szare, a brunatny kombinezon całkiem pozbawiony koloru.Jamie podchodząc do okna, niemal ucieszył się, że ktoś jeszcze tu jest.Jego potrzeba samotności zmalała wobec potrzeby ludzkiego ciepła.Uświadomił sobie, że z taką szczupłą figurą Ilona mogła bez problemu zostać top modelką.Także jej arystokratyczna twarz miała ową wyniosłość, znaną z okładek magazynów.– Cześć – powiedział.Odwróciła się gwałtownie, wzdrygnęła, po chwili uspokoiła i obdarzyła go uśmiechem.– Jamie, co ty tutaj robisz?– Przypuszczam, że to samo co ty.– Myślałam, że to będzie moim schronieniem – Ilona mówiła głębokim, gardłowym kontraltem.Ze smutnym uśmiechem Jamie odparł:– Ja też.Zawahał się.– Mogę stąd iść.– Nie, w porządku – odwzajemniła uśmiech.– Może bardziej, niż być sama, pragnę teraz z kimś pogadać.Jedyne światło w tym pomieszczeniu płynęło z żarzących się na podłodze wskaźników.I z gwiazd.Ledwie go starczało, aby widzieć jej twarz, spostrzec wyraz jej oczu.Szmer elektryczności wydawał się tutaj słabszy niż w innych częściach statku, bardziej przytłumiony.– Słyszałaś o Hoffmanie? – zapytał Jamie.– Co on znowu zrobił?– Miał załamanie nerwowe.Ilona uniosła brew.– Dobrze mu to zrobi, tej świni.– Co ty mówisz!– On był kobieciarzem.Myślę, że wzbudzał popłoch wśród studentek, gdziekolwiek uczył.James zamrugał z niedowierzaniem.Nigdy nie myślał o Hoffmanie inaczej, jak o geologu, który stał między nim, a Marsem.– Próbował uwieść każdą kobietę, którą spotkał podczas treningu.– Dobierał się do ciebie?Ilona zaśmiała się.– Próbował.Ale go zgasiłam.Powiedziałam mu, że jeśli nie potrafi zaspokoić swojej żony, to dlaczego myśli, że zdoła zaspokoić mnie? Od tamtej pory w ogóle się do mnie nie odezwał.Waterman nie uznał tego za zbyt zabawne.W tej kobiecie tlił się żar, którego istnienia nigdy nie podejrzewał, była w niej wściekłość.Wtedy zrozumiał.– Na pewno dobierał się też do Joanny.– Pewnie.To właśnie dlatego Joanna chciała usunąć go z misji, pomyślał Jamie.Nie po to, żebym ja się tutaj dostał.Po prostu dlatego, żeby pozbyć się człowieka, który ją niepokoił.Nagle poczuł się niezręcznie.Nie było tu gdzie usiąść, wyjąwszy chłodną, metalową podłogę.Nie było nikogo, do kogo mógł zwrócić się o wsparcie.Spojrzał przez anty odblaskowe okno i nie zobaczył niczego, poza rozgwieżdżoną pustką; Mars 2 znajdował się poza polem widzenia, dokładnie nad ich głowami.– Czy to załamanie Hoffmana sprawiło, że tutaj przyszedłeś? – zapytała Ilona.Jamie skinął głową.– A co ciebie tu sprowadziło?– Chciałem uciec od innych – powiedziała, ściszając głos.– Popadam w depresję.– Dlaczego? Coś złego się stało?– Mars jest zły.Ja jestem zła.To było złe, włączyć w skład tej ekspedycji biochemika.Na Marsie nie ma życia, które mogłabym badać.– Nie wiemy tego na pewno – odparł Waterman.– Jeszcze nie.– Czyżby? – odparła Ilona, wzdychając ciężko.Potem odwróciła się i wyciągnęła ramię ku czerwonawemu punkcikowi światła, kołyszącemu się wśród pełnej gwiazd czerni.– Jamie, popatrz na tę planetę.Pomyśl o tych wszystkich skałach, próbkach gleby i zdjęciach, które badaliśmy.Codziennie dostajemy nowe zdjęcia i dane z pojazdów przebywających na orbicie tej planety.Żadnego śladu życia.Nic.Mars jest zupełnie jałowy.Martwy.Odwrócił wzrok od czerwonego blasku Marsa, aby znów spojrzeć w jej zatroskaną twarz.– Ale mamy tylko kilka tuzinów próbek.A ty mówisz o całym świecie.Tam musi być.Uciszyła go, kładąc mu na ustach swój długi, wypielęgnowany palec.– Słyszałeś kiedyś o Gai? – zapytała.– Tym pomyśle, że Ziemia to jeden żywy organizm?Ilona posłała mu słaby uśmiech.– Blisko.Nieźle, jak na geologa.Wyszczerzył zęby w uśmiechu.– Dobra, więc co z tą Gają? I co to ma wspólnego z Marsem?– Hipoteza Gai głosi, że całe życie na Ziemi działa jako jeden wspólny, sprzężony system, który sam się podtrzymuje.Żadna pojedyncza forma życia, nawet ludzie, nie żyje w izolacji.Wszystkie formy życia są częścią jednej całości, całkowicie zintegrowanej, żyjącej Gai.– Nie rozumiem, co to ma wspólnego z Marsem.– Życie rozprzestrzeniło się po całej Ziemi – odparła Ilona.– Jest nawet w najgłębszych głębinach oceanów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl