[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z rysunków przedstawiał elegancko ubranego młodego mężczyznę z łysinką, kępką kasztanowatych włosów, piwnymi oczami i w okularach w fikuśnej oprawce.John głodził się wtedy przez dwa tygodnie, nim pokazał się publicznie i pozwolił, by świadkowie go zapamiętali.Na rysunku wyglądał na wychudzonego, wręcz wynędzniałego.Do tego miał na sobie białą koszulę i ciemny krawat.Krótko mówiąc, zupełnie nie przypominał swego prawdziwego wizerunku, podobnie zresztą jak dzisiaj.Kliknął na rysunek i przeniósł się na stronę zawierającą krótki (choć niedokładny) opis jego wyglądu zewnętrznego wraz z katalogiem zbrodni, o których popełnienie był podejrzany.Oskarżenia obejmowały seryjne ataki bombowe i morderstwa.Ucieszył się, że federalni uważają go za „wyjątkowo groźnego przestępcę”, który „używa w celach przestępczych urządzeń wybuchowych o skomplikowanej konstrukcji”.To co prawda nie to samo, co miejsce na liście dziesięciu najbardziej poszukiwanych, ale zawsze coś.John uważał, że nie umieszczenie go na tej liście było ze strony FBI chamstwem i nietaktem.Plus świadectwem karygodnie niemrawych działań.Znajdowali się na niej arabscy terroryści, popaprańcy ze skrajnej prawicy i narkomani, którzy przypadkiem zabili policjanta.John posłał na tamten świat więcej śmiertelników niż wszyscy ci palanci razem wzięci.Uważał siebie za najgroźniejszego zamachowca, jaki chodzi wolno po tym świecie, i oczekiwał, że będzie traktowany stosownie do swojej klasy.Doszedł do wniosku, że musi po prostu podbić stawkę.Zamierzał przekazać przesłanie.Pod blatem stołu przyczepił urządzonko, które skonstruował specjalnie na tę okazję.Było proste, eleganckie i podobnie jak wszystkie jego konstrukcje - opatrzone sygnaturą twórcy.Miejscowe władze zorientują się za parę godzin, że miały zaszczyt gościć na swym terenie Mister Reda.- Przepraszam, już pan skończył?Stała za nim starsza, pękata damulka z kołonotatnikiem w ręku.- Chciałaby pani skorzystać z komputera?- Tak.Oczywiście, jeśli pan już skończył.John uśmiechnął się przyjaźnie, podniósł z ziemi plecaczek i podsunął starszej pani krzesło.Zanim wstał, sięgnął pod blat i włączył mechanizm zegarowy.- Owszem, łaskawa pani, właśnie skończyłem.Proszę, zechce pani usiąść.To krzesło jest tak wygodne, że pupa się pani zaśmieje.Starsza pani zachichotała.John pożegnał ją i wyszedł na zalaną słońcem ulicę.4Starkey obudziła się nazajutrz kompletnie rozbita.Leżała skręcona na kanapie, z zesztywniała szyją i taką suchością w ustach, jakby miała w nich owczą wełnę.Była czwarta nad ranem.Spała dwie godziny.Nie spodobał jej się sen.Pojawiła się w nim nowa figura - Pell.Gonił ją.Uciekała co sił w nogach, mimo to poruszała się jak mucha w smole, podczas gdy on biegł rączo.Wcale jej się to nie podobało.Pell miał w tym śnie palce kościste i ostre niczym szpony.To również jej się nie podobało.Od czasu wypadku śniła zawsze o tym samym, z odmiany jednak wcale się nie ucieszyła.Wystarczyło, że drań wmieszał się do śledztwa; wolałaby, żeby zostawił w spokoju jej koszmary senne.Zapaliła papierosa i powlokła się do kuchni, gdzie znalazła resztkę nieskwaśniałego soku pomarańczowego.Usiłowała sobie przypomnieć, kiedy była ostatnio na zakupach, i nie mogła.Jedynymi towarami, jakie kupowała w ilościach wystarczających, były dżin i papierosy.Wlała w siebie sok, popiła szklanką wody i zaczęła przygotowania do rozpoczęcia dnia.Na śniadanie połknęła dwie aspiryny i tabletkę tagametu.Marzik nagrała wiadomość na poczcie głosowej; miały się spotkać ze świadkiem, chłopakiem o nazwisku Lester Ybarra, pod kwiaciarnią o dziewiątej, bo o tej godzinie otwierali.Przed wpół do szóstej Starkey była już na Spring Street i wspinała się po schodach do swojej przegródki.Komenda policji tonęła w ciszy.Żaden oddział, ani kryminalny, ani zbiegów, ani wewnętrzny, nie pracował na nocną zmianę.Dowódcy byli uchwytni na pagerach i w razie potrzeby mogli kontaktować się telefonicznie z podległymi sobie funkcjonariuszami.Wydział zbiegów (wymagał tego charakter jego zadań polegający na tropieniu uciekinierów) często zaczynał pracę już o trzeciej nad ranem, aby przyskrzyniać zbiegłych ptaszków w łóżkach.Tego jednak dnia na schodach było całkiem pusto i kroki dudniły echem w cichej świątyni klatki schodowej.Starkey to odpowiadało.Powiedziała kiedyś Danie, że lubi wstawać wcześniej od innych, bo daje jej to poczucie przewagi.Skłamała.Lubiła samotność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl