[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie by³o jednak tak Ÿle, jak myœla³a.Oczywiœcie, Abelmówi³ o sprawach ich obojga, lecz, jak siê wyrazi³, Christama dopiero siedemnaœcie lat i nie powinna jeszcze wi¹zaæsiê na ca³e ¿ycie.Gdyby jednak chcia³a widzieæ w nimszczerego i serdecznego przyjaciela, gdyby zwierza³a musiê ze swoich zmartwieñ, to on by³by bardzo zadowolony.Wiêcej nie oczekuje.- Ja bardzo potrzebujê przyjaciela - rzek³a Christaw zamyœleniu.- I jestem ci wdziêczna.Ale wiesz, trudnojest zwracaæ siê do ciebie ze zmartwieniami, skoro masz a¿siedmiu ma³ych synów, o których musisz siê troszczyæ.- O, to coœ ca³kiem innego - zapewni³ j¹ z przekona-niem.- Oni s¹ moimi dzieæmi, a ty.Umilk³, wobec tego ona dokoñczy³a:- A ja jestem kimœ, kto siê nimi opiekuje.To znaczy kimœ, kto, tak¹ masz nadziejê, bêdzie siênimi zajmowa³ tak¿e w przysz³oœci.Lecz wymagasz odemnie zbyt wiele, Ablu.Bardzo lubiê twoich ch³opców i tonie o to chodzi, ale.No, tak, znowu jesteœmy w punkcie wyjœcia.Ja jestemza m³oda.A poza tym jesteœ ju¿ zu¿yty, Ablu, myœla³a dalej.Myœlo tym sprawia, ¿e waham siê jeszcze bardziej.Trzebaniezwykle mocno kochaæ mê¿czyznê, by znieœæ œwiado-moœæ, ¿e w jego ¿yciu ju¿ by³a kobieta.Bardzo miprzykro, ale.Abel protestowa³ przeciwko okreœleniu, ¿e ona jestjedynie kimœ, kto opiekuje siê jego ch³opcami:- Nie to mia³em na myœli.- Bêdziemy dobrymi przyjació³mi, Ablu - oœwiad-czy³a Christa zmêczona.- Dobranoc i dziêkujê, ¿eodprowadzi³eœ mnie do domu.Stali przy bramie.Nagle Christa jakby sobie coœprzypomnia³a.- Czy mog³abym jutro dostaæ wolne? - zapyta³a.- Mam pewn¹ sprawê do za³atwienia i zajmie mi to chybakilka godzin.- Och, naturalnie - zgodzi³ siê Abel zaskoczony.- Ciotka mo¿e siê zaj¹æ dzieæmi.Ale one bêd¹, oczywiœcie,za tob¹ têskniæ - zakoñczy³ z uœmiechem.Sta³ bezradny, nie chcia³ pozwoliæ jej odejœæ tak poprostu.Ona jednak n³e mia³a mu ju¿ nic do powiedzenia,podziêkowa³a wiêc raz jeszcze i wbieg³a do domu.Jak funkcjonuje taki mê¿czyzna jak Abel? myœla³a.Oddwóch lat bez ¿ony.Co w takiej sytuacji robi¹ mê¿czyŸni?Jak ¿yj¹? Frank siê nie liczy, jeœli o to chodzi, zawsze by³pa prostu stary.Wygl¹da, jakby mia³ dziewiêædziesi¹t lat,i odk¹d Christa pamiêta, zawsze tak wygl¹da³.Ale Abel.?Ingeborg, która wiedzia³a prawae wszystko o tychsprawach, powiedzia³a kiedyœ, ¿e normalny mê¿czyznamusi czêsto mieæ kobietê, bo jak nie, to gromadzi siêw nim zbyt wiele nasienia, a to mo¿e byæ dla niegoniebezpieczne.Christa uzna³a, ¿e to dosyæ obrzydliwewyjaœnienie i nie bardzo w nie uwierzy³a.Ale mo¿e.?Zastanawia³a siê nad sytuacj¹ Abla.¯e na przyk³ad zosta³doprowadzony do granicy wytrzpma³oœci i gotów by³bydo.Jakiego to Ingeborg u¿y³a wyra¿enia? Wydalenia?Uff! Nie, Christa niewiele z tego wszystkiego rozumia-³a.Frank nigdy o takich sprawaeh nie rozmawia³, a onamia³a uczucie granicz¹ce z przekonaniem, ¿e Ingeborg nieby³a najodpowiedniejsz¹ informatork¹.Frank jêcza³ na swoim fotelu i zadawa³ mnóstwo pytañ.Dlaczego jej tak d³ugo nie by³o? Oczywiœcie, nie maobowi¹zku siê nim przejmowaæ, ale gdzie siê tyle czasupodziewa³a? I dok¹d jecha³y wozy stra¿ackie?Odpowiada³a pó³gêbkiem i odnios³a do kuchni swoj¹nadal pust¹ bañkê na mleko.Frank rozz³oœci³ siê nie na¿arty, ¿e nie wróci³a, ¿eby mu powiedzieæ o po¿arze,przecie¿ on powinien by³ tam pójœæ.A teraz ju¿ za póŸno.- Myœla³am, ¿e jesteœ zbyt chory, ¿eby wychodziæz domu - próbowa³a siê broniæ.- Przecie¿ zwykle niemasz nawet si³y przynieœæ poczty.Nie skomentowa³ tego, d³ugo siedzia³ w milczeniui sapa³ ze z³oœci¹.W koñcu powiedzia³:- Nikt nie rozumie, jak ja siê czujê.Ale gdybym takmia³ samochód! Ludzie Lodu maj¹ tyle samochodów,chocia¿ oni akurat wcale ich nie potrzebuj¹!- Kto by prowadzi³ tê maszynê? - zastanawia³a siêChrista.- To nie taka wielka sztuka, mo¿na siê nauczyæ.LudzieLodu siê nauczyli, a przecie¿ nie s¹ geniuszami.- Tylko ¿e ty nie potrafisz nawet naprawiæ bezpiecz-ników, wiêc jakim sposobem.- Niczego nie rozumiesz - uci¹³ Frank ura¿ony.Niechcia³ rozmawiaæ o bezpiecznikach, bo du¿o wygodniej by³owa¿ne k³apotliwe sprawy domowe sk³adaæ na barki Christy.Do tego jednak nigdy by siê nie przyzna³ nawet samprzed sob¹.Resztê wieczoru Christa wola³a spêdziæ w milczeniu,a Frank spogl¹da³ na ni¹ zraniony.Nastêpnego ranka zrobi³a jak zawsze œniadanie Fran-kowi i o niczym go nie informuj¹c, wysz³a o zwyk³ej porzez domu.Frank by³ przekonany, ¿e posz³a do domu Abla.Tak siê jednak nie sta³o.Christa wyprowadzi³a z szopy swój stary rower.Po raz ostatni jeŸdzi³a na nim jakiœ rok temu, a odstania przez ca³¹ zimê w zakurzonej szopie nie wy-piêknia³, Skrzypia³ okropnie na pokrytej wiosennymb³otem drodze, ³añcuch spada³, a peda³y zacina³y siê,tylne ko³o by³o skrzywione, wszystkie mechanizmyzgrzyta³y nie naoliwione.Ale Christa nie zwraca³ana to uwagi.Próbowa³a przypomnieæ sobie mapê tutejszych okolic,któr¹ ogl¹da³a u nauczycielki.Koncentrowa³a siê natopografii obu pobliskich jezior.Jedno zna³a zreszt¹dobrze, ale w jego pobli¿u nie by³o lasu.Z drugiej jednakstrony nie wiedzia³a przecie¿, dok¹d Lindelo zwyklewios³owa³.Móg³ wyruszaæ z tej strony jeziora i wios³owaædo dworu le¿¹cego gdzieœ znacznie dalej.W takim razie jednak z pewnoœci¹ by go kiedyœspotka³a.Wszyscy w parafii by go znali.Nie, on nie pochodzi st¹d, tego by³a pewna.Mimo tonie móg³ mieszkaæ gdzieœ bardzo daleko, skoro Christawidzia³a go we wsi, i to dwukrotnie.Do drugiego jeziora mia³a kawa³ek drogi.Christawidzia³a je tylko z daleka, dawno temu na jakiejœ szkolnejwycieczce.Ale wiedzia³a, którêdy jechaæ.Najpierw przezca³¹ parafiê, a potem przez las.No w³aœnie, las.To brzmi nieŸle.Minê³a w pewnej odleg³oœci zabudowania Nygaardów.Nad ziemi¹ wci¹¿ jeszcze snu³ siê dym.Frank zd¹¿y³ ju¿zadzwoniæ do prze³o¿onego sekty religijnej - ciekawoœænie dawa³a mu spokoju - i wypyta³ dok³adnie o okoliczno-œci po¿aru.Dowiedzia³ siê te¿, ¿e stan Petrusa nie uleg³zmianie.Przypomnia³y jej siê teraz s³owa, które us³ysza³awczoraj wieczorem.Ktoœ z t³umu rzuci³ mimochodem:"Dobrze, ¿e nic siê nikomu innemu u Nygaarda nie sta³o.Bo to dobrzy ludzie".A ktoœ drugi odpar³: "Tak, Petrusnosi w sobie tê sam¹ z³¹ krew, co jego dziadek.Tamten toby³ prawdziwy szatan!" "Tak, tak - potwierdzi³ rozmów-ca.- Trzeba jednak mieæ nadziejê, ¿e ten drañ prze¿yje.Toby nie by³o przyjemne dla Linusa, straciæ syna"."Szczê-œcie, ¿e maj¹ wiêcej synów" - mrukn¹³ tamten i w³aœnie nato Christa zareagowa³a bardzo gwa³townie.Wiedzia³a, ¿emo¿na mieæ i piêtnaœcioro dzieci, ale utrata choæbyjednego jest wielkim nieszczêœciem.Akurat tego dzieckanikt rodzicom nie zast¹pi.Pogr¹¿ona w rozmyœlaniach wyjecha³a na swoim skrzy-pi¹cym i piszcz¹cym wehikule poza granicê parafii i znalaz³asiê w lesie.Droga sta³a siê jeszcze gorsza, Christa wpada³aw g³êbokie koleiny i wkrótce ca³a by³a ochlapana b³otem.Niech to licho! Ale co tam! Wszystko idzie nieŸle, b³otoda siê zetrzeæ, rower jakoœ wytrzymuje trudy podró¿y.¯eby tylko nikt jej teraz nie zobaczy³! Ale najbli¿szeludzkie siedziby zostawi³a ju¿ za sob¹.W dzieñ jazda przez las nie by³a taka straszna.Œwiat³os³oneczne przeciska³o siê od czasu do czasu przez ga³êziei zaraz wszystko stawa³o siê weselsze i bardziej przyjazne.Dopóki znowu s³oñce nie zniknê³o za chmurami.Pogodajakoœ nie mog³a siê zdecydowaæ, ale Christa by³a od-powiednio ubrana i niczego jej nie brakowa³o.Po kryjomu wziê³a na drogê sporo jedzenia.Bêdzie mipotrzebne, przekonywa³a sama siebie, w rzeczywistoœci jednakwziê³a wiêcej, ni¿ by³aby w stanie zjeœæ w ci¹gu kilku dni.Bo przecie¿ nigdy nie wiadomo.Zawsze mo¿e przywieŸæ zapasy z powrotem do domu.D³ugo, bardzo d³ugo jecha³a przez las, mija³a mniejszelub wiêksze polanki, mija³a leœne jeziorka i wielkie g³azy.Teren wznosi³ siê ku górze, zauwa¿y³a to po wysi³ku, jakimusia³a wk³adaæ w peda³owanie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl