[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno.Goto taki już był, a swoją obecną pozycję zawdzięczał właśnie słabościom, nie zaletom.–Hai – rozległo się wreszcie.– Proszę, załatw to za mnie.–Osobiście dopilnuję tej sprawy – zapewnił Yamata.Cholernie głupia sprawaNa biurku Ryana stał w skrzyneczce aparat nazywany STU-6.Litery STU mogły być akronimem „specjalnego telefonu urzędowego”, co oznaczało z pewnością kodowanie elektronicznego sygnału tak, aby sam diabeł nie mógł podsłuchać rozmowy.Ryan nigdy się nie potrudził, aby kogoś spytać, jak to właściwie jest i na czym polega.Ów instrument, przeznaczony do prowadzenia poufnych rozmów, miał rozmiar trzydzieści centymetrów na trzydzieści i znajdował się w pięknej dębowej szafce, ręcznie wykonanej i zdobionej przez pensjonariuszy federalnego zakładu karnego.Po otwarciu dostrzec można było z pół tuzina zielonych płytek naszpikowanych mikroprocesorami, których funkcją było właśnie kodowanie ludzkiej mowy.STU-6 był symbolem statusu lokatora gabinetu.Tak więc, usłyszawszy sygnał, Jack sięgnął po słuchawkę swojego STU.–Ryan! – rzucił krótko.–Mary Pat, cześć! Mam coś ciekawego.Właśnie przyszło.– Mimo kodowania i rozkodowywania elektronicznego głos pani Foley dochodził jasno i wyraźnie, jakby siedziała tuż obok.Zapewniała to najnowsza cyfrowa technika przetwarzania dźwięków.– Od DRZEWA SANDAŁOWEGO.Już faksuję.STU spełniał również rolę faksu.–Faksuj.Powiedziałaś im, o co prosiłem?–Wszystko przekazane.–Świetnie.Poczekaj… – Jack wyrwał z faksu pierwszą kartkę i zaczął czytać.– To Clark? – spytał.–Zgadza się.Dlatego właśnie od razu do ciebie zadzwoniłam.Znasz go nie gorzej ode mnie.–Oglądałem obraz w telewizji.CNN twierdzi, że poturbowano im ekipę… – Ryan dokończył czytanie pierwszej strony.–Nic znowu strasznego.Ktoś cisnął puszką z Coca -Colą w kierownika produkcji.Ponieważ trafiła w głowę, był guz i trochę krzyku.Niemniej wydarzyło się to tam po raz pierwszy.Ani Ed, ani ja nic podobnego sobie nie przypominamy z przeszłości.–Niech to diabli…! – mruknął Ryan.–Wiedziałam, że ci się to spodoba.–Dziękuję, Mary Pat.Za czujność…–Zawsze do usług.– Pani Foley odłożyła słuchawkę.Ryan zdawał sobie sprawę, że jego największym wrogiem jest własna porywczość, która może czasami prowadzić do utraty panowania nad sobą.Zdecydowany był z tym walczyć.Wstał i wyszedł z gabinetu do sekretariatu.Stała tam wielka bania z zimną wodą do picia.Mówiono mu kiedyś, że w miejscu, gdzie znajdował się dawny budynek Departamentu Stanu, były błota, które osuszono.Tylko głupek mógł wpaść na podobny pomysł.Jaka szkoda, że nie istniał wówczas Klub Sierra, który wydałby oświadczenie potępiające ów antyekologiczny postępek.Rozmaitego gatunku i maści stowarzyszenia ekologiczne umiały przeszkadzać w realizacji różnych przedsięwzięć, nie zastanawiając się nigdy, czy to, co robią, jest z pożytkiem, czy też nie.Ryan podniósł słuchawkę swojego STU-6 i nacisnął guzik zapewniający mu natychmiastowe połączenie z Departamentem Stanu.–Witam pana, panie sekretarzu – powiedział niesłychanie uprzejmym głosem.– Jak to było z tą demonstracją przed naszą tokijską ambasadą?–Jestem pewien, że oglądał pan ten sam co ja materiał na kanale CNN – odparł Hansen, i to tonem, który wyraźnie wskazywał, że nie należy do obowiązków amerykańskiej misji dyplomatycznej informowanie o tym, co każdy głupiec może obejrzeć w telewizji przy porannych płatkach owsianych.–Tak, to prawda, oglądałem, niemniej byłbym niesłychanie wdzięczny mogąc się dowiedzieć, co sądzi personel ambasady, na przykład radca do spraw politycznych, a może nawet zastępca ambasadora – oświadczył słodziutkim głosem prezydencki doradca do spraw bezpieczeństwa.Przebijała jednak przezeń nuta zniecierpliwienia.Ambasador Chuck Whiting był mianowanym ostatnio kandydatem z klucza politycznego i tak naprawdę miał raczej na sercu interesy japońskie, które poprzednio reprezentował.Natomiast jego zastępca w Tokio był doświadczonym dyplomatą, specjalistą od spraw japońskich i znawcą japońskiej kultury.–Walt zdecydował, że personel pozostanie w budynku.Nie chciał, aby ktokolwiek wychodził, gdyż mogłoby to zaostrzyć sytuację.–Wszystko to bardzo pięknie, niemniej ja mam w ręku raport naocznego świadka, doświadczonego agenta…–Ja też to dostałem, Ryan.Nieco panikarski.Kto to pisał?–Powiedziałem panu, doświadczony agent terenowy.–Hmmm… Z pewnych aluzji, które czyni, widzę, że zna Iran… – Ryan słyszał szelest papieru.– Szpieg, szpieg.To specyficznie zabarwia jego myślenie.Doświadczony, jeśli idzie o Japonię? Jest tam od dawna?–Niezbyt długo, ale…–Otóż to! Powiedziałem: panikarski.Niemniej, chce pan, żebym popytał?–Tak jest, panie ministrze.–Okay.Wydzwonię Walta.Coś jeszcze? Ja też się szykuję do Moskwy.–Rozumiem.Ale bardzo proszę o szybką informację z Tokio.–Dobrze, Ryan.Nadam temu przyśpieszony bieg.Tylko niech pan pamięta, że u nich jest już noc.–Nic nie szkodzi.– Ryan odłożył słuchawkę, a dopiero potem zaklął.Boi się obudzić szanownego pana ambasadora! Pozostawało kilka opcji.Zgodnie ze swym temperamentem Ryan wybrał najbardziej bezpośrednią.Podniósł słuchawkę telefonu na biurku i nacisnął guzik łączący go z sekretarką prezydenta.–Chcę pogadać z szefem.Kilka dobrych minut.–Trzydzieści wystarczy?–Wystarczy, świetnie, dziękuję.* * *Pewne opóźnienie nastąpiło z powodu przedłużającej się ceremonii we Wschodnim Gabinecie.Ryan powinien również tam być, miał to w przygotowanym przez sekretarkę harmonogramie dnia, ale zapomniał.Prezydent spotkał się ze zbyt dużą grupą ludzi, aby ich mógł pomieścić Owalny Gabinet.Stąd też ów Wschodni Salon.Bardzo to odpowiadało personelowi rozmaitych sekretariatów.Dziesięć kamer telewizyjnych i blisko stu dziennikarzy było świadkami podpisywania przez Rogera Durlinga Ustawy o Regulacji Handlu.Uroczystość należała do kategorii tych, które wymagają użycia przez prezydenta nie jednego, a kilku piór.Po kolei każdym z nich wypisywał jedną literę imienia i nazwiska.Było to żmudne i czasochłonne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl