[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziano tylko, ¿e szaleniec Guillaume de Matarese powo³a³ radê,której sk³ad nigdzie nie figurowa³, a nastêpnie za³o¿y³ organizacjêskrytobójców, podobno wzorowan¹ na zakonie asasynów stworzonym w jedenastymwieku przez Hasana Sabbaha.Takie opinie, podkreœlaj¹ce kultowy charakter organizacji, s³u¿y­³y szerzeniumitu.Nie istnia³y bowiem ¿adne zeznania s¹dowe, nie schwytano nigdy mordercy,który przyzna³by siê do cz³onkostwa w organizacji Matarese'a; je¿eli nawetktóryœ siê przyzna³, nie podano tego do wiadomoœci publicznej.Mimo to plotkiwci¹¿ kr¹¿y³y, rów­nie¿ w najwy¿szych krêgach.W kilku powa¿nych gazetachpojawi³y siê artyku³y na temat organizacji, ale w kolejnych numerachprzy­znawano, ¿e brakuje jakichkolwiek dowodów.Spraw¹ Matarese'a zajê³o siêparu niezale¿nych historyków; nie wiadomo, czy coœ odkry­li, gdy¿ wyniki ichprac nigdy nie zosta³y opublikowane.Natomiast rz¹dy wszystkich pañstwmilcza³y.Milcza³y jak grób i w przesz³oœci, i obecnie.Dla pracownika wywiadu, który w m³odoœci interesowa³ siê histo­ri¹ zamachówpolitycznych, w³aœnie to milczenie zdawa³o siê œwiad­czyæ, ¿e w plotkach omatarezowcach musi byæ ziarno prawdy.Podobnie jak milczenie, które nagle zapad³o trzy dni temu, prze­kona³o go, ¿epodró¿ na Korsykê - coœ, o czym wspomnia³ Rosjanino­wi doœæ pochopnie, zanimrozstali siê po strzelaninie na parkingu - jest jedynym krokiem, jaki mupozosta³.Owszem, matarezowcy sta­nowili zagadkê, lecz nie byli mitem.Istnieliponad wszelk¹ w¹tpli­woœæ.Wa¿ny polityk zadzwoni³ do innych wa¿nych polityków,podno­sz¹c alarm - a tego matarezowcy nie zamierzali tolerowaæ.Robert Winthrop znik³.Trzy noce temu, po ucieczce z parku Rock Creek, Bray dotar³ do motelu na skrajuFredericksburga.Przez szeœæ godzin jeŸdzi³ auto­stopem wzd³u¿ szosy -kierowcom mówi³, ¿e popsu³ mu siê samochód i prosi³ ich o podwiezienie kilkakilometrów - dzwoni¹c do Winthropa z ró¿nych budek telefonicznych, nigdy dwarazy z tej samej.Rozmawia³ z ¿on¹ Winthropa; zapewne bardzo j¹ zaniepokoi³swoi­mi telefonami, ale nie powiedzia³ jej nic poza tym, ¿e musi koniecz­nieporozumieæ siê z panem ambasadorem.W koñcu nadszed³ œwit i kobieta przesta³aodbieraæ telefon.W s³uchawce rozlega³o siê jedy­nie dzwonienie, odstêpy ciszymiêdzy ka¿dym kolejnym sygna³em by³y coraz d³u¿sze, a przynajmniej tak siêBrayowi zdawa³o.Nie mia³ siê do kogo zwróciæ, kogo prosiæ o pomoc, a tymczasem ró¿ne s³u¿byintensywnie go poszukiwa³y.Gdyby da³ siê z³apaæ, nigdy nie odzyska³bywolnoœci.Je¿eli nawet pozostawiono by go przy ¿yciu, resztê swoich dnispêdzi³by zamkniêty w ciasnej celi, albo - co gorsze - w izolatce szpitalnejjako zniszczony chemikaliami wrak.Ale nie s¹dzi³, ¿eby darowano mu ¿ycie.Taleniekow nie myli³ siê, mówi¹c, ¿e obydwaj s¹ ju¿ nieboszczykami.Chyba ¿e uda³oby im siê coœ znaleŸæ na odleg³ej o blisko siedem tysiêcykilometrów od Stanów Zjednoczonych wyspie po³o¿onej na Morzu Œródziemnym.Braymia³ w teczce kilkanaœcie fa³szywych paszportów, piêæ ksi¹¿eczek bankowychwystawionych na ró¿ne na­zwiska, a tak¿e listê ludzi, którzy za pieni¹dze moglimu zapewniæ dowolny transport.Dwa dni temu, o œwicie, wyruszy³ zFredericks­burga; zanim wczoraj póŸnym wieczorem dotar³ do portu rybackiego wSan Vincenzo, odwiedzi³ Londyn i Pary¿, gdzie podj¹³ znaczne sumy.Za kilka minut mia³ dop³yn¹æ do Korsyki.Godziny przymusowej bezczynnoœcispêdzone w samolotach, a nastêpnie na pok³adzie ku­tra, pozwoli³y mu przemyœleæsytuacjê i zebraæ myœli.Dwa fakty by³y absolutnie pewne i niezaprzeczalne:Guillaume de Matarese istnia³ naprawdê i naprawdê istnia³a grupa ludzi, któraprzyjê³a nazwê Rady Matarese'a, oddana szalo­nym teoriom jej patrona.Œwiatposuwa siê naprzód dziêki gwa³tow­nym zmianom w³adzy.Przewroty i zamachy s¹nieodzowne dla postê­pu historii.Rz¹dy na ca³ym œwiecie chêtnie zap³ac¹ krocieza mor­derstwa polityczne [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl