[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mężczyźni nie lubią kobiet, które się od nich uzależniają.Zmarszczka miedzy brwiami Jeffa pogłębiła się.- Dziwni są ci mężczyźni z czasów, z których pochodzisz.Uśmiechnęła się ironicznie, przypominając sobie, że kiedyś powiedziała mu coś bardzo podobnego.- Niektórzy z pewnością tak - przyznała.- Inni po prostu radzą sobie jak mogą, w naszym bardzo skomplikowanym świecie.Jeff zerwał źdźbło trawy.Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, a potem odrzucił je nagłym gestem.- Cóż, każdy z nas dźwiga swój krzyż.- Wstał i wyciągnął ku niej rękę.- Niedługo zacznie padać.Moglibyśmy przespacerować się przed deszczem.Była to zarówno propozycja, jak i rozkaz.Amelia nie potrafiła mu odmówić.Pozwoliła podnieść się z ziemi.Szybsze bicie serca było jedyną oznaką radości, jaką poczuła na myśl o tym, że wkrótce zostanie z nim sam na sam.Spacerowali nad brzegiem rzeki, niemal przez cały czas doskonale widoczni.Jeff nie podał jej ramienia, prawdopodobnie ze względu na śledzące ich oczy, przez dłuższą chwilę także prawie wcale się nie odzywał.Trwał w jakimś ponurym milczeniu, odpowiadającym zmieniającej się aurze dnia.Z daleka dobiegały pierwsze pomruki burzy, rzeka była ciemna, wzburzona.Przez chmury od czasu do czasu przedzierały się ostre promienie słońca, dodając wyrazistości rozrzucanym przez wiatr liściom, rozkołysanym trawom.Zauważyła oczywiście, że nie oni jedni skorzystali z okazji by pobyć z sobą sam na sam.Na przechadzkę wybrali się Elliot i Laura, a także Abigail, zmuszona do spełnienia przyrzeczenia złożonego pułkownikowi Talbotowi.Oboje spacerowali wśród rosnących nad brzegiem drzew.Pułkownik mocno przyciskał do boku jej ramię, choć nawet z tej odległości Amelia widziała, że Abigail kroczy sztywno i sprawia wrażenie nieszczęśliwej.Nagle zniknęła cała przyjemność, jaką czerpała z samotnego spaceru z Jeffem.Na pierwszy plan znów wybiły się nieprzyjemne aspekty rzeczywistości.W końcu, nie mogąc dłużej zatrzymać podejrzeń dla siebie, spytała:- Jeff, jak byś się czuł, gdybyś wiedział, że Abigail interesuje się Samem Calvertem?Jeff obrzucił ją ostrym spojrzeniem.- Powiedziała ci to?Amelia zawahała się, wiedząc już, że popełniła błąd.- No.tak jakby.To nic poważnego.Jego oczy były mroczne, usta zacisnęły się gniewnie.- A on? Czy ośmielił się.Nie oczekiwała tak gwałtownej reakcji.Szybko zaprzeczyła, potrząsając głową.- Nie, nic podobnego.Przykro mi, że zaczęłam rozmowę na ten temat.Głupio zrobiłam.Zapomnijmy o wszystkim.Jeff obejrzał się przez ramię.Po chwili dostrzegł siostrę spacerującą w towarzystwie pułkownika.Na nieszczęście Abigail zerknęła akurat na samotnego, opartego o pień drzewa Sama, który odpowiedział jej smutnym spojrzeniem.Oczy Jeffa zwęziły się i o krok odsunął się od swej towarzyszki.- Lepiej z nią porozmawiam!- Nie! - Amelia mocno chwyciła go za ramię.- Jeśli to zrobisz, domyśli się, że wszystko ci powiedziałam.A nie powinnam.Zrobiłam to tylko dlatego.- Nie dokończyła zdania.Obserwował ją z napięciem.Bijąca z jego oczu niecierpliwość sprawiła, że Amelia zapragnęła zapaść się pod ziemię.- Dlaczego? - spytał.A potem wzrok mu złagodniał.Pojawiło się w nim zrozumienie, znacznie gorsze od gniewu.- Chciałaś sprawdzić, czy potrafię rozzłościć się aż tak, żeby zastrzelić Sama Calverta za to, że zaleca się do mojej siostry - powiedział sucho.Amelia ze smutkiem wbiła wzrok w ziemię.- Na litość boską, Amelio, mamy tysiąc osiemset siedemdziesiąty rok.- W głosie Jeffa brzmiało obrzydzenie.- Prawo od dawna zakazuje pojedynków.I niezależnie od tego, co słyszałaś o szalonych rebeliantach, dżentelmeni nie rozwiązują problemów za pomocą pistoletów.Kiedy wreszcie zrezygnujesz z tej swojej śmiesznej teorii?- Wcale nie jest śmieszna! - Jej głos pobrzmiewał niecierpliwością i gniewem.- To się naprawdę zdarzyło.Jeff spojrzał na nią z niechęcią i ruszył przed siebie.Nagle dzień nie wydawał się już tak piękny, wszelka radość zniknęła jak słońce, zakryte burzowymi chmurami.Amelia wiedziała, że musiało się tak skończyć - wszak przyszłość prześladowała ich niczym złowrogi upiór.Ale może mogłaby udawać choćby jeszcze przez kilka minut.A tymczasem zamiast cieszyć się chwilą, zniszczyła nić porozumienia, jaka się między nimi zrodziła.Była na siebie wściekła, ale cóż innego mogła zrobić - dla siebie i dla Jeffa?Szedł obok niej sztywno, ręce założył za plecy.Wiatr targał mu włosy, ale nie przygładzał ich, lecz spuściwszy głowę wpatrywał się w ziemię.Po długiej chwili, cicho i spokojnie, powiedział:- Nie masz się czym martwić.Nie zamierzam zastrzelić Sama Calverta.Nie do mnie już należy opieka nad siostrą.Nagle strasznie się zawstydziła.Jeff miał prawo sądzić, że w niego zwątpiła.Cichym, żałosnym głosem powiedziała:- Nigdy nie przyszło mi do głowy, żebyś mógł kogoś skrzywdzić świadomie albo.zastrzelić z zimną krwią.Chodzi tylko o to, że czasami okoliczności.- Żadne okoliczności - stwierdził gwałtownie - nie zmuszą mnie nigdy, żebym strzelił do człowieka.Rozumiesz, Amelio?Jego oczy pełne były przejmującego bólu.Żal i rozpacz ścisnęły jej gardło.Jak to się dzieje, że gdy tylko chce mu pomóc, natychmiast go rani? Przecież jest niewinny.Czuła to całym sercem.A jednak było coś, czego nie potrafiła pojąć.Wiedziała, że jest blisko odkrycia jakiegoś tropu.Nie wolno jej się poddać.Rozsądek i znajomość przyszłości, którymi dysponowała, były jego jedyną szansą.Nawet jeśli obudzi w nim nienawiść, musi znaleźć sposób, który uratuje mu życie.Szli pod wiatr, który szarpał połami jego surduta, owijał jej suknię wokół kostek, cichł na chwilę, by znowu poderwać się i zawirować liśćmi na ścieżce.Amelia słyszała odległe głosy, pośpieszny tupot stóp - to ładowano wozy, przygotowując się do powrotu do domu.Wiedziała, że powinni wracać, lecz ani ona, ani on nie wspomnieli o tym ani słowem.W końcu powiedziała cicho:- Bardzo mi przykro, Jeff Od czasu, kiedy się tu pojawiłam, sprawiam ci same kłopoty i zmartwienia.Wciągnęłam cię w moje sprawy, opowiadałam ci głupstwa u ludziach, których kochasz, kazałam ci martwić się o rzeczy, o których nie powinieneś wiedzieć i.przepraszam.Jeff zawahał się, a potem powiedział miękko:- Och, przyniosłaś mi coś więcej niż tylko zmartwienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl