[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak będę w pobliżu, to wpadnę, żeby panu powiedzieć, jak mi leci, zgoda?Enola nocuje z bratem w metrze - znowu.Zapytałem ją, czy tam jest bezpiecznie.Odparła, że chyba nie, ale przynajmniej nie usłyszy gwizdu bomby, która ją zabije, a to już coś.18 października.Jestem tak zmęczony, że ledwie mogę pisać.Dziś w nocy mieliśmy dziewięć bomb zapalających i jedną minę na spadochronie, która spadała prosto na kopułę, ale wiatr skierował ją w inną stronę.Sam unieszkodliwiłem dwie.Od chwili gdy się tu znalazłem, robiłem to przynajmniej ze dwadzieścia razy, a jeszcze pomagałem przy gaszeniu kilkudziesięciu innych.To jednak nie wystarcza.Przeoczenie jednej bomby zapalającej czy chwila nieuwagi Langby'ego mogą zniweczyć wszelkie wysiłki.Wiem, że częściowo z tego powodu jestem tak wyczerpany.Co noc się morduję, żeby dobrze wykonać obowiązki: obserwować Langby'ego i nie przegapić żadnej bomby zapalającej, która spada na katedrę.Potem wracam do krypty i znowu się morduję, żeby wydobyć z pamięci jakieś informacje, choćby cokolwiek o szpiegach, pożarach i katedrze Św.Pawła jesienią 1940 roku.Prześladuje mnie myśl, że powinienem zrobić jeszcze więcej, ale nie wiem co.Nie mogąc w pełni korzystać z pamięci, jestem jak ci tutejsi nieszczęśliwcy, którzy nie mają pojęcia, co ich czeka jutro.Skoro muszę, dalej będę robił to, co dotychczas, aż mnie odwołają i wrócę do domu.Langby nie spali katedry, dopóki tu jestem i gaszę bomby zapalające.W krypcie powiedział: „Mam swoje obowiązki".A ja mam swoje.21 października.Bomba wybuchła w katedrze prawie dwa tygodnie temu, a dopiero teraz uświadomiłem sobie, że od tamtego czasu nie widziałem kota.Pod kupą gruzu go nie było, bo z Langbym przeszukaliśmy ją dwa razy.Może kot ukrył się na chórze.Stary Bence-Jones twierdzi, że niepotrzebnie się martwię.- Na pewno nic mu się nie stało - powiedział.- Gdyby nawet szkopy doszczętnie zburzyli wszystkie domy w Londynie, to koty na powitanie wyszłyby z gruzów tanecznym krokiem.A wiesz dlaczego? Bo koty nikogo nie kochają.Ale rzesze ludzi przez nie giną, jak przedwczoraj ta staruszka w Stepney, która wróciła do domu, żeby uratować swojego zwierzaka.Tymczasem to bydlę siedziało w schronie.- To gdzie on jest?- Założę się, że w bezpiecznym miejscu.Jeśli go nie ma na terenie katedry, to znaczy, że koniec z nami.W tym starym powiedzeniu o szczurach uciekających z tonącego okrętu jest błąd.Tak naprawdę uciekają koty, nie szczury.25 października.Ponownie zjawił się ten turysta.To chyba niemożliwe, żeby wciąż szukał Teatru Windmill.Tak jak wtedy, pod pachą miał gazetę.Pytał o Langby'ego, który poszedł z Allenem na drugi koniec miasta po azbestowe płaszcze strażackie.Widziałem tytuł tej gazety.Nazywa się „The Worker".Czyżby jakiś hitlerowski dziennik?2 listopada.Od tygodnia siedzę na dachu i pomagam jakimś nieudolnym robotnikom załatać dziurę, którą wybiła tamta bomba.Fatalnie pracują, bo zostawili szparę tak dużą, że zmieściłby się w niej człowiek.Oni wprawdzie się z tym zgadzają, ale twierdzą, że daleko by nie poleciał, bo w niewielkiej odległości pod dachem jest sklepienie.Wydają się całkiem nie rozumieć, że mogłaby tam wpaść jakaś bomba zapalająca i nikt by jej nie zauważył.Langby'emu tylko o to chodzi - jeśli chce zniszczyć katedrę, wcale nie musi jej podpalać.Wystarczy, że przeoczy jedną bombę do chwili, gdy będzie już za późno.Nie mogłem się dogadać z robotnikami.Zszedłem z dachu, żeby się na nich poskarżyć Mathewsowi, i wtedy zobaczyłem Langby'ego, jak rozmawiał z tym turystą za filarem blisko okna, trzymając w ręku jakąś gazetę.Kiedy po godzinie wychodziłem z biblioteki, wciąż tam byli.Dziura w dachu również.Mathews powiedział, że należy przykryć ją deskami i być dobrej myśli.5 listopada.Zrezygnowałem z prób sondowania pamięci.Mam takie zaległości w spaniu, że nawet nie mogę sobie przypomnieć informacji o gazecie, której tytuł już znam.Dwa dyżury dziennie są teraz na stałe.Nasze sprzątaczki wyprowadziły się, tak jak kot, a więc w krypcie jest spokój, lecz mimo to nie mogę spać.Kiedy chwilami zapadam w drzemkę, od razu mam jakieś sny.Na przykład wczoraj przyśniło mi się, że na dachu katedry jest Kivrin ubrana jak święta.Zapytałem ją:- Co to za tajemnica z tą twoją praktyką? Co właściwie miałaś ustalić?Wytarła nos chusteczką.- Dwie rzeczy: po pierwsze, że milczenie i pokora to święte obowiązki historyka, a po drugie.- przerwała i kichnęła w chusteczkę - że nie należy nocować w metrze.Jedyna moja nadzieja, że zdobędę jakiś środek i wprowadzę się w trans.Mogą być z tym kłopoty.Jestem pewien, że oni jeszcze nie mają sztucznych endorfin.Przypuszczalnie również halucynogenów.Alkohol wprawdzie jest dostępny, lecz ja potrzebuję czegoś bardziej skoncentrowanego niż piwo, a znam tylko ten napój alkoholowy.Nie mam odwagi pytać o to kolegów.Langby i tak jest wobec mnie podejrzliwy.Muszę zajrzeć do słownika, żeby znaleźć odpowiednie słowo.11 listopada.Wrócił kot.Langby znowu wybrał się z Allenem na poszukiwanie azbestowych płaszczy, więc pomyślałem, że mogę bezpiecznie iść na miasto.Wyruszyłem po zakupy do sklepu spożywczego w nadziei, że zdobędę tam jakiś środek pobudzający.Było późno i nim dotarłem do Cheapside, zawyły syreny alarmowe, co mnie trochę zdziwiło, bo naloty zwykle rozpoczynały się po zmroku.Trochę czasu zmitrężyłem na zakupach i zbieraniu się na odwagę, by zapytać sprzedawcę o alkohol, a gość skierował mnie do pubu, więc kiedy wyszedłem, panowały już egipskie ciemności.Nie miałem pojęcia, gdzie jest katedra, jezdnia, a nawet sklep, w którym przed chwilą robiłem zakupy.Stałem jak głupi na chodniku, trzymając w ręku papierową torbę z chlebem i rybami.Było tak ciemno, że nie dojrzałbym swojej dłoni, nawet gdybym podsunął ją sobie pod nos.Postawiłem kołnierz i czekałem, aż wzrok przywyknie do mroku, ale do tego trzeba choć odrobiny światła.Modliłem się, by wyjrzał księżyc, mimo że wszyscy w katedrze go przeklinali, nazywając członkiem piątej kolumny.Wystarczyłby autobus z przyciemnionymi reflektorami albo latarka, a nawet błysk wystrzału zenitówki, żebym odzyskał orientację.Po prostu cokolwiek.I wtedy w oddali zobaczyłem autobus - dwie cienkie żółte kreseczki.Ruszyłem w jego stronę, ale po kilku krokach omal nie spadłem z krawężnika.Wynikałoby z tego, że autobus jedzie w poprzek ulicy, a więc to nie autobus.Gdzieś blisko usłyszałem miauknięcie.Po chwili coś zaczęło się ocierać o moją nogę.Spojrzałem w dół i zobaczyłem żółte ślepia, które wziąłem za reflektory autobusu.Oczy kota musiały odbijać jakieś światło, ale mógłbym przysiąc, że w promieniu wielu kilometrów panowały absolutne ciemności.- Jak będziesz tak świecił oczami, kocurze, to załatwi cię policja - mruknąłem do niego, a usłyszawszy nadlatujące samoloty, dodałem: - Albo szkopy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl