[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednego nie potrafiê zrozumieæ.Je¿eli tak bardzo zale¿y im nausuniêciu mnie ze sceny, to czemu nie zaanga¿uj¹ strzelca wyborowego? Kulka w³eb to najprostsze i najszybsze rozwi¹zanie, po³¹czone z minimalnym ryzykiem imaksymalnymi szansami powodzenia.W dodatku wiadomo, ¿e na terenie posiad³oœcirównie¿ maj¹ swoj¹ wtyczkê.Tego czerwonego balonu nie przywi¹za³ do porêczyœwiêty Miko³aj.– Oczywiœcie.Masz zarazem odpowiedŸ na swoje pytanie.Ten, kto to zrobi³,doskonale zdawa³ sobie sprawê, ¿e ty, Antonia i Pryce bardzo rzadkopozostajecie poza bezpoœredni¹ ochron¹.– Naprawdê?– Jasne.Staraliœmy siê wzi¹æ pod uwagê niemal ka¿de mo¿liwe wasze posuniêcie.Nie przypuszczasz chyba, ¿e poœwiêci³bym tyle wysi³ków i zaanga¿owa³ tyluludzi, nie mówi¹c ju¿ o funduszach, ¿eby ca³kowicie pozostawiæ was samymsobie.– Wiêc jak to siê sta³o, ¿e niczego nie zauwa¿y³em? Usz³o to równie¿ uwagi Tonii Camerona.A przecie¿ ¿adne z nas nie jest amatorem.– Podzieliliœmy ca³y teren na sektory i zapewniliœmy ³¹cznoœæ radiow¹.Dajmy nato, sier¿ant powiadamia³ przez krótkofalówkê kaprala: „Bomba”.czyli ty,„opuszcza sektor szósty, przejmijcie go w siódmym”.Reszty mo¿esz siê chybadomyœliæ.– Obserwacja na zmianê – przytakn¹³ Scofield.– „Br¹zowy sedan skrêca z ÓsmejAlei, przejmijcie œledzenie przed skrzy¿owaniem z ulic¹ Czterdziest¹ Szóst¹”.– Dok³adnie tak.To szczególnie wydajna taktyka.– Stare metody zawsze s¹ najskuteczniejsze, Frank.Tylko o czym my rozmawiamy,do cholery? Siedzimy po sam¹ szyjê w gnoju i analizujemy sytuacjê niczym starzyakademicy.– Bo to pozwala nam zachowaæ jasnoœæ myœli, Brandon.W ka¿dej sytuacji musimymyœleæ logicznie.– To mo¿e przestañmy wreszcie myœleæ, a zacznijmy dzia³aæ, juniorze.– Jeœli nawet tolerujê „Szparookiego”, to z pewnoœci¹ nie pozwolê siê nazywaæjuniorem.Jak ju¿ mówi³em Pryce’owi, jestem od ciebie starszy.– Naprawdê?– O osiemnaœcie miesiêcy i jedenaœcie dni, ch³opcze.A skoro jesteœ zmyœleniem trochê na bakier, powiedz mi, co zamierzasz robiæ.– Przede wszystkim trzeba podsumowaæ nasz¹ sytuacjê – zacz¹³ rzeczowo Scofield.– Najpierw m³ody kapral zgin¹³ tu¿ poza terenem, a wynajêty zabójca usi³owa³ pocichu sprz¹tn¹æ Toni i mnie.PóŸniej Bracket i Denny zostali otruci, choæ zpewnoœci¹ trucizna tak¿e by³a przeznaczona dla mnie.Wreszcie zbombardowanoca³¹ posiad³oœæ, kieruj¹c siê znacznikiem przywi¹zanym do balkonu przezukrywaj¹cego siê nadal szpiega.No i jest jeszcze ta Montrose, kontaktuj¹ca siêtelefonicznie z Bia³ym Domem.Nie s¹dzisz, ¿e to wszystko uk³ada siê w logiczn¹ca³oœæ?– A wiêc jednak postanowi³eœ cokolwiek przemyœleæ – zauwa¿y³ ironicznie Shieldsbez cienia uœmiechu.– Co siê tyczy pu³kownik Montrose, mo¿esz o niejzapomnieæ.Jest czysta, tylko œmiertelnie przera¿ona.Sam nie wiem, jak w takimstresie mo¿e normalnie wykonywaæ swoje obowi¹zki.Z pewnoœci¹ bez przerwyzadrêcza siê losem syna.– W jaki sposób nawi¹za³a kontakt z gabinetem prezydenta?– Przez Bracketa.Utrzymywa³a bliskie kontakty z pu³kownikiem i jego ¿on¹.Kiedy jej syn znikn¹³ ze szko³y, porwany, jak zak³adamy, przez matarezowców,by³a bliska za³amania nerwowego.Nie mia³a siê do kogo zwróciæ o pomoc, a ju¿ zpewnoœci¹ nie do zbiurokratyzowanej hierarchii wojskowej.Jeœli wierzyæ paniBracket, która obecnie sama prze¿ywa ciê¿kie chwile, Montrose odnosi³a siê zeszczególnym zaufaniem do jej mê¿a, kolegi z akademii i w pewnym sensiementora.– To brzmi wiarygodnie – przyzna³ Bray, potakuj¹c ruchem g³owy.Znajdowali siênieopodal l¹dowiska, na którym zwykle siada³ „Spokojny Koñ”.– Dlategowtajemniczy³a we wszystko Bracketa, którego zna³a jeszcze z West Point itraktowa³a jak serdecznego przyjaciela.To jednak nie wyjaœnia, jak dotar³a doBia³ego Domu.– Bracket wczeœniej rozpocz¹³ studia w Yale, a w akademiku mieszka³ w jednympokoju z Thomasem Cranstonem.– Znam to nazwisko – przerwa³ mu Scofield.– Cranston pracowa³ kiedyœ wwywiadzie, jeœli mnie pamiêæ nie myli.– By³ cholernie dobry i robi³ b³yskawiczn¹ karierê, bo w uzupe³nieniurozlicznych talentów doskonale umia³ siê sprzedaæ.Gdyby zosta³ w Langley,pewnie dochrapa³by siê dyrektorskiego sto³ka, a ja musia³bym wykonywaæ jegopolecenia.– Zadziwiasz mnie, „Szparooki”.Jemu te¿ nigdy nie zazdroœci³eœ? Czy w tymtwoim sflacza³ym ciele nie ma ¿adnych normalnych ludzkich koœci?– Nie mo¿e byæ mowy o zazdroœci, gdy cz³owiek odczuwa satysfakcjê z tego, ¿ewykonuje dobrze robotê, na której siê zna.Cranston odszed³ z agencji do pracyw jednym z tych zespo³Ã³w mózgowców finansowanych przez miêdzynarodoweorganizacje naukowe.Stamt¹d mia³ ju¿ tylko jeden krok do œwiata wielkiejpolityki.Obecnie jest szefem komitetu doradczego prezydenta do sprawbezpieczeñstwa narodowego.– Zatem Bracket skontaktowa³ Montrose w³aœnie z nim.– Zgadza siê.Przyznasz zreszt¹, ¿e w jej sytuacji by³o to ca³kiem logiczne iuzasadnione posuniêcie.Nie chcia³a siê zwracaæ o pomoc do ¿adnych s³u¿bfederalnych, zapewne tak samo infiltrowanych jak my, bo wówczas nigdy nieodzyska³aby syna.– Ale w jaki sposób Cranston mo¿e jej pomóc?– Tego nie wiem.Podejrzewam, ¿e w tajemnicy przekaza³ komuœ sprawê prywatnymikana³ami.– Komu?– Nie mam pojêcia.– Warto by siê tego dowiedzieæ.– Umówi³em siê ju¿ na prywatne spotkanie z Cranstonem.Mam nadziejê, ¿e wyjd¹na jaw jakieœ fakty, które do tej pory kancelaria prezydenta trzyma³a wtajemnicy przed nami.– Czy¿byœcie nie dzia³ali po tej samej stronie barykady? – zapyta³ Scofield,podnosz¹c g³os.– Czasami kieruj¹ nami sprzeczne interesy.– To bez sensu!– Masz racjê, ale sprawy wygl¹daj¹ tak, jak wygl¹daj¹.– Dajmy temu spokój [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl