[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozrusznik wepchnięty w serce w pewnym sensie przywrócił uderzenia, jednak rokowania nie były pomyślne.– W moim fachu stawiałem czoło różnym przeciwnościom – pistolety, noże, ołowiane rurki, ale zastrzyk w tyłek jakąś amazońską strzałą, i to od faceta zakutego w kajdanki.Michael Mosconi mógł jedynie pokręcić z niedowierzaniem głową.Przecież Devlin to najskuteczniejszy łowca kaucji, o jakim słyszał.Doprowadzał do więzień grube ryby handlu narkotykami, ludzi sukcesu, przywódców mafii i pomniejszych złodziei.Mosconi nie pojmował, jakim cudem miał tyle kłopotów z tym zasranym doktorkiem.Może stracił swojego „nosa”?– Pozwól, że uściślę.Czy Rhodes siedział skuty w twoim samochodzie? To niewiarygodne!– Mówiłem ci, wstrzyknął jakieś świństwo, które obezwładniło mnie.Przez pierwszą minutę czułem się w porządku, w następnej nie mogłem się ruszyć.W tej sytuacji nie byłem w stanie nic zrobić.Ten facet wykorzystał nowoczesną medycynę na własny użytek.– Martwię się o ciebie – wymamrotał Mosconi nerwowo przegarniając cienkie włosy – może powinieneś pomyśleć o zmianie stylu pracy.Co sądzisz o przekwalifikowaniu się na oficera w stanie spoczynku?– Bardzo dowcipne.– Myślisz, że dasz radę złapać prawdziwego kryminalistę, jeżeli nie jesteś w stanie doprowadzić tego sukinsyna anestezjologa? Cały szkopuł w tym, że za każdym razem, gdy dzwoni telefon, dostaję palpitacji, że to z sądu zawiadamiają o przepadku kaucji.Czy rozumiesz powagę sytuacji? Nie chcę więcej żadnych wyjaśnień.Chcę tego faceta!– Dorwę go, mam kogoś, kto śledzi żonę, a co ważniejsze, założyłem podsłuch w jej telefonie.Małżonek kiedyś zadzwoni.– Za mało.Wymyśl coś więcej.Obawiam się, że policja przestanie interesować się pilnowaniem, by nie wydostał się z miasta.Nie stać nas na zrezygnowanie z tego faceta.Nie możemy pozwolić, by się wymknął.– Nie sądzę, by się dokądkolwiek wybierał.– Oo! Czyżbyś demonstrował nową siłę przewidywania, czy to tylko pobożne życzenia?Devlin obserwował Michaela ze swojego miejsca na niewygodnej kanapie.Sarkazm tego człowieka zaczynał działać mu na nerwy.Nic nie powiedział.Pochylił się tylko do przodu i sięgnął do tylnej kieszeni.Wyciągnął plik kartek, położył na biurku i wygładził je.– Doktorek zostawił ten śmietnik w pokoju hotelowym – powiedział popychając papiery w kierunku Mosconiego.– Nie sądzę, by się dokądkolwiek wybierał.Właściwie myślę, że zajmuje się czymś.Czymś, co go tu zatrzymuje.Co byś zrobił z tymi papierami?Michael podniósł stronę notatek Chrisa Eversona.– To jakieś naukowe wywody.Nic bym z tym nie zrobił.– Niektóre są pisane ręką doktorka, ale większość – nie.Doszedłem do wniosku, że pisane są przez Chrisa Eversona, kimkolwiek jest.Jego nazwisko figuruje na niektórych stronach.Mówi ci coś?– Nic a nic.– Podaj mi książkę telefoniczną.Wyszukał stronę z Eversonami.Było ich mnóstwo, ale żadnego Chrisa.Trochę podobnie brzmiało – K.C.Everson w Brooklinie.– Nie ma tego człowieka w spisie – powiedział Devlin – podejrzewam, że byłoby to za proste.– Może jest także lekarzem? – zasugerował Michael.Potaknął.Istniało takie prawdopodobieństwo.Otworzył książkę telefoniczną na żółtych stronach i poszukał pod hasłem „lekarze”.Nie znalazł żadnych Eversonów.Zamknął książkę.– Fakty są takie.Doktorek pracował nad tymi papierami, gdy został przyskrzyniony w tym zapchlonym hotelu.To wiele nie wyjaśnia.Ale coś odkrył.Nie wiem, co.Najlepiej będzie, jeżeli znajdę Chrisa i spytam go o to.– Taaak – Mosconi tracił cierpliwość.– Tylko niech ci to nie zajmie czterech lat studiowania medycyny.Chcę wyników.Jeżeli nie potrafisz go złapać, powiedz tylko słowo.Wezmę kogoś innego.Devlin wstał.Położył książkę na biurku Michaela i zgarnął notatki Jeffreya i Chrisa.– Znajdę go.W tej chwili to moja osobista sprawa.Rozstali się.Padał dużo większy deszcz.Na szczęście zaparkował niedaleko arkady.Samochód stał w strefie przeznaczonej dla samochodów dostawczych, na Cambridge Street.Jedną z ubocznych korzyści pracy w policji było to, że mógł parkować wszędzie.Gliniarze z drogówki przymykali na niego oczy.Ot, zawodowa uprzejmość.Uruchomił silnik i pojechał wokół State House, chcąc dostać się na Beacon Street.Droga była kręta i skomplikowana, jak większość bostońskich tras ruchu.Skręcił w lewo, w Exter, i zaparkował przy szafce hydrantu usytuowanego w pobliżu Biblioteki Publicznej.Wysiadł z samochodu i pognał do wejścia.W dziale informacji skorzystał ze spisu mieszkańców Bostonu oraz okolicznych miasteczek.Tu również było mnóstwo Eversonów, ale żadnego Christophera.Mimo to zrobił listę ludzi o tym nazwisku, spisując adresy i numery telefonów.Korzystając z najbliższego automatu wykręcił jako pierwszy numer K.C.Everson w Brooklinie.Inicjały kojarzyły się z kobietą, ale doszedł do wniosku, że powinien spróbować.Przez moment nabrał otuchy.Zaspany, męski głos odezwał się w słuchawce.– Czy to Christopher Everson? – spytał Devlin.Nastąpiła pauza.– Nie.Czy chce pan rozmawiać z Kelly?Odwiesił słuchawkę.Miał rację.K.C.Everson była kobietą.Studiując swoją listę, zastanawiał się, kto jest najbardziej obiecujący.Trudno zdecydować.Nikt inny nie miał literki „C”, nawet pośrodku.Znaczyło to, że musi zadzwonić z domu do wszystkich.Zajmie to dużo czasu, jednak nic innego nie potrafił wymyślić.Jeden z tych Eversonów musi znać Chrisa Eversona.Miał przeczucie, że jest to najlepszy trop.Jeffrey był bardzo zmęczony.Obudził go telefon i nie mógł ponownie zasnąć.Czy był całkowicie rozbudzony podnosząc słuchawkę? Nie potrafił na to odpowiedzieć.Zapomniał uzgodnić z Kelly, w jaki sposób ma reagować na telefony.Prawdopodobnie najbezpieczniej było ich nie odbierać.Leżąc w łóżku, przypomniał sobie ledwo uchwytne zakłopotanie dzwoniącego.Kto mógł pytać o Chrisa? W pierwszej chwili potraktował telefon jak okrutny żart.W takim razie dlaczego od razu przerwano rozmowę? Musieli wybrać nazwisko Chrisa na chybił trafił z jakiegoś spisu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl