[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi tydzień był już inny.Przyszło tylko kilku przyjaciół, nikt nie zostawiał jedzenia, a telefon zamilkł.Właśnie wtedy matka Tess uświadomiła sobie, że została sama.Czy dzisiaj Grace znajdzie siłę, by przejść przez to wszystko jeszcze raz?Tess zdecydowanie ruszyła w stronę domu.Tylne drzwi były otwarte.Buty ojca, w których chodził na ryby, polowania i na dalekie spacery, stały porządnie w kącie.Właściciel odszedł dwa lata temu, a one pozostały, niosąc pokrzepienie jego żonie.W kuchni Grace mieszała gęstą zupę.Na twarzy mamy malował się smutek, oczy miała zaczerwienione.Ubrana była w brązową spódnicę i niebieską bluzkę, które do siebie nie pasowały.Włosy podtapirowała i usztywniła taką ilością lakieru, iż od razu było widać, że uczesała się tuż przed przybyciem gości.Po odejściu taty wyglądała tak przez długie tygodnie, a gdy Tess zachęcała mamę, by poświęciła nieco więcej uwagi swojemu wyglądowi, odpowiadała, że kiedy człowiek walczy o pozostanie przy zdrowych zmysłach, ubrania naprawdę nie są ważne.Dziewczyna stanęła tuż przy matce.Musiała ją przytulić.Kiedy jednak wyciągnęła ręce, Sam jej przeszkodził.- Lepiej nie.162- Dlaczego?- Oni okropnie się tego boją.- Daj spokój, to niemożliwe.- Poważnie.Albo są przerażeni, albo chcą tak pozostać na zawsze.Tak czy inaczej, skutki bywają opłakane.Dlatego nigdy ich nie dotykamy.- Jak to? Czy oni nas nie poznają?- Nie.Wydaje im się, że mają halucynacje, no i w końcu za dużo piją albo łykają valium.- Ale zobacz, jaka ona jest roztrzęsiona.- Możesz robić, co chcesz, nikt ci nie zabroni.Ja ci tylko radzę.Możesz ją przytulić, nawet ucałować, ale w końcu przekonasz się, że są lepsze sposoby na pokazanie, że z nią jesteś.- Powiesz mi jakie?- Jasne.Ale szybko sama będziesz wymyślać własne.Tess zrobiła krok do tyłu i przyjrzała się Grace przygotowującej zupę.Kilka ostatnich składników czekało na kuchennym blacie.Przepis pochodził jeszcze od prababki, należało wziąć dużego łupacza, soloną wieprzowinę, dużo cebuli, pory, marchew - i na koniec- solidną porcję gęstej tłustej śmietany.Od lat toczyły się spory o ten ostatni składnik, zawierający fatalną dawkę śmiertelnego tłuszczu.Grace usiłowała gotować zgodnie z regułami zdrowego żywienia- zwłaszcza dla George'a - i często nie dolewała śmietany.Tess uważała to za świętokradztwo.Zupę nazywała w takich wypadkach niskokaloryczną i wraz z takimi specjałami jak dietetyczna cola, piwo bezalkoholowe czy odchudzające dania umieszczała ją na swojej czarnej liście znienawidzonych produktów żywnościowych.Wyznawała pogląd, iż niektóre potrawy, niezależnie od konsekwencji, jakie trzeba było ponieść po ich zjedzeniu, warte były wszystkich zawartych w nich kalorii oraz całego cholesterolu.Skrzypnęły kuchenne drzwi i wszedł wielebny Polkinghorne, który od czasu śmierci ojca Tess okazywał Grace wyjątkowe względy.Jak zwykle miał na sobie najnowsze ubrania z katalogu wysyłkowego L.L.Bean: sweter w niebieską kratę, beżowe spodnie, mokasyny od Bluchera.163- Odpocznij chwilę - powiedział.- Pokręcę się tu za ciebie.Potrafię być użyteczny w kuchni.- Zanieś, proszę, miseczki do jadalni, dobrze?Gdy Grace wyjmowała naczynia z kredensu, Tess dostrzegła wyśmienitą okazję, by dać matce znak.Skoczyła do kuchenki i, upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wlała całą śmietanę do garnka.A potem, z nawyku, rzuciła puste opakowanie do kosza na śmieci, stojącego przy drzwiach.Chybiła jednak, kartonik odbił się od brzegu pojemnika i spadł na podłogę.Grace obróciła się i od razu dostrzegła pudełko.Podniosła je i wrzuciła do kosza.- Chyba mi się w głowie poprzestawiało - mruknęła pod nosem.Wróciła do kuchenki, zamieszała zupę drewnianą łyżką, spróbowała.Prawie doskonała.Wyjęła z lodówki następny kartonik śmietany i połowę wlała do garnka.Zamieszała jeszcze kilka razy, ujęła sagan przez grube rękawice i zaniosła do jadalni.Tess i Sam poszli za nią.W dużym pokoju panował tłok.Panie z komitetu dobroczynnego Female Humane Society skupiły się w jednym kącie.W drugim Bony oraz inni znajomi z nadbrzeża pociągali jabłecznik.Fraffie Chapman i Myrtle Sweet z Komisji Historii Okręgu w pobliżu przejścia do korytarza rozprawiały o detalach architektonicznych zabytkowych domów.Z odtwarzacza stereo dobiegały stłumione dźwięki „Czterech pór roku", telewizor z wyłączonym głosem błyskał obrazami, a Bella Hooper, ta od profesjonalnego słuchania, siedziała osobno, cierpliwie czekając na kogoś, kto chciałby się wygadać.Tess przeszła wokół, przysłuchując się rozmowom, wcale nie-zdziwiona tym, co usłyszała.Takie chwile zawsze są przykre i niezręczne, ludzie zwykle poruszają bzdurne tematy.Fraffie i Myrtle ubolewały nad chodnikiem na głównych schodach, historycznie niemożliwym do zaakceptowania.Myrna Doliber, właścicielka zakładu pogrzebowego, ukryta pod swoim niezmiennym kaskiem z kruczoczarnych włosów, przycupnęła na kanapie i dzieliła się z kilkorgiem przyjaciół uwagami na temat najnowszych przesądów.164- J e ż e l i fotografuje się troje ludzi, to osoba pośrodku z pewnością umrze pierwsza.Z jadalni dał się słyszeć pozbawiony wyrazu głos Grace, zapraszającej gości na gorący posiłek.- Chodźcie, chodźcie.- Stojąc przy bufecie, zaczęła nalewać gęstą zupę do miseczek.Gdy już wszyscy mieli przed sobą parujące danie, wielebny Polkinghorne odmówił modlitwę:- Podziękujmy Panu za to, że mamy co jeść, choć inni są głodni, że mamy co pić, gdy innych dręczy pragnienie, i że mamy przyjaciół, gdy inni cierpią samotność - zaczął.- I niech Bóg oświeci swoją światłością naszą ukochaną Tess, gdziekolwiek się ona znajduje.Niech ją otoczy swoją miłością.Tam, gdzie ona, tam jest i Bóg.Niech ją sprowadzi bezpiecznie do domu.- Amen.A Tess stała w kącie i przyglądała się, jak goście z apetytem pochłaniają zupę.Potem nastąpiły te same co zwykle komplementy.W pewnym momencie musiała się uśmiechnąć.- Rany, ale pychota - zachwycił się Todd Tucker, jej najlepszy pracownik.- Nie żałowała pani śmietany.- Czy wiecie, że pierwsi osadnicy w Marblehead już od roku tysiąc sześćset dwudziestego dziewiątego gotowali tę zupę wyłącznie na młodym łupaczu? - poinformowała Fraffie wszystkich zebranych, nie zwracając się do nikogo w szczególności.Grace uśmiechnęła się uprzejmie.Robiła, co mogła, by się trzymać, lecz usta miała zaciśnięte, a spojrzenie - szklane i nieobecne.Jeszcze kilka zachwytów przyjaciół nad zupą i zaczęła się załamywać.Wątły uśmiech zniknął z jej warg, oczy wypełniły się łzami.Otarła je ukradkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl