[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie? - spyta³a.- Proszê ciê.Ja muszê wiedzieæ.- Niedaleko.Bezpieczne miejsce.Ufasz mi?- Jak mogê ci ufaæ?.- Nie jestem tu, ¿eby krzywdziæ.- Ten g³os nale¿a³ do Stevie, ale by³ przy tymjakiœ szeleszcz¹cy, ulotny, przypomina³ poszum wiatru w trzcinach.- Wybra³amj¹.ale nie ¿eby skrzywdziæ.- Wybra³aœ j¹? - spyta³ Rhodes.- W jaki sposób?- Wo³a-³am j¹.Ona odpowie-dzia³a.- Jak to „wo³a³aœ"?Cieñ zak³opotania przenikn¹³ przez buziê ma³ej.- Ja.- Przez kilka sekund szuka³a stosownego okreœlenia.-Ja œpiewa-³am.Rhodes poczu³ siê kompletnie oszo³omiony.Stoi oko w oko z obc¹ istot¹ w skórzema³ej dziewczynki i rozmawia z ni¹! Bo¿e! - pomyœla³.Jakie¿ tajemnice ona musiznaæ!- Jestem pu³kownik Matt Rhodes, si³y powietrzne Stanów Zjednoczonych.- G³os mudr¿a³.- Witam ciê na planecie Ziemia.- Z¿yma³ siê s³uchaj¹c samego siebie;cholernie pompatycz-nie to brzmia³o, ale od czegoœ trzeba by³o zacz¹æ.- Pla-neta Ziemia - powtórzy³a ma³a.Zamruga³a.- Zwario--wane formy tu ¿yj¹,prze-praszam za okreœle-nie.- Wskaza³a na ekran telewizora, gdzie spienionytrener jednej z dru¿yn wyk³Ã³ca³ siê o coœ z sêdzi¹.- Pytanie: dlaczego testworzenia s¹ takie ma³e?Tom pierwszy zrozumia³, o co jej chodzi.- Nie s¹ ma³e.To tylko obrazy.W telewizorze.Te obrazy nap³ywaj¹ przez eter zdaleka.- Z innych œwia-tów?- Nie.Z tego.Tylko z innych miejsc.Oczy ma³ej wwierca³y siê w niego.- Te obrazy nie s¹ prawdziwe?- Niektóre s¹ - wtr¹ci³ siê Rhodes.- Na przyk³ad ten mecz baseballowy.Aleniektóre to tylko.gra.'Wiesz,1 Co to znaczy?Zastanowi³a siê.- Uda-wanie.Fa³szywy pokaz.- W³aœnie.- Do Rhodesa i pozosta³ych dociera³o ju¿, jak obce musi siê towszystko wydawaæ Daufin.Telewizja, przyjmowana przez ludzi jako coœ zupe³nieoczywistego, by³a dla niej czymœ niezrozumia³ym, ale ¿eby jej wyjaœniæ, na czympolega, trzeba by powiedzieæ o elektrycznoœci, o przekazie satelitarnym, ostudiach telewizyjnych, o programach informacyjnych, transmisjach sportowych iaktorach.Omówienie tematu zajê³oby parê ³adnych dni, a Daufin i tak niepojê³aby wszystkiego.- Nie macie telewizji? - spyta³ Ray.- Albo czegoœ w tym stylu?- Nie.- Daufin przygl¹da³a mu siê przez chwilê, potem spojrza³a na Toma.Przesunê³a sobie palcem przed oczyma.- Co to? Przy-rz¹dy?- Okulary.— Tom zdj¹³ okulary z nosa i postuka³ paznokciem w szk³a.- Pomagaj¹widzieæ.- Widzieæ.Okulary.Tak.- Kiwnê³a g³ow¹, rozwa¿aj¹c te pojêcia.- Nie wszyscyobec-ni widz¹? - Wskaza³a na Rhodesa i Jessie.- My nie potrzebujemy okularów.- Rhodes ponownie uœwiadomi³ sobie, ¿ewyjaœnienie, do czego s³u¿¹ okulary, wymaga³oby poruszenia takich zagadnieñ,jak zjawisko powiêkszenia, technika szlifowania szkie³, optometria,funkcjonowanie zmys³u wzroku - kolejny ca³odniowy wyk³ad.- Niektórzy ludziewidz¹ bez nich.Ma³a œci¹gnê³a brwi.Jej buzia upodobni³a siê na chwilê do twarzy zirytowanejstaruszki.Przywyk³a do konkretów, jednak tutaj wszystko jakoœ siê rozmywa³o.Coœ niby by³o, a zarazem tego nie by³o.- To œwiat gry - zauwa¿y³a i znowu przenios³a uwagê na telewizor.- Gra wbase-ball - powiedzia³a, wyszukuj¹c ten termin w swej pamiêci.- Rozgrywanakijem i pi³k¹ przez dwie dru¿yny na boisku o czterech bazach rozmieszczonych wwierzcho³kach rombu.- Hej! - zawo³a³ podniecony Ray.- Wychodzi na to, ¿e oni tam, w kosmosie,graj¹ w baseball!- Ona cytuje definicjê ze s³ownika - ostudzi³ go Rhodes.-Musi mieæ pamiêæ jakg¹bka.Daufin obserwowa³a kolejny rzut.Nie pojmowa³a, na czym polega gra, aledomyœla³a siê, ¿e chodzi w niej o wspó³zawodnictwo w wykorzystaniu k¹tów iszybkoœci narzucanych przez prawa fizyki obowi¹zuj¹ce na tej planecie.Unios³apraw¹ rêkê naœladuj¹c zamach miotacza i wczuwaj¹c siê w dziwn¹ ociê¿a³oœæ obcejanatomii.Dosz³a do wniosku, ¿e ten prosty z pozoru ruch jest bardziejskomplikowany, ni¿by siê mog³o wydawaæ.Zainteresowa³o j¹ jednak wyraŸniematematyczne pod³o¿e gry.Warto by³o poœwiêciæ jej nieco wiêcej uwagi.Potem zaczê³a chodziæ po pokoju, dotykaj¹c œcian i przedmiotów, jakbysprawdza³a, czy s¹ realne, czy te¿ stanowi¹ z³udne rekwizyty jakiejœ kolejnejgry.lessie balansowa³a wci¹¿ na cienkiej linie, z której przera¿aj¹co ³atwo mo¿naby³o spaœæ.Obserwowanie istoty, która wcieli³a siê w cia³o Stevie,przechadzaj¹cej siê po gabinecie jak podczas niedzielnej wizyty w muzeum,stanowi³o dla niej torturê.- Sk¹d wiesz, ¿e moja córeczka jest bezpieczna? Odpowiadaj! Daufin dotknê³aoprawionej w ramkê fotografii rodzinnej stoj¹cej na pó³ce.- Bo ja ochra-niam.- Ochraniasz j¹? W jaki sposób?- Ja ochra-niam - powtórzy³a Daufin.- Tyle wystarczy wiedzieæ.- Przygl¹da³asiê jeszcze przez chwilê innym fotografiom, a potem wysunê³a siê do kuchni.Rhodes ruszy³ za ni¹, ale Jessie mia³a ju¿ dosyæ prze¿yæ.Wyczerpanapsychicznie, walcz¹c z nowym przyp³ywem ³ez, opad³a ciê¿ko na fotel.Tom stan¹³za ¿on¹ i zacz¹³ jej masowaæ ramiona, staraj¹c siê pozbieraæ myœli, ale Raypobieg³ za pu³kownikiem i Daufin.Istota sta³a przed zegarem w formie kociego pyszczka i obserwowa³a mrugaj¹ce naprzemian œlepka.Rhodes zauwa¿y³, ¿e siê uœmiecha, i zaraz potem Daufin wyda³az siebie wysoki odg³os przypominaj¹cy dŸwiêk poruszanych wiatrem dzwoneczków:œmiech.- Wydaje mi siê, ¿e mamy sporo tematów do rozmowy -odezwa³ siê niepewnym wci¹¿g³osem.- Myœlê, ¿e chcia³abyœ siê dowiedzieæ czegoœ bli¿szego o nas.toznaczy o naszej cywilizacji.A nas, naturalnie, bardzo interesuje twoja.Zaparê godzin wyruszymy w podró¿.Zostaniesz zabrana do.Daufin odwróci³a siê.Uœmiech znik³ z jej warg, znowu by³a powa¿na.- Ja po-¿¹dam waszej pomocy.Ja po¿¹dam opuœ-ciæ tê planetê, szyb-ko jak mo¿na.Bêdê potrzebowaæ.- Znowu zaczê³a przebiegaæ w pamiêci swój zasób s³Ã³w.-Po-jazd zdol-ny opuœ--ciæ tê pla-netê.Za³a-twiæ da siê?- Pojazd? Chodzi ci o.statek kosmiczny?- O rany! - sapn¹³ stoj¹cy w progu Ray.- Statek kos-miczny? - Nie zna³a tego okreœlenia, nie by³o go w jej pamiêci.-Po-jazd zdol-ny opuœ-ciæ.- Tak, wiem, o co ci chodzi - podchwyci³ Rhodes.- Pojazd do lotówmiêdzygwiezdnych, taki, w jakim tu przyby³aœ.- Przypomnia³o mu siê pytanie,które dawno chcia³ jej zadaæ.- Jak wydosta³aœ siê ze swojego pojazdu, zanimsiê rozbi³?- Ja.- Znowu przerwa na zastanowienie.- Wy-strze-li-³am siê.- W czarnej kuli?- W mojej kapsule - wyjaœni³a z nutk¹ pe³nej rezygnacji cierpliwoœci.- Mogêsiê spodzie-waæ opuœ-ciæ? Kiedy?A to dopiero! - pomyœla³ Rhodes; wiedzia³, do czego prowadzi ten dialog.- Przykro mi, ale nie bêdziesz mog³a opuœciæ.znaczy odlecieæ st¹d.Nie odpowiedzia³a.Przewierca³a go wzrokiem.- Nie mamy pojazdów do lotów miêdzygwiezdnych.Nie znajdziesz ich na tejplanecie.Najbardziej zbli¿ony œrodek transportu, jakim dysponujemy, to promkosmiczny, a on lata tylko na orbitê i z powrotem.- Po-¿¹dam opuœ-ciæ - powtórzy³a.- To niemo¿liwe.Poziom naszej techniki nie pozwala na skonstruowanie tegorodzaju pojazdu.Zamruga³a oczami.- Nie-mo¿liwe?- Nie.Przykro mi.Wyraz jej twarzy uleg³ nag³ej zmianie.Wykrzywi³y j¹ bój i rozczarowanie.- Nie mogê zostaæ! Nie mogê zostaæ! - powiedzia³a z naci-skiem.- Nie mogêzostaæ! - Zaczê³a kr¹¿yæ niespokojnie po kuchni.Oczy mia³a rozszerzone iprzera¿one, krok chwiejny.-Nie mogê! Nie mogê! Nie mogê!- Zaopiekujemy siê tob¹.Stworzymy ci odpowiednie warunki.Zapewniam ciê, niema powodu do.- Nie mogê! Nie mogê! Nie mogê! - powtarza³a, krêc¹c g³ow¹.Opuszczone rêcepodrygiwa³y niezbornie.- Pos³uchaj, proszê.znajdziemy ci miejsce, w którym bêdziesz mog³a ¿yæ.Zadbamy.- Dotkn¹³ jej ramienia.Odwróci³a gwa³townie g³owê i spojrza³a na niego oczyma tn¹cymi jak lasery.O,cholera.- zd¹¿y³ pomyœleæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl