[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kucharka wysz³a z kuchni i dopad³a Dellwooda przed fronto­wymi drzwiami.K³Ã³c¹csiê, weszli do sieni.Ona te¿ nie chcia­³a, ¿eby odchodzi³.XXXDo³¹czy³em do Morleya i reszty.-I jaki werdykt?Morley wzruszy³ ramionami.- Nie dygota³ na tyle i nie mia³ takich problemów z mówie­niem, ¿eby to by³oto, co myœla³em.Widzia³eœ kiedyœ u niego takie objawy?- Czasem dreszcze i chyba nie mia³ problemów z mówieniem.A co z atakiem?- Nie wiem.Spytaj lekarza.Spyta³em.-Nie wiem na pewno - odpar³.- Powinienem lepiej siê przyj­rzeæ i porozmawiaæ zpacjentem.Ale z tego, co widzia³em, wy­daje mi siê, ¿e bardziej potrzebujecieegzorcysty ni¿ lekarza.-Czego?Morley by³ tak samo zaskoczony jak ja.Nigdy nie widzia³em, ¿eby takwytrzeszczy³ oczy.Uwaga zaskoczy³a go kompletnie.- Egzorcysta.Demonolog.Mo¿e nekromanta.Mo¿e wszyscy trzej, choæ pierwszymkrokiem powinno byæ badanie, ¿ebym wie­dzia³, czy sobie czegoœ nie wyobra¿am.- Od pocz¹tku.Zupe³nie zawróci³eœ mi w g³owie.- Miedzy nami mówi¹c, pan Dotes i ja mamy doœæ du¿¹ wiedzê na temat trucizn.Nie znamy takiej, która powodowa³aby tê w³aœnie kombinacjê objawów, jakieobserwujemy u tego cz³owieka.W ka¿dym razie wp³ynê³aby ona na niego o wielebardziej radykalnie, odbieraj¹c mu kontrolê nad mow¹ i cz³onkami.jeœli wogóle by to prze¿y³.Choroba jest bardziej prawdopodobna j ni¿ trucizna.Ktowie, co przywióz³ do domu? Spêdzi³em tam osiem lat.Widzia³em mnóstwo dziwnychchorób, choæ niczego podobnego do tej.Czy bierze jakieœ leki?- ¯artujesz? Chybaby pierwej skona³! - Coœ mi przysz³o do g³owy.- A mo¿e to malaria? - By³em jednym z nielicznych szczêœliwców Marinê, którzynie z³apali malarii.- Albo jakaœ ¿Ã³³ta febra?- Te¿ o tym myœla³em.Wyj¹tkowo jadowity przypadek malarii, leczony bardzosilnymi dawkami chininy, móg³by dawaæ wiêkszoœæ tych objawów.Niezbyt czystylek móg³by dokonaæ reszty.Ale sam mówisz, ¿e prêdzej by umar³, ni¿ za¿y³lekarstwo.Muszê naprawdê poznaæ jego historiê choroby, zanim zacznê zgadywaæ.- A co z tym egzorcyst¹?- Moje g³Ã³wne podejrzenie le¿y w królestwie ciemnoœci.Symptomy, jakieobserwujemy, mog¹ byæ spowodowane wtargniêciem ró¿nych z³oœliwych duchów.Radzi³bym dok³adniej przyjrzeæ siê jego przesz³oœci.Mo¿e znajdziecie w niejcoœ, co wyjaœni³oby to, co siê dzieje.Mo¿ecie szukaæ te¿ Ÿród³a choroby wnieprzyjaznej magii.Jakiœ wróg móg³ nas³aæ na niego z³ego ducha.Czarny Pietrek pojawi³ siê na czas, aby za³apaæ siê na wiêkszoœæ tej tyrady.- I co, wiesz coœ z tego? - zapyta³em.- Czy genera³ ma wrogów, którzychcieliby go w ten sposób wykoñczyæ?Pokrêci³ g³ow¹.- Garrett, jestem pewien, ¿e odpowiedŸ znajduje siê tutaj.On nie ma wrogów,którzy chcieliby go zabiæ.Najgorsi, jakich ma, zapewne pos³u¿yliby siê osob¹tak¹, jak twój przyjaciel.- Machn¹³ rêk¹ w stronê Morleya.- Nie ma tu ¿adnych czarowników.Jeœli nie liczyæ Bradona, który zgina³.Doktorze, czy amator nekromanta móg³by na nie­go coœ nas³aæ, choæbyprzypadkiem, co pozosta³oby nawet po œmierci czarownika?- Amator? W¹tpiê.Mo¿e raczej ktoœ bardzo potê¿ny.Jeœli siê znali, to tak¿ejako duch.Nienawiœæ jest zazwyczaj motorem o¿y­wiaj¹cym duszê, które z¿eraj¹ciê od œrodka.A ja mówiê o nie­nawiœci tak zadawnionej, ¿e nagina nawet prawanatury.Niena­wiœci, która pragnie, by jej obiekt cierpia³ przez ca³¹wiecznoœæ.Ale nie jestem ekspertem.Dlatego zasugerowa³em demonologa,egzorcystê lub nekromantê.Musicie odkryæ naturê tego ducha, a nastêpnie goprzepêdziæ.Albo go zbudziæ, dowiedzieæ siê, co powoduje tê nienawiœæ, iuspokoiæ.- To szaleñstwo, Garrett - odezwa³ siê Peters.- Genera³ nig­dy nie narobi³sobie a¿ takich wrogów.- Rozmawiamy o mo¿liwoœciach.Doktor mówi, ¿e to wszyst­ko mo¿e byæ po prostuchorob¹.Potrzebne jest normalne bada­nie.Potrzebujê te¿ szczegó³owej historiichoroby.Jakie mamy szansê?Spojrza³ na mnie, na lekarza, potem na Morleya i Saucerheada.- Wiêksze ni¿ s¹dzicie - g³os mu stwardnia³.- Ten stary drañ mo¿e ju¿ tylkogroziæ.Nie damy mu ¿adnego wyboru.Wracam za piêæ minut.- Ruszy³ w stronêkuchni.Morley usiad³ na skraju fontanny w cieniu smoczego skrzyd³a.- A teraz co?- Czekamy.Pogada z kuchark¹.Jeœli ona siê zgodzi, bêdziesz móg³ obejrzeæStantnora.- Mo¿e kucharka nie by³a matk¹ œwia­ta, lecz bezsprzecznie by³akrólow¹ domostwa Stantnorów.- Dok­torze, czy mo¿esz podpowiedzieæ, jakijeszcze ekspert móg³by tu pomóc?- Najpierw zobaczymy, czy uda nam siê zbadaæ pacjenta.Je­œli nie znajdêprzyczyny fizycznej, powiem, co dalej.Ale to nie bêdzie tanie.- A kto jest, jeœli nie liczyæ mnie.Morley zrobi³ durn¹ minê.- Wiesz, to mówi cz³owiek, który kupi³ dom i zap³aci³ za nie­go gotówk¹ zjednej sprawy.- A na ka¿d¹ tak¹ jedn¹ mam piêædziesi¹t innych, gdzie pó³ wynagrodzenia dajeSaucerheadowi, ¿eby móg³ p³aciæ innym.Wiesz coœ na temat œwiata sztuki?- To zmiana tematu.Wiem coœ o wszystkim, jeœli potrzebuje.A tobie co jestpotrzebne?- Za³Ã³¿my, ¿e odkry³em geniusza malarskiego, którego prace zas³uguj¹ nawystawienie.Z kim musia³bym siê spotkaæ, ¿eby uruchomiæ coœ takiego?Wzruszy³ ramionami i wyszczerzy³ zêby.- I tu mnie masz.Gdybyœ zna³ jakichœ starych, cenionych mistrzów, móg³bympomóc.Znam ludzi, którzy znaj¹ elastycznych moralnie kolekcjonerów.Ale jeœlimasz coœ takiego, jak mówi³eœ, powinieneœ porozmawiaæ ze swoim kumplem zwarzelni.-Z Weiderem?- Siedzi po uszy we wszystkim, co ma zwi¹zek z kultur¹, honorowy dyrektor tegoi tamtego.Ma swoje kontakty.No wiec co z tymi starymi mistrzami, co? -Rozejrza³ siê.Jestem pewien, ¿e robi³ ju¿ inwentaryzacjê potencjalnejzdobyczy.- Tu nie ma nic, tylko portrety w¹satych staruchów z marskoœci¹ w¹troby,malowane przez ludzi, o których nawet nie s³ysza³eœ.- Zauwa¿y³em ten komitet powitalny.Ciekaw jestem, ile czasu zajmuje Stantnoromoduczenie swoich m³odych od œmiechu?- Mo¿e to dziedziczne.Nigdy nie widzia³em, ¿eby Jennifer przesta³a wy³¹czniemarkowaæ.- Wraca twój kumpel.Peters pêdzi³ z kuchni pod pe³nymi ¿aglami.Wiedzia³em, co powie, zanim jeszczesiê odezwa³.Ale i tak us³ysza³em:- Stary nie ma prawa g³osu.- Wydziedziczy ciê.- Spytaj mnie, gdzie to mam.Idziemy.- Sam jednak zwleka³a spojrza³ na mnietak, ¿e wiedzia³em, i¿ potrzebuje chwilki prywatnej rozmowy.Pozwoli³em, ¿ebypozostali oddalili siê od nas o d³ugoœæ schodów.-Co?- Ta sprawa z testamentem.W ca³ym zamieszaniu zapomnia³em ci powiedzieæ.Kopia, któr¹ spali³ genera³, nie by³a jedyna, Zawsze robi³ dwa egzemplarzeka¿dego dokumentu.Nieraz na­wet trzy.- O? - Ciekawe.To znaczy, ¿e nic siê nie zmieni³o, jeœli mor­derca o tymwiedzia³.- Ile ich jest?- Jedna na pewno.Da³ mi j¹ dla ciebie.Jak prosi³eœ.Zanios­³em j¹ do mojejkwatery, a potem zapomnia³em, dopóki nie za­cz¹³em rozmawiaæ z kuchark¹, a onapowiedzia³a to samo co ty, to znaczy o wydziedziczeniu.- I to nie by³o dla ciebie takie wa¿ne?- Nie.Wyœwiadczy³em ci przys³ugê, ale zapomnia³em tego zro­biæ do koñca.Dopóki nie zrozumia³em, co mo¿e oznaczaæ istnie­nie kopii.- To mo¿e znaczyæ, ¿e morderca siê nie wycofa, jeœli o niej wie.A kto wie?- Dellwood i Kaid.Byli tam.I wszyscy wiedz¹, ¿e genera³ ro­bi kopiedokumentów.- Gdzie j¹ w³o¿y³eœ? Daj mi swój klucz.Zaraz j¹ zabiorê.A ty idŸ pierwszy izajmij siê starym.Obdarowa³ mnie paskudnym spojrzeniem.Wiedzia³em, co so­bie myœli.Chcia³emprzetrzepaæ mu chatê.- Nie s¹dzê, ¿ebyœ mia³ coœ do ukrycia - powiedzia³em.- Garrett, jesteœ sukinsynem.Postawi³eœ mnie w takiej sytua­cji, ¿e cokolwiekzrobiê, bêdzie Ÿle.- A masz coœ do ukrycia?- Nie! - Zmierzy³ mnie znowu.- No to idŸ i weŸ go sam.Wierzê ci na s³owo.- Przypomnia­³em sobie ogieñ, zaktóry móg³ byæ odpowiedzialny.Zostanê tu, ryzykuj¹c w³asne bebechy.- Byleszybko.Da³ mi klucz.- W szufladzie biurka.Na schody wbieg³a kucharka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl