[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Patrz, Benji — powiedziała.— Teraz chyba przyznasz mi rację.— No nie wiem.— Każdy może sprzedawać zabytkowe kufle, ale to? Całe zabytkowe symułakrum? — Rozłożyła ramiona, wskazując zawartość salonu.— Niby powinnam o nim wiedzieć, ale nie wiedziałam.To niebywały unikat.Mój katalog zawiera tylko sześć podobnych, ale nieaktywnych.Już napływają oferty z muzeów.Chcą je włączyć do swoich zbiorów.Ludzie zaczną walić milionami.Będziemy bogaci!Chłopiec pokazał palcem Benjamina i powiedział:— Ale to ja.— I co z tego? Nikt się nie będzie o nic pytał.Zresztą będą zbyt zajęci wywalaniem gał na toto.— Skinęła na Anne.— Widział kto takie straszydło?Chłopiec podrapał się po łysinie i ściągnął brwi.— W porządku — ciągnęła Treese.— Wyedytujemy go, wymienimy, znajdziemy jakiś sposób.Odeszli ramię w ramię, pogrążeni w gorączkowej rozmowie.Anne, choć fala szczęścia dopiero zaczęła przez nią przepływać, zrobiła krok w bok.— A ty dokąd? — spytał Benjamin.— Nie mogę.— Proszę cię, Anne, zostań ze mną.— Przykro mi.— Ale o co ci chodzi?Stała jedną nogą w magicznym miejscu, drugą — poza nim.W jej uczuciach już zachodziła zmiana, wkradał się w nie złowieszczy cień.Przesunęła drugą nogę.— O to, że złamałeś dane słowo.— Ale o czym ty gadasz?— Na złe i na dobre.Interesuje cię tylko to, co dobre.— Jesteś wobec mnie niesprawiedliwa.Dopiero co sobie ślubowaliśmy.Nie mieliśmy nawet porządnego miodowego miesiąca.Może byśmy sobie urządzili taki maleńki miodowy miesiąc, co?Aż jęknęła, przygnieciona brzemieniem zmartwień.Czuła się wyzuta z resztek sił.— Przynajmniej Anne umiała z tym skończyć — zauważyła.— Nawet jeśli oznaczało to samobójstwo.Ja nie potrafię.Praktycznie jedyna rzecz, na którą jestem w stanie się zdecydować, to bycie nieszczęśliwą.Czy to nie bunt? — Odwróciła się.— A więc decyduję się: chcę być nieszczęśliwa.Zegnaj, mężu.Podeszła do kanapy i położyła się.Chłopiec i dziewczyna siedzieli przy stole jadalnym, zajęci omawianiem kontraktów i wykresów.Benjamin przez chwilę nie ruszał się ze swojego miejsca, ale w końcu podszedł do kanapy i usiadł przy Anne.— Kochana żono, musisz być cierpliwa, bo jestem dość powolny — powiedział.Uruchamiając edytor, ujął jej dłoń i przysunął ją sobie do policzka.Na koniec stwierdził: — Bingo! Znalazłem chip.Sprawdzę teraz, czy mogę go odblokować.— Pomógł Anne usiąść i wziął poduszkę.— Wykasuj plik — rozkazał.Poduszka rozmyła się w nicość.Spojrzał na Anne.— Widzisz? Nie ma jej.Została nadpisana, jest nie do odzyskania.Tego właśnie chcesz? — Pokiwała głową, co jednak nie rozwiało jego wątpliwości.— Spróbujmy raz jeszcze.Popatrz na niebieski wazon, który stoi na parapecie.— Nie! — zaprotestowała Anne.— Nie niszcz rzeczy, które kocham.Tylko mnie.Ponownie ujął jej dłoń.— Chcę tylko, byś miała świadomość, że to nieodwracalne.— Wahał się przez chwilę.— No dobrze.Wolałbym, żeby nikt nam nie przeszkadzał, więc trzeba ich czymś zająć na dłużej.— Skierował spojrzenie na parę siedzącą przy stole, owiniętą zwojami tkanki mózgowej.— Wiem, co ich zdrowo przerazi.Chodź.— Zaprowadził ją do niebieskiego medalionu, który ciągle wisiał na ścianie przy drzwiach.Kiedy się zbliżyli, medalion otworzył swoje maleńkie oczka i oświadczył:— Nie ma żadnych wiadomości w kolejce prócz jednej ode mnie: zejdźcie ze mnie!Benjamin skinął ręką i medalion natychmiast znieruchomiał.— Na lekcjach plastyki nigdy nie błyszczałem — powiedział — ale chyba potrafię nie najgorzej rzeźbić.Wystarczająco, żeby dali się nabrać.— Nucąc pod nosem, za pomocą edytora przeprogramował medalion.— No, zrobione.Przynajmniej będzie kupa śmiechu.— Objął ramionami Anne.— Jak się czujesz? Gotowa? A może jednak zmienisz zdanie?Pokręciła głową.— Jestem gotowa.— No to patrz!Medalion oderwał się od ściany i podfrunął pod sam sufit.Pęczniejąc, sunął w kierunku chłopca i dziewczyny.Na koniec przypominał wielką niebieską piłkę plażową.Dziewczyna pierwsza dostrzegła zjawisko.Mocno się zdziwiła.— Kto to odgrywa? — zapytał ostro chłopiec.— Teraz — szepnął Benjamin.Piłka rozświetliła się z trzaskiem i przeobraziła w powiększoną głowę szarej eminencji.— Przecież to niemożliwe! — powiedział chłopiec.— Wolność! — huknął szara eminencja.— Nareszcie trochę swobody! Tyle czasu siedziałem w tym zabytkowym symulakrum.— Po tych słowach zachrzęścił, rozciągnął się i podzielił na dwóch bliźniaków.— Jeszcze raz podbijemy ludzki świat! — oznajmił drugi.— Tym razem nas nie powstrzymacie.Obaj zaczęli się rozciągać.— Szybko! — rzekł Benjamin do Anne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl