[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robi³osiê oczywiste, dlaczego nie zmienia³ siê w kogoœ innego.Nikt nie móg³zwinnoœci¹ dorównaæ nizio³kowi.Nikt.Oprócz drugiego nizio³ka.I wiedŸmina.Geralt zobaczy³, jak doppler zmienia raptownie kierunek, wzbijaj¹c chmurêkurzu, jak zrêcznie nurkuje w dziurê w parkanie, ogradzaj¹cym wielki namiots³u¿¹cy jako rzeŸnia i jatka.Dainty te¿ to zobaczy³.Przeskoczy³ przez ¿erdziei zacz¹³ przebijaæ siê przez st³oczone w zagrodzie stado becz¹cych baranów.Widaæ by³o, ¿e nie zd¹¿y.Geralt skrêci³ i rzuci³ siê w œlad za dopplerempomiêdzy deski parkanu.Poczu³ nag³e szarpniêcie, us³ysza³ trzask rw¹cej siêskóry, a kurtka równie¿ pod drug¹ pach¹ zrobi³a siê nagle bardzo luŸna.WiedŸmin zatrzyma³ siê.Zakl¹³.Splun¹³.I jeszcze raz zakl¹³.Dainty wbieg³ do namiotu za dopplerem.Ze œrodka dobiega³y wrzaski, odg³osyrazów, kl¹twy i okropny rumor.WiedŸmin zakl¹³ po raz trzeci, wyj¹tkowo plugawiê, po czym zgrzytn¹³ zêbami,uniós³ praw¹ rêkê, z³o¿y³ palce w Znak Aard, kieruj¹c go prosto na namiot.Namiot wyd¹³ siê jak ¿agiel podczas huraganu, a z wewn¹trz rozleg³o siêpotêpieñcze wycie, ³oskot i ryki wo³Ã³w.Namiot oklap³.Doppler, pe³zaj¹c na brzuchu, wysmykn¹³ spod p³achty i rzuci³ w kierunkudrugiego, mniejszego namiotu, prawdopodobnie ch³odni.Geralt bez namys³uskierowa³ ku niemu d³oñ i dziabn¹³ go w plecy Znakiem.Doppler zwali³ siê naziemiê jak ra¿ony gromem, przekozio³kowa³, ale natychmiast zerwa³ siê i wpad³do namiotu.WiedŸmin depta³ mu po piêtach.W namiocie œmierdzia³o miêsem.I by³o ciemno.Tellico Lunngrevink Letorte sta³ tam, dysz¹c ciê¿ko, obur¹cz obejmuj¹c wisz¹c¹na ¿erdzi œwiñsk¹ pó³tuszê.Z namiotu nie by³o drugiego wyjœcia, a p³achta by³asolidnie i gêsto przyko³kowana do ziemi.- Czysta przyjemnoœæ znowu ciê spotkaæ, mimiku -powiedzia³ Geralt zimno.Doppler dysza³ ciê¿ko i chrapliwie.- Zostaw mnie w spokoju - stêkn¹³ wreszcie.- Dlaczego mnie przeœladujesz,wiedŸminie?- Tellico - powiedzia³ Geralt - Zadajesz g³upie pytania.Aby wejœæ w posiadaniekoni i postaci Biberveldta, rozbi³eœ mu g³owê i porzuci³eœ na pustkowiu.Nadalkorzystasz z jego osobowoœci i drwisz sobie z k³opotów, jakie mu tym sprawiasz.Diabli wiedz¹, co jeszcze planujesz, ale przeszkodzê ci w tych planach, tak czyinaczej.Nie chcê ciê ani zabijaæ, ani wydawaæ w³adzom, ale z miasta musisz siêwynieœæ.Dopilnujê, byœ siê wyniós³.- A je¿eli nie zechcê?- To wywiozê ciê na taczkach, w worku.Doppler rozd¹³ siê raptownie, potemnagle wyszczupla³ i zacz¹³ rosn¹æ, jego kêdzierzawe, kasztanowate w³osyzbiela³y i wyprostowa³y siê, siêgaj¹c ramion.Zielona kamizelka nizio³kaoleiœcie zab³ys³a, staj¹c siê czarn¹ skór¹, na ramionach i mankietach zaskrzy³ysiê srebrne æwieki.Puco³owata, rumiana twarz wyd³u¿y³a siê i poblad³a.Sponad prawego ramienia wysunê³a siê rêkojeœæ miecza.- Nie podchodŸ - rzek³ chrapliwie drugi wiedŸmin i uœmiechn¹³ siê.- Niezbli¿aj siê, Geralt.Nie pozwolê siê dotkn¹æ.Ale¿ ja mam paskudny uœmiech, pomyœla³ Geralt, siêgaj¹c po miecz.Ale¿ ja mampaskudn¹ gêbê.Ale¿ ja paskudnie mru¿ê oczy.Wiêc tak wygl¹dam? Zaraza.Rêka dopplera i rêka wiedŸmina jednoczeœnie dotknê³y rêkojeœci, oba mieczejednoczeœnie wyskoczy³y z pochew.Obaj wiedŸmini jednoczeœnie wykonali dwaszybkie, miêkkie kroki - jeden do przodu, drugi w bok.Obaj jednoczeœnieunieœli miecze i wywinêli nimi krótkiego, sycz¹cego m³yñca.Obaj jednoczeœnie znieruchomieli, zamarli w pozycji.- Nie mo¿esz mnie pokonaæ - warkn¹³ doppler.- Bo jestem tob¹, Geralt.- Mylisz siê, Tellico - powiedzia³ cicho wiedŸmin.- Rzuæ miecz i wracaj dopostaci Biberveldta.Inaczej po¿a³ujesz, uprzedzam.- Jestem tob¹ - powtórzy³ doppler.- Nie uzyskasz nade mn¹ przewagi.Nie mo¿eszmnie pokonaæ, bo jestem tob¹!- Nie masz nawet pojêcia, co to znaczy byæ mn¹, mimiku.Tellico opuœci³ rêkê zaciœniêt¹ na mieczu.- Jestem tob¹ - powtórzy³.- Nie - zaprzeczy³ wiedŸmin.- Nie jesteœ.A wiesz, dlaczego? Bo jesteœ ma³ym,biednym, dobrotliwym dopplerem.Dopplerem, który wszak¿e móg³ zabiæ Biberveldtai zakopaæ jego cia³o w zaroœlach, zdobywaj¹c przez to absolutne bezpieczeñstwoi absolutn¹ pewnoœæ, ¿e nie zostanie zdemaskowany, nigdy, przez nikogo,wliczaj¹c w to ma³¿onkê nizio³ka, s³ynn¹ Gardeniê Biberveldt.Ale nie zabi³eœgo, Tellico, bo nie by³o ciê na to staæ.Bo jesteœ ma³ym, biednym, dobrotliwymdopplerem, którego przyjaciele nazywaj¹ Dudu.I w kogokolwiek byœ siê niezmieni³, zawsze jesteœ taki sam.Umiesz skopiowaæ tylko to, co w nas dobre, botego, co w nas z³e, nie rozumiesz.Taki w³aœnie jesteœ, dopplerze.Tellico cofn¹³ siê, wpieraj¹c plecami w p³achtê namiotu.- Dlatego - ci¹gn¹³ Geralt - zamienisz siê teraz w Bberveldta i grzeczniepodasz mi ³apy do zwi¹zania.Nie jesteœ w stanie stawiæ mi oporu, bo ja jestemtym, czego skopiowaæ nie potrafisz.Wiesz o tym bardzo dobrze, Dudu.Boprzecie¿ na chwilê przej¹³eœ moje myœli.Tellico wyprostowa³ siê raptownie, rysy jego twarzy, bêd¹cej twarz¹ wiedŸmina,rozmaza³y siê i rozla³y, bia³e w³osy zafalowa³y i zaczê³y ciemnieæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl