[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opuściłem szybę.O czym mówili? O kim? W powietrzu wisiał duszny zapach dymu.Michael popatrzył w ślad za Clintonem, a potem wrócił do samochodu.— O co chodzi, Michael? Kto to był?— Twój Rzeźnik, tyle że okazał się Rzeźniczką.Znaliśmy ją w szkole.Biegła od strony domu Blair, więc twoja przyjaciółka jest teraz pewnie w tarapatach.— Dlaczego? Co miała do Blair? Zaklął i zaczął pospiesznie wyjaśniać.— Pamiętasz muszelkę? To wszystko prawda.Kiedy nagle się dowiadujesz, znajdujesz w kieszeni muszlę.Choć może mroczna jedna piąta w nas nienawidzi jej.Zwłaszcza ta mroczna część! Za nic nie chce przystać na to, że jest tylko częścią całości.Nie wyobrażaliśmy sobie, że ktoś może poznać prawdę, ale jej nienawidzić.A potem znienawidzić także pozostałe fragmenty kompletu za to, że pojedynczy kawałek jest tak niepełny.Eddie Devon! Eddie Devon chce się teraz odegrać na nas wszystkich.Dym zobaczyliśmy, zanim jeszcze skręciliśmy w Walden Drive.Dom Blair stał się bukietem rozkwitłych, żółtych płomieni.Ktoś gdzieś krzyczał.Rozległ się wybuch, a po nim brzęk i syk w ruinach.Zeszłego wieczoru z nudów zaszedłem do umarłych, żeby połaskotać ojca.Nie znosił tego.Jego ciało leżało w tej samej pozycji, którą pamiętałem z czasów pogrzebu.Poważny.Definitywny.Powieki przymknięte tak spokojnie, że miało się wrażenie, iż w każdej chwili mogą się otworzyć, usta zaciśnięte w linijkę, na policzkach resztki rumieńców.Zawsze miał łaskotki, wystarczyło dotknąć go gdziekolwiek, a zaczynał chichotać.Jednak choćby muśnięcie po żebrach doprowadzało go do szaleństwa.Nawet po śmierci podskoczył, a jego zimne dłonie poderwały się i szukały moich, aby je powstrzymać.Można robić takie rzeczy, kiedy się jest „połączonym”.Kiedy jesteś już fragmentem swojej całości, dodanym do pozostałej czwórki, uzyskujesz nowe możliwości i umiejętności.Łaskotanie zmarłych nie należy, oczywiście, do najważniejszych, ale kiedy się dowiedziałem o tej szansie, postanowiłem spróbować.Reszta się zgodziła, gdyż bawiło nas zaskoczenie ojca.Bawi nas każde zaskoczenie.Poza tym tak niewiele jest okazji do zabawy.Kto powiedział, że prawda wyzwala? Kiedy Eddie Devon dwadzieścia lat temu odkryła prawdę o swej kazirodczej rodzince, wpadła w szał.Zaprowadziło ją to do zakładu, wpędziło w dwieście funtów wagi i uczyniło z niej osobę, która gównem bazgrze komuś po ścianach.Kiedy Clinton Deix odnalazł muszlę w swej kieszeni i zrozumiał, że stanowi zaledwie jedną piątą całości, został męską dziwką.Powiada, że sam nie wie, dlaczego.Eddie nic nie mówi.Rozmawialiśmy jednak o tym i doszliśmy do wniosku, że oni oboje doświadczyli najpewniej czegoś, czego reszta nie zaznała.Czegoś, co nie pozwala im podzielić się z resztą swoją wiedzą.Zwłaszcza Eddie.Jakżeż ona walczyła, żeby trzymać się od nas jak najdalej, żeby nie dopuścić do połączenia się.Jej gniew m i niepochwytność były wspaniałe.Teraz mogę tylko żałować, że nie okazały się bardziej skuteczne.Zażarcie broniła się przed nami, ale wreszcie dopadliśmy ją i przynieśli do naszego obozu jak dziką bestię przywiązaną do drąga.Nawet po tym, gdy zaciągnęliśmy ją do lodziarni, aby zobaczyła tę inną piątkę w niebieskiej poświacie, Eddie krzyczała, pluła i jak mogła broniła się przed „przyłączeniem”.W końcu „wygraliśmy”.Pamiętam ów stan na chwilę przedtem, ów wyraz triumfu na naszych twarzach: Billi, Blair, Clintona, mojej.Mój Boże, pomyślałem, jeśli teraz mamy wszyscy tę samą minę, jak to będzie po połączeniu? Również my rozjarzymy się błękitnie, czy też zdarzy się coś zupełnie innego? Każda barwa ma swe własne piękno.Podziwiałem u tamtych ich niebieskość i zazdrościłem im jej, ale jeśli my po zjednoczeniu uzyskamy coś jeszcze wspanialszego? Wyfruniemy poza całe widmo, poza biel, w kierunku czegoś niewyobrażalnego? Dwa lata strawiliśmy na czekaniu.Najpierw, aż wyleczą się oparzenia Blair, potem — aż zrozumie, o co nam chodzi.Następnie musieliśmy napracować się nad usidleniem Rzeźnika i nakłonieniem jej, aby przystąpiła do nas.Wszystko to zabrało ponad dwa lata, ale samo połączenie nie trwało nawet sekundę.Ależ krzyczeliśmy! Ależ wrzeszczeliśmy, widząc śmierć naszej prawdy i obrzydliwość naszego koloru.Wszyscy chcą iść do nieba i emanować niebiańskim błękitem.Wszelako prawda nie jest ani sprawiedliwa, ani delikatna.I wielu jest pośród nas, którzy rozpoznawszy swój kolor, bardziej czują się doń wygnani niż zaproszeni.Tłumaczył Jerzy ŁozińskiAle karuzela!Starcy winni stawać się odkrywcamiTu i teraz nic nie znacząNieruchomi, podążać musimyKu odmiennym nasyceniom…Koniec jest moim początkiem.T.S.Elliot — East CokerNie da się ukryć, że gdyby nazywała się Codruta, Glenyus albo Heulwen, dużo łatwiej przyszłoby mi pogodzić się z tym wszystkim.Jakieś egzotyczne imię zza Uralu albo z krainy druidów, w każdym razie skądś, gdzie niezwykłe wydarzenia są na porządku dziennym.Ona jednak nazywała się Beenie, Beenie Rushforth.Czy nie kojarzy wam się to z pięćdziesięcioletnią „dziewczyną” z jakiegoś prowincjonalnego klubu golfowego? Bo mnie tak.Kobieta mówiąca zbyt donośnym głosem, przesadnie opalona, ze zbyt dużą szklaneczką whisky w ręku o jedenastej przed południem: Beenie Rushforth, absolwentka szkoły średniej w Wellesley z roku 1965.Zjawiła się u nas całkiem zwyczajnie.Nasza ostatnia sprzątaczka postanowiła wyjść za mąż i przeprowadzić się do Chicago [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl