[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Już nie żyjesz!Na chodniku za jego plecami nagle rozległy się kroki, donośny łomot ciężkich butów, biegnących coraz szybciej.Samson i Halback chcieli go zaatakować od tyłu.Jimmy ruszył biegiem.Paul wrzasnął, upuścił torbę z lunchem i pognał za nim.Obaj pędzili co sił, wymijali grupki uczniów, rozpaczliwie próbowali dotrzeć do strażnika i bezpieczeństwa.Jimmy'emu już brakło tchu, mięśnie w nogach odmawiały posłuszeństwa.Nie przywykł do fizycznego wysiłku, ale strach i adrenalina nadały mu tempo, które mogło zaimponować nawet sportowcom z jego klasy.Potem, popchnięty z tyłu, upuścił podręczniki i wyłożył się jak długi na chodniku.Zabrakło mu szybkości i koordynacji, żeby wysunąć przed siebie ręce i zamortyzować upadek.Rąbnął twarzą o cement, górne i dolne zęby zwarły się z głośnym trzaskiem, przeszywającym całe ciało.Gorąca krew chlusnęła z nosa, zalała usta i podbródek.Paul wciąż biegł.Przez mgiełkę bólu, nawet pod tym kątem, Jimmy widział tenisówki przyjaciela, oddalające się w stronę strażnika przy następnej przecznicy.Mocny kopniak wylądował na prawym boku Jimmy'ego, potężny cios, który wbił się głęboko w ciało i wycisnął z niego powietrze.Jimmy jednocześnie skulił się z bólu i przetoczył, żeby uniknąć następnego kopniaka.Rozpaczliwie usiłował wciągnąć powietrze z powrotem do płuc.Nie mógł oddychać.Dusił się i miotał jak ryba wyrzucona na brzeg, mrużąc oczy w porannym słońcu.Spodziewał się zobaczyć nad sobą Halbacka i Samsona, ale widział tylko Halbacka, patrzącego gniewnym wzrokiem.–Mówiliśmy, że cię dorwiemy, gnojku.– Starszy chłopiec wyszczerzył zęby w triumfalnym, złośliwym uśmiechu.– Masz nauczkę, żeby z nami nie zadzierać.Zebrał się tłum, w którym Jimmy rozpoznał Tinę Papatos.Donnę Tu-cker i dwie inne dziewczynki ze swojej klasy.Spodziewał się zobaczyć na ich twarzach współczucie, a przynajmniej zrozumienie, ale dziewczynki uśmiechały się i w ich uśmiechach widział szyderstwo, a w oczach pogardę.Chciał być dzielny, znieść to upokorzenie z godnością, skoro nie mógł uciec ani się obronić, ale gorące łzy wstydu spływały mu po twarzy.–Ojojoj – zapiszczał Halback drwiącym, afektowanym głosem.– Dzidziuś płacze? – Pochylił się nad Jimmym.– Biedny dzidziuś płacze?Jimmy próbował powstrzymać łzy, ale wciąż płynęły strumieniem.Usłyszał parsknięcie jakiegoś chłopca.Usłyszał chichot Tiny.–Wstawaj – rozkazał Halback.Jimmy nie ruszał się, smakując krew, smakując łzy.–No, wstawaj, bekso.Halback znowu się schylił i chciał już złapać Jimmy'ego za włosy, kiedy wielka dłoń zacisnęła się na ramieniu łobuza i dorosły głos zapytał:–Co tu się dzieje?Za plecami Halbacka Jimmy zobaczył strażnika.Nigdy w życiu tak się nie ucieszył z niczyjego widoku.Zmusił się, żeby usiąść, chociaż ból po kopniaku w prawy bok odzywał się w każdej części ciała.Otarł twarz ręką, która zrobiła się lepka i czerwona od krwi.Jak mogli się z niego śmiać, kiedy krwawił? Rozejrzał się po tłumie, ale nie dostrzegł już kolegów i koleżanek z klasy w rosnącym kręgu uczniów.Bolała go cała głowa i kiedy ponownie otarł twarz, wyczuł dziwne guzy i obrzmienia.Szczęka płonęła żywym ogniem.Gdzie jest Paul? Jimmy wstał, krzywiąc się z bólu, próbując powstrzymać nowy potok łez wzbierających pod powiekami.Widocznie Paul nie wrócił ze strażnikiem.Potem zobaczył przyjaciela i przepełniła go gorąca wdzięczność.Paul pospiesznie szedł chodnikiem w jego stronę – prowadząc pana Millera, wicedyrektora.Jimmy uśmiechnął się przez łzy.Paul wykazał wielką odwagę.Jeśli przedtem groziło mu niebezpieczeństwo ze strony Halbacka i Samsona, ponieważ trzymał z Jimmym, teraz sam im się naraził.Podjął działanie na własną rękę.Sprowadził dorosłych.Bronił przyjaciela.Jimmy nigdy w życiu nie był z nikogo taki dumny.Paul znał konsekwencje swojego czynu, ale się nie zawahał, i w tamtej chwili nie istniał na świecie człowiek, którego Jimmy bardziej chciałby mieć za przyjaciela.Paul szeroko otworzył oczy, kiedy zobaczył Jimmy'ego, kiedy zobaczył krew; ból i gniew, żal i poczucie winy odmalowały się na jego twarzy.Jimmy się uśmiechnął.–Nic mi nie jest – zapewnił, zbierając krew z ust wierzchem dłoni.–Nic się nie stało.–Głos miał zachrypły i drżący.–Co tu się dzieje? – zapytał surowo pan Miller.–To nie teren szkoły – odparł hardo Halback.– Nic mi pan nie może zrobić.–Chcesz zostać zawieszony jak twój kolega? – warknął wicedyrektor.–On bił tego chłopca – wyjaśnił strażnik i wskazał Jimmy'ega.Pan Miller przeniósł wzrok z Halbacka na Jimmy'ego i z powrotem na Halbacka.–Chcę widzieć was obu w moim gabinecie – oświadczył.– Ale na-pierw niech cię obejrzy pielęgniarka.–Nic mi nie jest – powtórzył Jimmy, chociaż okropnie go bolało.–Niech pielęgniarka zdecyduje.–Byłem świadkiem – odezwał się Paul.– Widziałem wszystko,–Więc lepiej też chodź z nami – powiedział wicedyrektor.–Już nie żyjesz! – wrzasnął Halback, celując w niego palcem.– Oboje nie żyjecie!Strażnik i pan Miller spojrzeli karcąco na Halbacka.Paul pokazał starszemu chłopcu środkowy palec za plecami dorosłych.–Widziałem to! – ryknął Halback.– Widziałem! Zapłacisz mi za to! Jimmy spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela.Paul uśmiechnął się do niego.–Skoro już tak daleko zabrnąłem, równie dobrze mogę pójść na całość – stwierdził.–Słusznie – zgodził się Jimmy.Otarł krew z nosa, wyszczerzył zęby i również wystawił palec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl