[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I odjedzie w kierunku zachodz¹cego s³oñca.Samo ¿ycie.Ale za takiezakoñczenie baœni bajarz nie dosta³by od s³uchaczy grosika, najwy¿ej kopniaka wrzyæ.Bo nudne.Calanthe przesta³a siê uœmiechaæ, w jej oczach mignê³o coœ, co ju¿ kiedyœwidzia³.- ¯e niby co? - zasycza³a.- Nie goñmy siê dooko³a krzaka, Calanthe.Wiesz, co mam na myœli.Jak tuprzyjecha³em, tak odjadê.Mam wybieraæ dziecko? A po co mi ono? Myœlisz, ¿e a¿tak mi na nim zale¿y? ¯e jecha³em tu, do Cintry, gnany obsesj¹ odebrania ciwnuka? Nie, Calanthe.Chcia³em, byæ mo¿e, spojrzeæ na to dziecko, spojrzeæ woczy przeznaczeniu.Bo sam nie wiem.Ale nie bój siê.Nie zabiorê go,wystarczy, ¿e poprosisz.Calanthe zerwa³a siê z ³aweczki, w jej oczach rozgorza³ zielony ogieñ.- Prosiæ? - syknê³a wœciekle.- Ciebie? Baæ? Ja mia³abym siê ciebie baæ,przeklêty czarowniku? Oœmielasz siê ciskaæ mi w twarz twoj¹ pogardliw¹ litoœæ?L¿yæ mnie twoim wspó³czuciem? Zarzucaæ mi tchórzostwo, kwestionowaæ moj¹ wolê?Rozzuchwali³am ciê poufa³oœci¹! Strze¿ siê!WiedŸmin zdecydowa³ siê nie wzruszaæ ramionami, dochodz¹c do wniosku, ¿ebezpieczniej przyklêkn¹æ i schyliæ g³owê.Nie myli³ siê.- No - sycza³a Calanthe, stoj¹c nad nim.Rêce mia³a opuszczone, d³oniezaciœniête w piêœci, naje¿one pierœcieniami.- No, nareszcie.To jestprawid³owa pozycja.Z takiej pozycji odpowiada siê królowej, jeœli królowa zadaci pytanie.A jeœli nie bêdzie to pytanie, lecz rozkaz, to jeszcze ni¿ejpochylisz g³owê i pójdziesz go wykonaæ, bez chwili zw³oki.Zrozumia³eœ?- Tak, królowo.- Doskonale.Wstañ.Wsta³.Spojrza³a na niego, zagryz³a wargi.- Bardzo ciê urazi³ mój wybuch? Mówiê o formie, nie o treœci.- Nie bardzo.- Dobrze.Postaram siê ju¿ nie wybuchaæ.A zatem, jak mówi³am, tam w fosie,bawi siê dziesiêcioro dzieciaków.Wybierzesz jednego, który wyda ci siênajodpowiedniejszy, zabierzesz go, i, na bogów, zrobisz z niego wiedŸmina, botak chce przeznaczenie.A jeœli nie przeznaczenie, to wiedz, ¿e ja tak chcê.Spojrza³ jej w oczy, sk³oni³ siê nisko.- Królowo - powiedzia³.- Szeœæ lat temu udowodni³em ci, ¿e s¹ rzeczysilniejsze od królewskiej woli.Na bogów, jeœli takowi istniej¹, udowodniê cito jeszcze raz.Nie zmusisz mnie do dokonania wyboru, którego dokonaæ nie chcê.Przepraszam za formê, nie za treœæ.- Ja mam g³êbokie lochy pod zamkiem.Ostrzegam, jeszcze chwila, jeszcze s³owo,a zgnijesz w nich.- ¯adne z dzieci bawi¹cych siê w fosie nie nadaje siê na wiedŸmina - powiedzia³powoli.- I nie ma wœród nich syna Pavetty.Calanthe zmru¿y³a oczy.Nie drgn¹³ nawet.- ChodŸ - powiedzia³a wreszcie, odwracaj¹c siê na piêcie.Ruszy³ za ni¹ miêdzy rzêdy ukwieconych krzewów, pomiêdzy klomby i ¿ywop³oty.Królowa wesz³a do a¿urowej altany.Sta³y tam cztery du¿e, wiklinowe krzes³aotaczaj¹ce stó³ z malachitu.Na ¿y³kowanym blacie, podtrzymywanym przez czterygryfy, sta³ dzban i dwa srebrne puchary.- Siadaj.I nalej.Przepi³a do niego, ostro, solidnie, po mêsku.Odpowiedzia³ tym samym, niesiadaj¹c.- Siadaj - powtórzy³a.- Chcê porozmawiaæ.- S³ucham.- Sk¹d wiedzia³eœ, ¿e syna Pavetty nie ma wœród dzieciaków w fosie?- Nie wiedzia³em - Geralt zdecydowa³ siê na szczeroœæ.- Strzeli³em na chybi³trafi³.- Aha.Mog³am siê domyœliæ.A to, ¿e ¿adne z nich nie nadaje siê na wiedŸmina?To prawda? I jak mog³eœ to stwierdziæ? Za pomoc¹ magii?- Calanthe - rzek³ cicho.- Nie musia³em tego ani stwierdzaæ, ani sprawdzaæ.Wtym, co powiedzia³aœ poprzednio, by³a sama prawda.Ka¿de dziecko siê nadaje.Decyduje selekcja.PóŸniej.- Na bogów morza, jak mawia mój wiecznie nieobecny m¹¿! - zaœmia³a siê.- Wiêcto wszystko nieprawda? To ca³e Prawo Niespodzianki? Te legendy o dzieciach,których ktoœ siê nie spodziewa³, o tych,- które pierwsze wysz³y na spotkanie?Tak podejrzewa³am! To gra! Gra z przypadkiem, zabawa z losem! Ale to diabelnieniebezpieczna gra, Geralt.- Wiem.- Gra z czyj¹œ krzywd¹.Dlaczego, odpowiedz mi, zmusza siê rodziców lubopiekunów do tak trudnych i ciê¿kich przysi¹g? Dlaczego odbiera siê dzieci?Przecie¿ dooko³a pe³no jest takich, których odbieraæ nie trzeba.Na drogachpa³êtaj¹ siê ca³e watahy bezdomnych i sierot.W ka¿dej wsi mo¿na tanio kupiædzieciaka, na przednówku ka¿dy kmieæ chêtnie sprzeda, bo co mu tam, zaraz zrobidrugie.Dlaczego wiêc? Dlaczego wymusi³eœ przysiêgê na Duny'ym, na Pavetcie i na mnie?Dlaczego zjawiasz siê tu równo w szeœæ lat po urodzeniu dziecka? I dlaczego, docholery, nie chcesz go, dlaczego mówisz, ¿e nic ci po nim? Milcza³.Calanthepokiwa³a g³ow¹.- Nie odpowiadasz - stwierdzi³a, odchylaj¹c siê na oparcie krzes³a.-Zastanówmy siê nad przyczyn¹ twojego milczenia.Logika jest matk¹ wszelkiejwiedzy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl