[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naprawdê czu³, ¿e powêdrowa³ by raczej do dziewiêciuotch³ani u boku swych przyjació³, ni¿ wróci³ i stawi³ samotnie czo³a ArtemisowiEntreriemu.Gdy tylko Catti-brie zosta³a wyposa¿ona, Bruenor poprowadzi³ ca³¹ grupê.Maszerowa³ dumnie w lœni¹cej zbroi swego dziadka, mithrilowy topór ko³ysa³ siêu jego boku, w koronie królewskiej pewnie nasadzonej na g³owê.- Do W¹wozu Garumna! - krzykn¹³, gdy wychodzili z hallu wejœciowego.- Tamzadecydujemy o dalszej drodze, czy wyjdziemy, czy pójdziemy w dó³.Och, tachwa³a jaka na nas czeka, przyjaciele.Módlcie siê, abym tym razem was do niejdoprowadzi³!Wulfgar szed³ obok niego, z Aegis-fangiem w jednej rêce i pochodni¹ w drugiej.Mia³ ten sam powa¿ny, lecz niecierpliwy wyraz twarzy.Za nimi szli Catti-brie iRegis, z mniejszym zapa³em i z wiêksz¹ rozwag¹, lecz akceptuj¹c drogê jakonieuniknion¹ i zdecydowani zachowaæ siê na niej jak najlepiej.Drizzt szed³ zboku, czasami wysuwa³ siê naprzód, czasami zostawa³ z ty³u, rzadko widziany inigdy nie s³yszany, lecz uspokajaj¹ca œwiadomoœæ jego obecnoœci czyni³a ichkroki ³atwiejszymi.Korytarze nie by³y tak g³adkie i p³askie, jak to zwykle bywa³o w budowlachkrasnoludów.Co kilka stóp po obu stronach korytarza znajdowa³y siê nisze,niektóre z nich mia³y tylko kilka cali g³êbokoœci, niektóre ginê³y wciemnoœciach, aby po³¹czyæ siê z innymi w ca³ej sieci korytarzy.Œciany naca³ej d³ugoœci by³y po³upane i zniszczone wystaj¹cymi krawêdziami iwg³êbieniami, w celu wzmo¿enia zacienienia dawanego przez nieustannie p³on¹cepochodnie.To by³o miejsce pe³ne tajemniczoœci i sekretów, w którym krasnoludywykonywa³y najlepsze swoje dzie³a w atmosferze ochronnej izolacji.Ten poziomby³ rzeczywist¹ pl¹tanin¹.¯aden przybysz z zewn¹trz nie móg³by rozeznaæ siê wtym labiryncie nieskoñczonych rozwidleñ, skrzy¿owañ i licznych przejœæ.NawetBruenor, wspomagany przez rozproszone obrazy ze swego dzieciñstwa i rozumiej¹cylogikê, która kierowa³a krasnoludzkimi górnikami, którzy to stworzyli, myli³siê czêœciej, ni¿ prowadzi³ we w³aœciwym kierunku i spêdza³ tyle samo czasu nawracaniu siê, co na marszu do przodu.Jednak by³a jedna rzecz, o której Bruenorpamiêta³.- Uwa¿ajcie na swoje kroki - ostrzeg³ swych przyjació³.- Poziom, po którymidziemy przeznaczony jest do obrony pomieszczeñ i wykonane w kamieniu pu³apkimog¹ szybko wys³aæ was na dó³!Po pierwszym odcinku marszu tego dnia, dotarli do szerszych pomieszczeñ, o zgrubsza tylko ociosanych œcianach, w wiêkszoœci pozbawionych umeblowania i nienosz¹cych œladów zamieszkiwania.- Pokoje stra¿y i pokoje goœcinne - wyjaœni³ Bruenor.- Wiêkszoœæ dla Elmora ijego ludzi z Settlestone, gdy przybywali, aby zebraæ towary na rynek.Zeszli g³êbiej.Ogarnê³a ich przygniataj¹ca cisza, jedynymi dŸwiêkami by³y ichkroki i od czasu do czasu parskniêcie pochodni i nawet to wydawa³o siêst³umione w nieruchomym powietrzu.U Drizzta i Bruenora otoczenie to wzmaga³otylko wspomnienia z dni ich m³odoœci spêdzonych pod ziemi¹, lecz dla pozosta³ejtrójki zamkniêcie i œwiadomoœæ ton ska³, wisz¹cych nad ich g³owami by³yzupe³nie obcymi doœwiadczeniami, bardziej ni¿ trochê niepokoj¹cymi.Drizzt przeœlizgiwa³ siê od niszy do niszy, zwracaj¹c dodatkowo uwagê nazbadanie pod³ogi, zanim na ni¹ wszed³.W jednym z zacienionych obni¿eñ poczu³coœ na swojej nodze i po bli¿szym zbadaniu stwierdzi³, ¿e jest to pr¹dpowietrza, p³yn¹cy ze szczeliny u podstawy œciany.Zawo³a³ swych przyjació³.Bruenor pochyli³ siê i podrapa³ w brodê, od razu domyœlaj¹c siê co to oznacza,gdy¿ powietrze by³o ciep³e, nie zaœ ch³odne, jakim powinno byæ powietrzenap³ywaj¹ce z zewn¹trz.Zdj¹³ rêkawicê i pomaca³ kamieñ.- Piece - mrukn¹³ bardziej do siebie, ni¿ do swych przyjació³.- A wiêc, tam ni¿ej ktoœ jest - stwierdzi³ Drizzt.Bruenor nie odpowiedzia³.Pod³oga subtelnie wibrowa³a, lecz dla krasnoluda,zaznajomionego z kamieniem, przes³anie by³o tak wyraŸne, jakby pod³ogaprzemawia³a do niego - by³ to chrobot przesuwaj¹cych siê gdzieœ w dole bloków -maszyneria kopalni.Bruenor odwróci³ wzrok i usi³owa³ pouk³adaæ swe myœli, gdy¿by³ prawie przekonany, i w co zawsze wierzy³, ¿e w kopalniach nie ma ¿adnychzorganizowanych grup i mo¿na je bêdzie ³atwo zaj¹æ.Lecz jeœli piece p³onê³y,nadzieje te ulecia³y bezpowrotnie.* * * * *- IdŸ do nich.Poka¿ im schody - poleci³ Dendybar.Morkai przez d³ug¹ chwilêprzygl¹da³ siê czarnoksiê¿nikowi.Wiedzia³, ¿e móg³by siê wy³amaæ ze s³abn¹cegochwytu Dendybara i nie pos³uchaæ rozkazu.Morkai by³ naprawdê zdumiony tym, ¿eDendybar oœmieli³ siê go wezwaæ tak szybko ponownie, gdy¿ si³y czarnoksiê¿nikanajwidoczniej jeszcze nie powróci³y.Cêtkowany mag nie doszed³ jeszcze dotakiego punktu s³aboœci, w którym Morkai móg³by uderzyæ, lecz Dendybarniew¹tpliwie straci³ wiele ze swej mocy na przywo³ywanie widma.Morkaipostanowi³ pos³uchaæ rozkazu.Chcia³ graæ w tê grê z Dendybarem tak d³ugo, jakto tylko bêdzie mo¿liwe.Dendybar opanowany by³ obsesj¹ znalezienia drowa iniew¹tpliwie wezwie Morkai nied³ugo po raz kolejny.Mo¿e Cêtkowanyczarnoksiê¿nik bêdzie wtedy jeszcze s³abszy?- Jak siê dostaniemy na dó³? - zapyta³ Sydney Entreri.Bok przyprowadzi³ ich nakrawêdŸ Doliny Stra¿nika, lecz teraz stali na brzegu ogromnego urwiska.Sydney spojrza³a na Boka, poszukuj¹c odpowiedzi, a golem bez zw³oki zrobi³ krokpoza brzeg.Gdyby go nie zatrzyma³a, spad³by z urwiska.M³oda czarodziejkaspojrza³a na Entreriego bezsilnie wzruszaj¹c ramionami.Nagle zobaczylimigoc¹c¹ plamê ognia i widmo Morkai znów stanê³o przed nimi.- ChodŸcie - rzek³ do nich.- Zosta³em zobowi¹zany do pokazania wam drogi.Nie mówi¹c nic wiêcej, Morkai poprowadzi³ ich do tajemnych schodów, a potemznów sta³ siê p³omieniem i znikn¹³.- Twój mistrz zapewnia nam wszelk¹ pomoc - zauwa¿y³ Entreri, robi¹c pierwszykrok w dó³.Sydney uœmiechnê³a siê, maskuj¹c strach.- Co najmniej czterokrotnie - szepnê³a do siebie, przypominaj¹c sobie momenty,w których Dendybar wezwa³ widmo.Za ka¿dym razem Morkai wydawa³ siê byæbardziej odprê¿ony, wype³niaj¹c nakazan¹ mu misjê.Sydney ruszy³a ku schodom zaEntrerim.Mia³a nadziejê, ¿e Dendybar nie wezwie widma ponownie - mimowszystko.Gdy zeszli na dno w¹wozu, Bok poprowadzi³ ich prosto do œciany itajemnych drzwi.Jakby zdaj¹c sobie sprawê z bariery na jak¹ siê natkn¹³, sta³cierpliwie z boku, czekaj¹c na dalsze instrukcje od maga.Entreri przeci¹gn¹³palcami po g³adkiej skale.Trzymaj¹c twarz najbli¿ej ska³y, jak tylko móg³,stara³ siê odszukaæ w niej jak¹œ szczelinê.- Tracisz czas - zauwa¿y³a Sydney.- Drzwi s¹ wykonane przez krasnoludy i niemo¿na ich znaleŸæ takim badaniem.- Jeœli tu w ogóle s¹ drzwi - odpar³ morderca.- S¹ - zapewni³a go Sydney.- Bok pod¹¿y³ œladem drowa do tego miejsca i wie,¿e ten przeszed³ na drug¹ stronê œciany.Nie ma sposobu, aby zmusiæ golenia dozboczenia z trasy.- A wiêc otwórz drzwi - zadrwi³ Entreri.- Oddalaj¹ siê od nas z ka¿d¹ chwil¹.Sydney odetchnê³a g³êboko i nerwowo zatar³a rêce.To by³a pierwsza okazja,odk¹d opuœci³a Wie¿ê, u¿ycia magicznych si³; szukaj¹c ujœcia têtni³a w niejenergia zaklêcia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl