[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dom jest otoczony.Jeœli ktoœ zechce wyjœæ, bêdzie siê mu­sia³ zdrowonapracowaæ.- Truposz twierdzi, ¿e najlepiej by³oby wzi¹æ ich ¿ywcem, o ile to mo¿liwe.Dopóki ¿yj¹, kl¹twa podobno nie mo¿e siê przenosiæ.-Oni?- Prawdopodobnie czêœæ kl¹twy dotknê³a Ripleya.Albo Winchella, bo niewiadomo, kto jest tym g³Ã³wnym.- Aha.Jasne.Myœlê, ¿e ju¿ nie bardzo jest na co czekaæ.W³a­œciwie trzeba tozrobiæ.Przysz³a mi do g³owy kolejna myœl, zreszt¹ nie po raz pierw­szy.Przegania³emj¹ na wszystkie strony, ale wróci³a.Pewnie po­¿a³ujê, ale.- Mo¿e powinienem iœæ z pierwsz¹ grup¹.Dziewczyna mnie rozpozna.Jeœli jejpowiem, ¿e to ratunek, mo¿e uda nam siê zmniejszyæ panikê i zachowaæ przy ¿yciukilku ludzi.- Jak pan sobie chce.Jeœli to panu pasuje, niech pan idzie.Dajê znakRelwayowi.Proszê mu powiedzieæ, co chce pan zrobiæ, i ju¿ wiêcej nieprzeszkadzaæ.On naprawdê jest lepszy od zawodowców.- Jasne.- Podszed³em do Relwaya.- Idê z tob¹.Dziewczyna mnie zna.- Uzbrojony?- Na bezkrwawe ³owy.- Pokaza³em mu moj¹ ³amig³Ã³wkê.Wzruszy³ ramionami.- Nie wchodŸ w drogê prawdziwym policjantom.Co za bezpoœrednioœæ.Musia³em siê napracowaæ, ¿eby nie ulec pokusie.Grupa szturmowa Relwaya by³a uzbrojona na odbijanie mia­sta z r¹k oddzia³Ã³wVenagetich.Mia³em nadziejê, ¿e maj¹ jakieœ doœwiadczenie.Od tamtej poryraczej nie przechodzili szkoleñ.- Uwa¿asz, ¿e bêd¹ a¿ takie k³opoty?- Nie - odpar³ Relway.- Ale ta grupa jest gotowa na wszel­kie k³opoty, jakiesiê nadarz¹.- Dobry tok myœlenia.Nie bêd¹ ciê mogli zaskoczyæ, jeœli wej­dziesz tam gotówna wszystko.- No w³aœnie.- Relway uœmiechn¹³ siê.Spojrza³em na drug¹ stronê ulicy.Spikesiê niecierpliwi³.- W takich chwilach wszystko nagle wydaje siê bardziej realne.- Tam te¿ tak by³o?- Gorzej.O wiele gorzej.By³em wtedy wystraszonym gów­niarzem.- Ja te¿.Gotów?- Ju¿ bardziej nie bêdê.- Za mn¹.- Ruszy³.Garrett bia³y rycerz harcowa³ po kocich ³bach tu¿ za nim, aw tyle pó³ tuzina obroñców sprawiedliwoœci w uniformach, nie maj¹cych pojêcia,jak dokonaæ tego, co kaza­no im zrobiæ.Nie wst¹pili do Stra¿y, aby chroniæTunFaire przed szaleñcami czy œcigaæ przestêpców.Cz³owiek-szczur obstawia³ ma³e okienko piwniczne.Kiedy siê zbli¿yliœmy,wcisn¹³ siê do œrodka, krêc¹c ty³kiem i wywijaj¹c ohydnym, nagim ogonem.Chybaw³aœnie to mnie tak brzydzi w tych stworach.Ogony.S¹ naprawdê obrzydliwe.- Za tob¹ - oznajmi³ Relway, kiedy szczurzy ogon znikn¹³.- Co? - Okienko okaza³o siê za ma³e.Nie zosta³o stworzone do przechodzenia.By³o takie du¿e tylko dlatego, ¿e szabrownicy rozd³ubali je dooko³a, ¿eby wejœædo œrodka i wyczyœciæ, co siê da.Nie mogê sobie wyobraziæ, co by to mia³obyæ.- Twierdzisz, ¿e jesteœ bohaterem, którego zna.- Kurde.- Sam siê o to prosi³em.Wci¹gn¹³em brzuch i wsun¹³em nogi w okienko.Szczur ci¹g­n¹³, Relway pcha³.Wpad³em do œrodka, wyl¹dowa³em na pod³o­dze, potkn¹³em siê o ceg³ê i zakl¹³em.- Gdzie oni s¹? - wymamrota³em.- Tam, gdzie widaæ œwiat³o - szepn¹³ Spike.Dziêki temu pra­wie nie mo¿na goby³o zrozumieæ.Ludzie-szczury maj¹ proble­my z mówieniem, a co dopiero zszeptaniem.Ich krtanie nie s¹ stworzone do mowy.- Kryjcie mnie, œci¹gnê tu wiêcej ludzi.Ten szczur spêdzi³ ca³e ¿ycie wœród ludzi.Nie ukrywa³ siê przed nimi,zadowalaj¹c siê ¿yciem w szczelinach spo³eczeñstwa i bior¹c tylko to, czegoinni nie chcieli.Mój szacunek do niego wzrós³.Przygotowa³em ³amig³Ã³wkê i ruszy³em w stronê œwiat³a prze­s¹czaj¹cego siê przezniedomkniête drzwi.Ciekawe, dlaczego Winchell i Ripley jeszcze nas niezaatakowali ani nie zaczêli ucie­kaæ? Mia³em wra¿enie, ¿e ha³asujemy jak ca³yArmageddon.I nagle sta³o za mn¹ trzech ludzi, a Relway mówi³ do nich:- Pilnujemy drugiego wyjœcia.To co, Garrett? Wchodzimy? Zaczerpn¹³em tchu iwaln¹³em w drzwi.Polecia³em na nie z ca­³ej si³y, spodziewa³em siê, ¿e ju¿ pomoim ramieniu.Drzwi zapad³y siê.Nie mia³em pojêcia o w³asnej sile.Regu­larny SaucerheadTharpe.Wyrwa³em je po prostu z zawiasów.Po dwóch chwiejnych krokach potkn¹³em siê o po³amane ce­g³y i wywin¹³em or³a.Elvis Winchell i Price Ripley byli poch³oniêci chrapaniem na pos³aniach zworków i ³achmanów.Widocznie noszenie kl¹twy jest mecz¹cym zajêciem.Jedyneotwarte oczy w tym pomieszcze­niu nale¿a³y do Candy.Zareagowa³a na mojewejœcie, ale nie ¿ad­nym wielkim wybuchem radoœci.Cholera.Nie wiedzia³a, po co tu przyszliœmy.Wed³ug jej in­formacji mogliœmybyæ kumplami Winchella i jego partnera.Po­zbiera³em siê z pod³ogi.- Jesteœmy ekip¹ ratownicz¹.Winchell i Ripley zaczêli wreszcie reagowaæ.Relway waln¹³ Ripleya w ³eb, nimbiedak zd¹¿y³ choæby otworzyæ oczy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl