[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niespodziewa³em siê spotkaæ przyjació³ w ta­kim miejscu.To nie by³ przyjaciel- Mieszczuch? Kupa czasu.Nie.Nigdy.A w ogóle teraz te¿ nie powinienem ichogl¹daæ.Mieszczuch Billy Byrd by³ facetem, którego ma siê na myœli, mówi¹c, ¿e ktoœwygl¹da jak fretka.Chodz¹cy stereotyp.Wygl¹­da³ na œlisko-wrednego i taki te¿by³.Szpiegowa³ ludzi, sprzeda­wa³ informacjê temu, kto wiêcej zap³aci³.Samkorzysta³em z je­go us³ug, stad mnie zna³.Mieszczuch nosi³ kupê taniej bi¿uterii i jaskrawe ciuchy.W zê­bach trzyma³d³ug¹ fajê z koœci s³oniowej.Postuka³ siê ustnikiem po zêbach, wskaza³ nim najedn¹ z kobiet.- To masz na myœli?- W³aœnie.Wiêksze nie zawsze znaczy lepsze.- Musia³a byæ niez³a, zanim wda³a siê grawitacja.- Mieszczuch Billy Byrdnale¿a³ do tych ludzi, którzy s¹dz¹, ¿e grawitacja siê wdaje.- Pracujesz,Garrett?Nie potrzebowa³em goœcia typu Mieszczucha, ale pozosta³em uprzejmy.Niewydawa³em du¿o.Przyda³oby siê doczepiæ do ko­goœ, u kogo sk¹pstwo by³oakceptowane.Inaczej bêdê musia³ za­dawaæ swoje pytania na ulicy.- A by³bym tutaj, gdybym nie pracowa³?- Po³owa facetów nie tak odpowiedzia³aby na to pytanie.Wtedy zrozumia³em, co Mieszczuch robi w Namiêtnej WiedŸ­mie.Pracuje.Szukatwarzy, które póŸniej bêdzie móg³ sprzedaæ.- A ja pracujê - podkreœli³em.- Mo¿e potrzebujesz pomocy?- Mo¿e.Szukam dziewczyny.Konkretny typ.Brunetka, sie­demnaœcie do dwudziestudwóch lat, piêæ stóp i dwa do dziesiêciu cali wzrostu, d³ugie w³osy, doœæatrakcyjna, du¿a klasa.- Nie jesteœ wybredny, co nie? Ma jakieœ imiê?- Nie, chodzi o typ.Interesuje mnie ka¿da taka kobieta pracu­j¹ca w Polêdwicy.- Tak? A dlaczego?- Poniewa¿ jakiœ sukinsyn je wy³apuje i wybebesz¹.Chcia³­bym go dorwaæ, ¿ebymu wyjaœniæ, dlaczego takiego zachowa­nia nie uwa¿amy za ogólnie przyjêtenormy.Mieszczuch gapi³ siê na mnie przez chwilê z otwartym ³asi­czym pyszczkiem.- ChodŸ no tu, Garrett.Mam stolik z paroma kumplami.Poszed³em, ale obawia³em siê, ¿e pope³ni³em b³¹d.Byrd rów­nomiernie k³apa³paszczêk¹.Ile czasu up³ynie, zanim to siê roz­niesie? Nikogo nie z³apiê, jeœlidziewczyny uciekn¹, a brzydcy faceci siê przyczaj¹.Mieszczuch poprowadzi³ mnie do najgorszego stolika w loka­lu.Do baru trzebaby³o wysy³aæ go³êbie pocztowe.Kelnerzy gu­bili drogê, zanim do niego doszli.Dwaj kumple Mieszczucha wygl¹dali jeszcze bardziej podejrza­nie.Tanieb³yskotki i gêste w¹sy chyba w³aœnie wesz³y w modê.Jeszcze przed zmrokiem kupili zapasy na ca³¹ noc.- Siadaj, Garrett.- By³o jeszcze jedno wolne krzes³o.- Shaker, daj mu piwa.- Pieprz siê, Byrd.- Shaker mia³ parali¿ i szczurz¹ gêbê.Ob­skurny odpierwszego wejrzenia.- Co ty, rozdajesz nasze piwo?- Nie b¹dŸ dupek, Shaker.Biznes.Facet mo¿e bêdzie w na­stroju do stawiania.Mamy coœ, czego on chce.Shaker i Mieszczuch popatrzyli po sobie, podczas gdy trzeci kontemplowa³sekrety na dnie butelki.Wreszcie Shaker pchn¹³ butelkê w moj¹ stronê.By³astaroœwiecka, gliniana, nie stosowa­na w normalnych przemys³owych browarach.Toznaczy, ¿e to, co w œrodku, by³o tanim sikaczem, pochodzi³o z jednoosobowejwarzelni w piwnicy i nadawa³o siê wy³¹cznie dla najbiedniej­szych.Mój ¿o³¹dekzaczaj miauczeæ, zanim jeszcze pierwszy ³yk ruszy³ na po³udnie.Nie da³em siê zawstydziæ.My, detektywi, nie boimy siê byle piwa.Poza tymwla³em w siebie ju¿ tyle, ¿e przesta³o mnie ob­chodziæ, co sp³ynie jakonastêpne.Mieszczuch nikogo nie przedstawia³.Normalna praktyka ulicz­na.Nikt nie chcewiedzieæ, jak siê kto nazywa.Ale Mieszczuch nie krêpowa³ siê z nazwiskami.- Garrett szuka goœcia, który porywa dziewczyny.- Spojrza³ na mnie.- Rozcinaje z góry na dó³, nie? To on odstawia tê robotê, o której wszêdzie s³ychaæ?Skin¹³em g³ow¹, poci¹gn¹³em ³yk z butelki i da³em siê sympa­tycznie zaskoczyæ.Jak na piwo piwniczne, by³o wyj¹tkowo, cho­lernie dobre.Poszuka³em znakuhandlowego.Nie by³ taki sam, jak na innych butelkach, co znaczy³o, ¿e facetleje trunek w co po­padnie.Szkoda.Mieszczuch zezem spojrza³ na Shakera.- Co teraz powiesz, dupku?- Czy jest coœ, czego nie rozumiem, Mieszczuch? - zapyta³em uprzejmie.- Minuta, Garrett.- Wci¹¿ gapi³ siê na Shakera.- No i co? - Minuta minê³a.- Myœlê, ¿e stoi za tob¹ ktoœ wa¿ny, Garrett.Ojciec którejœ z dziewuch.Mo¿enawet kilku.Ktoœ, kto ma wiêcej forsy ni¿ rozumu i chce kupiæ sobie zemstê.Mam racjê?- Coœ w tym stylu.- Banda Mieszczucha rozp³ynê³aby siê jak posolone œlimaki,gdybym im powiedzia³, kto p³aci.- Ktoœ, kto mo¿e cholernie du¿o zap³aciæ za to, ¿e ktoœ poda im ca³oœæ na tacy.- Nie s¹dzê, ¿ebyœ sobie z tym poradzi³, Mieszczuch.Kiwasz mnie.Krêcisz.S³ysza³eœ, ¿e siê rozpytujê, i myœlisz, ¿e mnie wydudkasz.Zrani³em goœcia w samo serce.Mieszczuch Billy cierpia³.- Garrett! Mój stary! Przecie¿ to ja! Twój stary kumpel, Miesz­czuch BillyByrd.Nigdy nic z³ego ci nie zrobi³em.- Nigdy nic z tego nie mia³eœ.- Jesteœ po prostu wredny.Wiesz, ¿e to nie w moim stylu.Nigdy go nie z³apali na gor¹cym uczynku.Wszystko by³o w je­go stylu, jeœliuwa¿a³, ¿e mu ujdzie na sucho.- No dobra, pozwolê sobie na dobrodziejstwo w¹tpliwoœci.Co masz?- Powiedzia³em ci, ¿e nie mam nic do sprzedania.- Nie kupujê kota w worku, Mieszczuch.Mam doœæ kotów w domu.Gêba zmarszczy³a mu siê w grymas, który musia³ boleæ.W dawnych czasachnieszczególnie skrupulatni wieœniacy sprze­dawali naiwnym mieszczuchom prosiakiw workach.Dopiero po otwarciu worka ze œrodka wyskakiwa³ bardzo nieszczêœliwykot.- W porz¹dku, Garrett.Wiem, co ciê gryzie.S³uchaj zatem.Dziewczyna, taka jakta, której szukasz, imieniem Barbie, praco­wa³a tu do zesz³ej nocy.Jakwidzisz, dzisiaj jej tu nie ma.- No i?- No i zak³ady by³y niebotyczne.Wielkie jak cholera.A kie­dy przysz³o dotego, ¿eby siê rozliczy³a, wpad³o tu dwóch face­tów i zabra³o j¹ na zewn¹trz, anie na górê.Mo¿e to by³ jakiœ trop.Ale nie by³em szczególnie podnieco­ny.Ju¿ kiedyœpracowa³em z Mieszczuchem.Próbuje zrobiæ z ig³y wid³y i sprzedaæ je zafortunê.- Na razie nie robisz na mnie wra¿enia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl