[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopiec przełknął ślinę, gotów wkażdej chwili rzucić się do ucieczki.Tamten zatrzymał się dwa metryprzed nim, bez pośpiechu skrzyżował ręce i lekko się skłonił.- Miło mi było z tobą porozmawiać, Ben - powiedział uprzejmie.- A terazszukaj mnie.Zanim Ben zdążył cokolwiek powiedzieć lub wykonać jakikolwiek gest,sylwetka Jawahala w jednej chwili zajęła się ogniem i wystrzeliławirującym płomieniem ku sklepieniu dworca, zakreślając świetlisty łuk.W parę sekund gorejący snop zagłębił się w tunele niczym rozżarzonastrzała, pozostawiając za sobą fajerwerk iskier, które powoli opadały igasły w ciemności, oświetlając przedtem drogę.Ben raz jeszcze spojrzał na zakrwawione sari, po czym wszedł w tunel,przekonany, że tym razem, nieważne, którą drogą pójdzie, każdadoprowadzi go do celu.* * *Pośród ciemności Ben dostrzegł zarys pociągu.Obserwując niekończącysię skład wagonów strawionych przez ogień, pomyślał, że ma przed sobątruchło gigantycznego metalowego węża, który wymknął się zdiabolicznej wyobraźni Jawahala.Zbliżywszy się, rozpoznał pociąg,który nie tak dawno na jego oczach przejechał przez ścianę sierocińca,spowity w płomienie, z uwięzionymi w wagonach duszami setek dzieciusiłujących się wydostać z tego wiecznego piekła.Pociąg stał terazciemny i nieruchomy i nic nie wskazywało na to, by w środku mogli sięznajdować przyjaciele z Chowbar Society.Niemniej intuicja podpowiadała mu coś zupełnie przeciwnego.Minąłlokomotywę i zaczął iść wzdłuż wagonów, zaglądając przez okno dokażdego.W połowie drogi zatrzymał się i obejrzał.Czoło pociągu okryła ciemność.Już miał pójść dalej, kiedy kątem oka dostrzegł przyglądającą mu sięprzez okno pobliskiego wagonu śmiertelnie bladą twarz.Odwrócił się gwałtownie i poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.Poczuł na sobie spojrzenie czarnych oczu mniej więcej siedmioletniegodziecka, które obserwowało go uważnie.Przełknął ślinę i zbliżył się dowagonu.Dziecko otwarło usta i wydobyły się z nich płomienie, spopie-lając całą twarz, jakby to była fotografia.Ben, czując lodowaty chłód nakarku, ruszył dalej, nie zwracając uwagi na przeraźliwy szum dziesiątekgłosów dobiegający z wnętrza pociągu.W końcu dotarł do ostatniego wagonu i uchylił drzwi.Wewnątrz jarzyłysię setki świec.Wszedł do środka.Twarze Isobel, lana, Setha, Michaela,Siraja i Roshana rozjaśniły się.Chłopak odetchnął z ulgą.- Jesteśmy w komplecie.Możemy przystąpić do gry - usłyszał tuż obokznajomy głos.Odwrócił się powoli i zobaczył Jawahala trzymającego Sheere.Drzwiwagonu zamknęły się, jakby zatrzasnęła się kasa pancerna.Jawahal puściłSheere.Dziewczyna podbiegła i przytuliła się do brata.- Nic ci nie jest? - zapytał Ben.- Oczywiście, że nic jej nie jest - odpowiedział za nią Jawahal.- A wy? W porządku? - Ben zwrócił się, ignorując Jawahala, dopozostałych członków Chowbar Society, którzy siedzieli spętani napodłodze.- W jak najlepszym - odparł Ian.Obaj wymienili się spojrzeniami, które starczyły za tysiące słów.Benkiwnął głową.- Może i się trochę potłukli, ale to przez własną nie-zdarność - wtrąciłJawahal.Ben puścił Sheere i spojrzał w jego stronę.- Niech pan wreszcie powie, o co panu chodzi? Na twarzy Jawahalapojawił się grymas zdziwienia.- A cóż to? Nerwy? Tak ci spieszno? Szesnaście lat czekałem na tęchwilę, więc mogę poczekać minutę dłużej.Zwłaszcza że mnie i Sheerepołączyła szczególna więź.Myśl o tym, że Jawahal wyjawił Sheere swoją tożsamość, nie dawałaBenowi spokoju.Jawahal zdawał się czytać w jego myślach.Całasytuacja go bawiła.- Nie słuchaj go, Ben - odezwała się Sheere.- Ten człowiek zabił naszegoojca.Wszystko, co stara się nam wmówić, jest warte tyle, co ta kupazłomu, w której nas więzi.- To niesprawiedliwe mówić tak o przyjacielu - spokojnie upomniał jąJawahal.- Niedoczekanie pańskie.- Nasze zaprzyjaźnienie się, Sheere, jest tylko kwestią czasu - szepnąłJawahal.Raptem opanowany uśmiech zniknął z ust ich prześladowcy.Jawahalwykonał nieznaczny gest, a Sheere, jak wystrzelona z procy, poleciała nadrugi koniec wagonu.- A teraz odpocznij sobie.Niebawem na zawsze będziemy razem.Dziewczyna, uderzywszy o metalową ścianę, padła na podłogę bezczucia.Ben rzucił się ku niej, ale żelazny uścisk Jawahala zatrzymał go wmiejscu.- Nigdzie nie pójdziesz - powiedział Jawahal i objąwszy pozostałychlodowatym spojrzeniem, dodał: - Następny, który będzie miał coś dopowiedzenia, zacznie pluć ogniem.- Proszę mnie puścić - zawył Ben, czując, że ręka ściskająca go za szyjęzaraz skręci mu kark.Jawahal puścił i Ben runął na ziemię.- Wstawaj i słuchaj! - rozkazał Jawahal.- O ile wiem, tworzycie coś wrodzaju konfraterni i przyrzekliście wspierać się i troszczyć o siebie aż dośmierci.Czy to prawda?- Tak, to prawda - odezwał się siedzący na podłodze Siraj.Niewidzialna pięść uderzyła chłopca i powaliła go jak szmacianąkukiełkę.- Nie ciebie pytałem - rzekł Jawahal.- Ben, odpowiesz mi czy zrobimymały eksperyment z astmą twojego przyjaciela?- Niech pan go zostawi w spokoju.Tak, to prawda - odparł Ben.- Dobrze.Pozwól więc, że pogratuluję ci pomysłu przyprowadzenia tutwoich przyjaciół.Dowód pierwszorzędnej troski, nie ma co.- Mówił pan, że da nam szansę - przypomniał Ben.- Wiem, co mówiłem.Ile jest warte dla ciebie życie każdego z twoichprzyjaciół?Ben pobladł.- Nie zrozumiałeś pytania czy chcesz, żebym uzyskał odpowiedź inaczej?- Jest dla mnie warte tyle co moje własne.Jawahal uśmiechnął się lekko.- Trudno mi w to uwierzyć - powiedział.- Guzik obchodzi mnie to, w co pan wierzy, a w co pan nie wierzy.- W takim razie przekonamy się, czy twoje piękne słowa mają pokrycie wrzeczywistości, Ben - oświadczył Jawahal.- Umowa jest następująca.Jestwas siedmioro, nie licząc Sheere.Jej ta gra nie dotyczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl