[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dopad³eœ w³aœciwego faceta, Garrett.Nie mo¿esz w to w¹t­piæ ani przezchwilê.Po otrzymaniu zezwolenia od ksiêcia roz­³o¿yliœmy dom na ceg³y.Nieuwierzy³byœ, co znaleŸliœmy.Zacho­wywali po kawa³ku ka¿dej ofiary.W piwnicyby³y trupy, dziewczyny, ale nie w tym typie.Podejrzewam, ¿e siê na nichwprawiali, zanim ruszyli na serio.Spogl¹da³em na nowe cia³o, s³ucha³em brzêczenia much.- By³o coœ jeszcze.- opowiedzia³em mu o skradzionym ubra­niu i no¿ach.Odkry³em, ¿e to nie Morley wzi¹³ je sobie na pa­mi¹tkê.Nie wspomnia³em oMorleyu.Blockowi by siê to nie spodoba³o.- Nie mówi³eœ o tym wczeœniej, Garrett.- Wczeœniej myœla³em, ¿e sprawa jest zamkniêta.Ale.- No w³aœnie.Ale.Elvis! Podbieg³ do nas Stra¿nik.- Tak, kapitanie?- Poka¿ panu Garrettowi, co znaleŸliœmy.Elvis mia³ w kieszeni peleryny przeciwdeszczowej z³o¿on¹ kartkê papieru.Wœrodku znajdowa³y siê trzy zielone motyle.Za­dr¿a³em, jakby deszcz zmieni³ siêw lód.- Ile czasu up³ynê³o od poprzedniego morderstwa?- Dwanaœcie dni.Ta pojawi³a siê dok³adnie o czasie.- Obawia³em siê, ¿e pan to powie.- Wiedzia³em, ¿e to powie.Nie wiem, po co wogóle pyta³em.Mo¿e mia³em nadziejê, ¿e nie bêdê mia³ racji.- Morderca jest martwy, ale morderstwa nastêpuj¹.Jak to mo¿­liwe, Garrett? -Teraz zrozumia³em, dlaczego Block by³ tak wstrz¹œ­niêty.Nie chodzi³o tu tylkoo wystawion¹ na szwank karierê.- Nie wiem.Co siê sta³o z cia³em starego?- Zosta³o poddane kremacji.Widzia³em, jak obaj poszli do pieca.- A co siê sta³o z tym starym z Bustee? Uda³o wam siê coœ z nie­go wyci¹gn¹æ?Block spojrza³, nieco zak³opotany.-Umar³.-Co?- Za bardzo siê staraliœmy.Daliœmy mu za du¿o wszystkiego.Za¿ar³ siê naœmieræ.Pokrêci³em g³ow¹.Takie rzeczy zdarzaj¹ siê tylko mnie.- Sprawdziliœcie dom Hamiltonów, kiedy znaleŸliœcie tê tutaj?- Dosta³em raport, zanim jeszcze po pana poszed³em.Nic.¯ad­nego powi¹zania.- A co z powozem?- Nie ruszony.Ko³a s¹ skute ³añcuchami, wiec nie mo¿na go ruszyæ.A koniesprzedano.Nie by³y z tego maj¹tku.Te¿ je ukra­dziono.- Wiadomo, co to za dziewczyna?- Nie.Ale nied³ugo siê dowiemy.To na pewno ktoœ.Co znaczy³o, ¿e jest krewn¹ kogoœ wa¿nego.¯adna z tych dziewczyn nie by³ajeszcze wa¿n¹ osob¹ sama z siebie, ale wszyst­kie pochodzi³y z Góry.- Jeœli wzorzec siê nie zmieni³.By³em przestraszony i zmieszany.Powiedzia³em Blockowi, ¿e jestem przestraszonyi zmieszany i nie wiem, co dalej robiæ.- Lepiej porozmawiajmy z Truposzem, zanim coœ postanowi­my.Rozmawia³ z tymiwszystkimi ludŸmi.Twarz Blocka rozpogodzi³a siê.- Jasne.Jeœli jest jakiœ punkt zaczepienia, on powinien go znaæ.Przypomnia³emsobie moj¹ pieczeñ.Tê cudown¹, kosztown¹ pieczeñ, na któr¹ œlinka ciek³a mi odwielu godzin.Ju¿ nie by³em g³odny.- Pewnie teraz to nie ma ¿adnego znaczenia - mrukn¹³em - ale czy wiadomo, kimby³ ten facet, którego z³apaliœmy?- Ten stary?Nie, dupku.Pierwszy koñ w zaprzêgu.- Tak.Block rozejrza³ siê i szepn¹³.- Idraca Matiston.- Au! Ale siê wystraszy³em! Kto to jest.by³.Idraca Mati­ston?- Mo¿e pan wrzeszczeæ ciszej?- Z tego wnoszê, ¿e to ktoœ.I do tego taki du¿y ktoœ, ¿e nie chce pan, ¿ebysiê roznios³o.Po chwili wyszepta³:- Idraca Matiston, wicehrabia Nettles.Kochanek lady Hamilton.Cieszy³ siênieco dziwaczn¹ reputacj¹, dlatego zwinêliœmy sprawê po cichu i szybko, a doopinii publicznej podano, ¿e umar³ z po­wodu komplikacji zdrowotnych.Ca³y czaskrêci³ siê w domu Hamiltonów i nikt niczego nie podejrzewa³, poniewa¿ robi³ tozawsze.Teraz, kiedy wiem to, co wiem, wrócê i dok³adniej przyjrzê siêwy­padkowi lady Hamilton, jeœli ksi¹¿ê Rupert mi pozwoli.- Wci¹¿ nie wiem, o czym pan mówi.Nie jestem na bie¿¹co w sprawach skandaliklasy w³adców.S¹dzê zreszt¹, ¿e teraz to i tak nie ma znaczenia.- Nie, nie ma.Mamy rozkaz, aby zapomnieæ o tym epizodzie.Chêtnie zapomnia³bym o wszystkim, ale zmieni³em zdanie, kie­dy spojrza³em nadziewczynê bez wnêtrznoœci.Zamkn¹³em siê, nie ci¹gn¹³em Blocka za jêzyk, alezacz¹³em siê zastanawiaæ, co to za kobieta, która bierze sobie za kochankastarucha czkaj¹ce­go zielonymi motylami.XXVIITwój sen siê spe³ni³ - powiedzia³em Deanowi, kiedy nas wpuœci³.- Znów pracuje.Lepiej b¹dŸ ostro¿niejszy ze swoimi ¿yczeniami.- A¿ tak Ÿle?- Gorzej.IdŸ obudziæ Truposza.- A co z kolacj¹? Wszystko ju¿ jest przegotowane.- Prawie p³aka³.Taki by³dumny ze swojego gotowania.- Gdybyœ ogl¹da³ to, co ja, te¿ byœ straci³ apetyt- Och.No to lepiej wszystko wyjmê z pieca i odstawiê.- W ten sposób unikn¹³kontaktu z Truposzem.Ma prawdziwy talent do wywijania siê z ró¿nych sytuacji,bo zawsze musi zrobiæ coœ, co jest w danej chwili wa¿niejsze.- Mo¿e trzeba bêdzie rozpaliæ pod nim ogieñ - poinformowa³em Blocka.- Œpichyba dopiero od tygodnia.Nieraz te ataki trwaj¹ przez ca³e miesi¹ce.Dean,skoro nie chcesz zaj¹æ siê Jego Koœcistoœci¹, ruszaj i zawo³aj Morleya, to gozajmie.- W knajpie Morleya Dean czu³ siê jeszcze gorzej ni¿ w pokojuTruposza.Dzielny kapitan Block zniós³ nasze m³odzieñcze przepychanki bez komentarzy.Mo¿e jednak by³y w nim œlady ludzkiej istoty.Mo¿e uda mi siê nawet polubiæ tego faceta, razem z, jego niekompetencj¹ i ca³¹reszt¹.Poszed³em pierwszy, by przetrzeæ szlak.Nie by³em w pokoju Truposza od dawna.Na d³ugo przed jego zaœniêciem.Sprawyuleg³y zmianie.- Bogowie! - zakl¹³ Block.Wyda³em nieartyku³owany dŸwiêk, coœ w rodzaju skrzekniêcia.Pokój by³ pe³en robactwa.Wielkie robale, ma³e robale, i to w ta­kichiloœciach, ¿e gdyby siê skrzyknê³y, wynios³yby Truposza ra­zem z fotelem.A jawiedzia³em, kogo za to winiæ.T³usty sztywniak dogada³ siê za moimi plecami z Saucerheadem.G³Ã³wne pytaniebrzmia³o: jak to siê sta³o, ¿e ta ca³a gro­mada biegaj¹cych i pe³zaj¹cychpaskudztw nie przedosta³a siê do reszty domu i nie zdradzi³a jego planu?- Mam nadziejê, ¿e œnisz przyjemne sny o Kantardzie - wy­mamrota³em.Pomimowszelkich starañ chityna a¿ chrupa³a mi pod butami.- Co to jest? - zapyta³ Block.- Zbiera robactwo.Wierz pan lub nie.Nie zawraca sobie g³o­wy pozbywaniem siêich, kiedy ju¿ skoñczy zabawê.Teraz zno­wu bêdê musia³ u¿yæ œwiec siarkowych.Nienawidzê tego robiæ.- Ciekaw by³em, czy Dean te¿ jest w to zamieszany.To bywy­jaœni³o nieobecnoœæ kota.¯aden kot nie prze¿yje starannego oka­dzaniaœwiecami siarkowymi.Zacz¹³em zastanawiaæ siê, czy siebie te¿ nie okadziæ.Minê³o ju¿ pó³ godziny.- Umar³? - dopytywa³ siê Block.- To znaczy na dobre? Jego Koœcistoœæ niekiwn¹³ nawet umys³owym palcem.- Nie.Tylko œpi.Naprawdê.Wybiera sobie na drzemkê zawsze taki moment, kiedyjest to jak najbardziej niepo¿¹dane.- Jakim cudem?- Mnie siê takie rzeczy ci¹gle zdarzaj¹.- Wzruszy³em ramionami.- Co pan wtedy robi?- Ha³asujê, wrzeszczê, gro¿ê, ¿e rozpalê pod nim ognisko.Krzy­czê, klnê ibiegam w kó³ko.- A jeœli to nie pomo¿e?- Wtedy radzê sobie sam.–Zacz¹³em rozgrzewkê przed krzy­kiem i bieganiem wkó³ko, Wkrótce wyczerpa³em ca³y zapas wrzasków przekleñstw i gróŸb.Blockzacz¹³ zwijaæ kulki ze œmieci z kosza, którego nikt nie opró¿nia³ przez ca³eostatnie stulecie.Kulki wrzuca³ pod fotel Truposza.Obserwowa³em go.- Co pan robi? - tam by³a moja forsa.Mia³em nadzieje, ¿e te­go nie zauwa¿y³.- Rozpalê ogieñ, o którym pan wspomina³.- Hej, jednak masz pan jaja.- Czêsto o tym mówi³em, ale nig­dy niewprowadza³em moich gróŸb w czyn.Opar³em siê o fra­mugê i obserwowa³em.To siêrobi³o ca³kiem ciekawe.Robale zaczê³y siê denerwowaæ - bardziej ni¿ to siê zwykle dzieje, kiedy ktoœpo nich depcze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl