[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzymając się za ręce, zaczęli skakać śmiejąc się jak dzieci, ciesząc się, że ten śmiech i to zabawne skakanie ręka w rękę zbliżają ich jeszcze bardziej.Z tarasu góry, na której się znaleźli, rozpościerała się szeroka panorama księżycowego płaskowyżu.Wszystko było jednakowe w tym królestwie światłocienia, pozbawionym ziemskich barw, cieszącej oko mozaiki kolorów.A jednak surowość tego pejzażu zniewalała.Nieruchomy pierwotny chaos, jakby zaczarowany milczeniem, wydawał się być obrazem genialnego artysty, albo tajemniczym zwidem z dziecięcych snów, zrodzonym przez jakąś starą, czarodziejską baśń o królestwie królowej śniegu.Benew widział księżycowe pejzaże wielokrotnie, ale nigdy jeszcze nie był tak wzruszony.Być może działo się tak za przyczyną mającego nastąpić cudu, który lada moment zabłyśnie na gwiezdnym niebie? A może?… Popatrzył na swą towarzyszkę i zachwycił się.Wysmukła nawet w skafandrze, przypominała rzeźbę wznoszącą się wśród chaosu kamieni na podobieństwo wyzwania rzuconego ślepej przyrodzie.Z podniesioną głową patrzyła na ogromny, zamglony dysk Ziemi i uśmiechała się do siebie.Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się w przeźroczystej powłoce hełmu i wydawało się, że wokół miękkiego, wschodniego profilu Enny jaśniał srebrzysty nimb.— Czy pani wie, gdzie to będzie?— Zdaje się, że w tym gwiazdozbiorze.— Miękko uniosła rękę wskazując gdzieś w kierunku górskich szczytów płonących w zachodzącym słońcu.— Troszkę wyżej.— Objąwszy ją ramieniem, Benew wskazał ledwie dostrzegalną iskierkę zagubioną wśród miriadów gwiazd, które przypominały wyczyszczone do blasku główki gwoździ wbitych w czarny atłas.Nie zdjął ręki z jej ramienia.Zapomniawszy o wszystkim patrzył w przestrzeń w oczekiwaniu na obiecany cud.— Jeszcze minuta.Teraz!W czarnej pustce oślepiającym blaskiem wybuchnęła nagle nowa gwiazdeczka i w przeciwieństwie do swych nieruchomych sąsiadek poruszyła się w pustce, jak gdyby moszcząc się wygodnie na nowym miejscu.Jej oślepiający blask nie osłabł bynajmniej, jak tego oczekiwał Benew, lecz ciągle potęgował się i już po kwadransie zaćmił wszystkie gwiazdy na nieboskłonie.Słońce zgasło za górami i teraz tylko blade światło Ziemi oświetlało płaskowyż.— Za dwa tygodnie światło tej gwiazdki konkurować będzie ze światłem Ziemi — powiedział Benew,Enna nie odpowiedziała, stała ciągle bez ruchu i patrzyła na żarzący się w przestrzeni żywy węgielek zapalony przez ludzi.— Obłok pyłu rozprzestrzeni się na setki tysięcy kilometrów, będzie krążył po własnej orbicie wokół Słońca i zawsze znajdował się będzie po ciemnej stronie Ziemi.Wyobrażasz to sobie? Zachodzi Słońce i w tej samej chwili zapala się nasza sztuczna lampa…Benewowi wydało się, że Enna go nie słuchała.Pogładził ją po ramieniu i ujrzał, jak zamknęła oczy z ufnością chyląc głowę w jego stronę.On także zwrócił się ku niej i drgnął usłyszawszy suchy trzask uderzenia hełmu o hełm.Teraz widział twarz Enny zupełnie blisko, widział nawet, jak drżą jej rzęsy.Oglądał je milimetr po milimetrze i cierpiał z powodu niemożności dotknięcia ich.Nagle zaśmiał się bezgłośnie.Enna z przestrachem otworzyła oczy.— O czym pomyślałeś? — zapytała zaskoczonego Benewa.Po raz pierwszy dane mu było poznać potęgę kobiecej, prawie nienaturalnej intuicji.— Nic mądrego.— Powiedz — zażądała.— Naprawdę bzdura.— Proszę.To bardzo ważne.— Wiesz, wydało mi się dziwne, że kosmonauci mają dzieci…Benew myślał, że Enna rozgniewa się, ale tylko spuściła oczy.Po chwili jednak znowu zwróciła je ku żywej, sztucznej gwieździe na niebie.— Rośnie! — zakrzyknęła w zachwycie.— I będzie rosła nadal.— Benew nigdy w życiu nie odczuwał takiej radości.W pewnej chwili przyszła mu na myśl starożytna maksyma o próbie wierności i zapytał: — Enno, czy poleciałabyś ze mną do gwiazd?— Nie wiem — odpowiedziała ze śmiechem.Nie uwierzył słowom.Więcej powiedziały mu jej oczy, które rozbłysły nagle i jak gdyby się rozmarzyły…Nie spieszyli się z powrotem.Wziąwszy się za ręce skakali po uginającym się miękko pod ich stopami pyle.Ukryci pod twardymi przeźroczystymi hełmami stali przez długie chwile, wciąż nie mając ochoty pożegnać tych gór, które wydawały się im tak nieprawdopodobnie piękne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl