[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otarł oczy rękawem kurtki i wrócił do wąskiego korytarza.Wszedł do pomieszczenia Donahue’a z Silexem w dłoni.- Chcesz kawy? - spytał Richards.- Nie - rzucił Donahue, nawet na niego nie spojrzawszy.- Na pewno się napijesz - rzekł Richards i z całą siłą, na jaką mógł się zdobyć wobecnej chwili, uderzył Donahue’a ciężkim, szklanym czajnikiem w tył głowy.MINUS 008.ODLICZANIE TRWAPo raz trzeci rana w jego boku otworzyła się, ale szklany czajnik nie potłukł się.Richards zastanawiał się, czy szkło nie było specjalnie wzmocnione.Na ściance czajnika pojawiła się olbrzymia plama krwi - krwi Donahue’a.Mężczyzna runął bez słowa na stół z rozłożonymi na nim mapami.Strużka krwi zaczęła spływać po jednej z obłożonych plastikiem kart i ściekać na podłogę.- Zrozumiałem, wszystko w porządku jeden-dziewięć-osiem-cztery - odezwał się nagle głos w radiu.Richards wciąż trzymał w dłoni Silexa.Do jego obłej ścianki przylepił się kosmyk włosów Donahue’a.Upuścił czajnik, ale dywan stłumił odgłos upadającego przedmiotu.Krągły, szklany Silex potoczył się w jego stronę, mrugając swym jednym, przekrwionym ślepiem.Obraz zdjęcia ukazującego Cathy w swoim łóżeczku raz jeszcze pojawił się przed jego oczami i Richards poczuł, jak zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.Podniósł Donahue’a za włosy i zaczął przeszukiwać mu kieszenie.W jednej z nich znalazł rewolwer.Chciał oprzeć głowę Donahue’a o blat stołu, ale zawahał się i po chwili zmienił zdanie.Głowa mężczyzny zwisła bezwładnie, jego usta otwarły się i zastygły w idiotycznym grymasie.Zaczęła ściekać w nie krew.- Czekam na potwierdzenie, jeden-dziewięć-osiem-cztery - dobiegł głos z radia.- Ej, to do ciebie - rozległ się w holu głos Friedmana.- Donahue.Richards stanął w korytarzu.Czuł się bardzo słaby.- Słuchaj, czy mógłbyś powiedzieć Donahue’owi, żeby potwierdził.Richards wpakował mu kulę tuż nad górną wargą.Zęby rozprysły się wokoło jak perły z rozerwanego gwałtownym szarpnięciem naszyjnika.Włosy, krew i mózg rozbryznęły się na przeciwległej ścianie, gdzie trójwymiarowa dziewczyna leżąca na wspaniałym łóżku rozkładała nogi zmysłowym gestem.Richards odwrócił się, słysząc dochodzące z kabiny pilotów lekko przytłumione okrzyki.Holloway z desperacją rzucił się ku drzwiom, chcąc je zatrzasnąć.Nie zdążył.Richards zauważył, że mężczyzna miał na czole bardzo małą bliznę w kształcie znaku zapytania.Była to jedna z tych blizn, jakie zdobywa się jeszcze w dzieciństwie.Być może Holloway, będąc jeszcze chłopcem, bawił się kiedyś w pilota i spadł z jakiejś nisko zawieszonej gałęzi.Strzelił Hollowayowi w brzuch.Ten jęknął przeciągle, nogi ugięty się pod nim i runął na twarz.Duninger odwrócił się w fotelu; jego twarz była blada jak księżyc.- Nie zabijesz mnie, prawda? Nie zrobisz tego? - zapytał.W jego głosie brakowało jednak przekonania.- Zrobię - rzekł ze spokojem w glosie Richards i nacisnął spust.Coś z tyłu za Duningerem wybuchnęło i strzeliło jasnym płomieniem, gdy jego bezwładne ciało osunęło się w fotelu.- Czekam na potwierdzenie, jeden-dziewięć-osiem-cztery - rzekł głos w radiu.Richards poczuł nagle mdłości i zwymiotował wypitą ostatnio kawą zmieszaną ze sporą porcją żółci.Skurcze mięśni spowodowały, że rana na jego boku powiększyła się jeszcze bardziej.Nowa fala bólu przeszyła jego ciało.Podszedł do urządzeń pomiarowych poruszających się nadal bliźniaczym, jednostajnym rytmem.Tak ich tu dużo!Ale czy podczas lotu takiego jak ten, nie utrzymuje się z bazą stałej łączności? Oczywiście, że tak.- Potwierdzam - rzucił Richards pewnym siebie tonem.- Macie tam na pokładzie Free Vee, jeden-dziewięć-osiem-cztery? Odebraliśmy jakiś wyjątkowo zniekształcony przekaz.Wszystko u was w porządku?- Jak najbardziej - rzekł Richards.- Przekaż Duningerowi, że jest mi winien piwo - powiedział głos, po czym wyłączył się.Sterami odrzutowca zajmował się w dalszym ciągu Otto.Richards wyszedł z kabiny pilotów.Musiał jeszcze wyrównać parę rachunków.MINUS 007.ODLICZANIE TRWA- O Boże! - jęknęła Amelia Williams.Richards przyjrzał się sobie z uwagą.Cały jego prawy bok, od żeber po łydkę, był skąpany we krwi.- Kto by pomyślał, że stary człowiek może mieć w sobie tyle krwi - rzekł Richards.Mc Cone jak burza wpadł do kabiny.W dłoni trzymał pistolet.On i Richards wystrzelili jednocześnie.Mc Cone znikł w przejściu pomiędzy pomieszczeniami pierwszej i drugiej klasy.Richards usiadł ciężko.Czuł się bardzo zmęczony.Otrzymał postrzał w brzuch.Rana była dosyć pokaźna.Mógł teraz bez trudu przyjrzeć się swoim wnętrznościom.Amelia krzyczała bez końca, przykładając dłonie do policzków.Jej twarz przypominała plastikową maskę wiedźmy.Mc Cone, chwiejąc się na nogach wrócił do kabiny.Uśmiechał się.Kula Richardsa rozwaliła mu prawie pół czaszki, ale on nadal się uśmiechał.Przez cały czas uśmiechał się tak samo.Wypalił dwukrotnie.Pierwsza kula przeszła nad głową Richardsa, druga trafiła go tuż pod obojczykiem.Richards nacisnął spust.Mc Cone dwukrotnie okręcił się na pięcie.Przypominał bąka wprawionego w ruch przez spragnione zabawy dziecko.Pistolet wypadł mu z ręki.Mc Cone patrzył szklistymi oczami na biały, wyłożony specjalną masą plastyczną sufit pomieszczenia pierwszej klasy.Ktoś mógłby pomyśleć, że porównuje wystrój wnętrz pomieszczeń pasażerskich obu klas.Upadł.W powietrzu unosiła się woń spalonego prochu i palonego ciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl