[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemuœmiechnê³a siê.- Dawno znasz porucznika? - zapyta³.- Parê dni - odpowiedzia³a.- Krótka znajomoœæ.A¿ kim sypia³aœ przedtem?-Jestem porz¹dn¹ dziewczyn¹! - zawo³a³a Klara.-No.no.Powiedz, jak by³o? Klara dobrze jednak gra³a swoj¹ rolê.- Us³ysza³am strza³ - powiedzia³a - i wszyscy pobie­gli do operacyjnej, a japomyœla³am sobie, ¿e trzeba za­raz zawiadomiæ Hansa, bo on powiedzia³, ¿e gdybycoœ siê sta³o, to nale¿y mu powiedzieæ.- Nie ba³aœ siê godziny policyjnej?- Mam przepustkê, panie oficerze.Jak wszyscy pra­cownicy szpitala, wiêcpobieg³am.- To ju¿ s³ysza³em.Kto zabi³ Welmarza?- Nie wiem, panie majorze.- Nie wiesz! A jak myœlisz? Klara wzruszy³a ramionami.- Ja nie myœlê.panie majorze.- Ma³o wiesz - rzek³ Rhode.- A by³oby dla ciebie znacznie lepiej, gdybyœwiedzia³a wiêcej.Zawo³am ciê leszcze, a teraz poproœ lekarza.Rhode zapali³ papierosa, zawaha³ siê, poczêstowa³ Klossa.-Mo¿e ta dziewczyna mog³aby zast¹piæ Welmarza? -powiedzia³.I potem doda³zaraz: - Ale chyba nie zast¹pi.Nie pyta pan, dlaczego nie chcê jejwykorzystaæ? Nie pyta pan?Kloss milcza³.Na progu stan¹³ doktor Kowalski.Rhode patrzy³ teraz na Kowalskiego.- Móg³bym oczywiœcie prowadziæ œledztwo - po­wiedzia³ - i mo¿e nawet zgromadziædowody rzeczo­we.Ale ja nie mam na to czasu, Kloss.I mnie to nie bawi.-Wyj¹³ zegarek.-Jeœli w ci¹gu piêciu minut nie zg³osi siê morderca Welmarza,ka¿ê rozstrzelaæ ca³y personel szpitala.Czy pan zrozumia³, doktorze? Mójzastêpca, oberleutnant Kloss, jest zbyt elegancki, a ja postêpujê tak, jaknale¿y postêpowaæ na wojnie.Wiêc piêæ minut, dobrze? Aha, i szpital jestotoczony, pro­szê nie próbowaæ ucieczki.- Potem zwróci³ siê do Klossa: - ¯alpanu tej Klary? A mo¿e chce pan pro­siæ, ¿ebym j¹ oszczêdzi³?Kloss milcza³.Znowu poczu³ pod palcami ch³odny metal.Wiêc jednak siê nieuda³o, nale¿a³o w³aœciwie prze­widywaæ, ¿e Rhode post¹pi tak, a nie inaczej.Nie rzuca s³Ã³w na wiatr.Major tymczasem z zainteresowaniem przygl¹da³ siê Klossowi.- Nie s¹dzê, ¿eby to by³a wielka mi³oœæ - powiedzia³.-Taka sobie drobnami³ostka, poruczniku, prawda?Nagle otworzy³y siê gwa³townie drzwi.Na progu sta­nê³a Krystyna.Widoczniepods³uchiwa³a; wzrok mia³a nieprzytomny, w rêku trzyma³a broñ.Patrzy³a tylkona Rhodego.- Rêce na kark! - krzyknê³a.- Wszyscy! Nie ruszaæ siê!Rhode spojrza³ na pistolet le¿¹cy ci¹gle na stole, po­tem podniós³ rêce.Klossuczyni³ to samo.Krystyna cofnê³a siê tymczasem w kierunku okna.- To ja zabi³am waszego agenta.- krzyknê³a.-Ja.sama.Zrobiliœcie zniego szmatê.Kocha³am go.Nie spuszczaj¹c z nich wzroku, otwiera³a okno.Czy naprawdê mia³a nadziejêuciec, czy mia³a jak¹kolwiek szansê ucieczki? SS-man stoj¹cy na dziedziñcu podœcian¹ odda³ seriê z peemu, niemal nie celuj¹c.Rhode chwyci³ pistolet istrzeli³ ju¿ do le¿¹cej.Gdyby tego nie zrobi³a - myœla³ Kloss - zginêliby wszyscy.Wiedzia³, ¿e bêdziedo koñca ¿ycia pamiêta³ pie­lêgniarkê Krystynê, nie znan¹ mu nawet z nazwiska,która by³a przecie¿ zupe³nie nijaka i zwyczajna jak tysi¹ce szpi­talnychsióstr.Noc mija³a.Niemcy opuœcili szpital, Rhode wróci³ do swego gabinetu, otworzy³butelkê koniaku i zameldowa³ Berlinowi, ¿e dot¹d nie znaleziono Krucka.Klossroz­pocz¹³ ¿mudne poszukiwanie kontaktu, bo mia³ znowu ma³o czasu.Nale¿a³oprzecie¿ odstawiæ Ewê i Krucka do lasu, przekazaæ meldunek centrali iprzyst¹piæ do wykonania nastêpnego zadania.A 29 wrzeœnia 1942 roku, gdy pod Borzentowem roz­poczê³y siê próby „X8", napoligon spad³y ciê¿kie bom­by lotnicze.ŒCIŒLE TAJNE1In¿ynier Erwin Reil pochodzi³ z Hamburga.Wró¿o­no mu œwietn¹ przysz³oœænaukow¹, profesor Lubbich proponowa³ m³odemu absolwentowi politechnikistano­wisko asystenta w swym laboratorium, ale Reil wola³ pro­dukcjê.Lubi³wielkie zak³ady, rozmach, sprawnoœæ, organizacjê; powtarza³ s³Ã³wko„nowoczesnoœæ" i w jego ustach brzmia³o ono jak zawo³anie bojowe.Wtrzydzie­stym ósmym roku zacz¹³ interesowaæ siê problemami silnikówodrzutowych; natrafi³ na opory, by³ w koñcu m³odym, ma³o znanym in¿ynierem.Umia³ jednak do­trzeæ do kogo trzeba, a ¿e dana mu by³a cnota cierpliwo­œci -czeka³ na swój dzieñ, wierzy³, ¿e musi nadejœæ i gdy mu wreszcie zaproponowanokierownictwo nowych za­k³adów specjalnych w GG, zrozumia³, ¿e trafi³ na swoj¹wielk¹ szansê.Umia³ pracowaæ; ca³ymi dniami i nocami nie opusz­cza³ fabryki mieszcz¹cej siêna przedmieœciu sporego, pol­skiego miasta.Nie dostrzega³ tego miasta imieszkaj¹­cych tu ludzi; chcia³ tylko zd¹¿yæ dotrzymaæ terminu.Nie myœla³w³aœciwie ani o wojnie, ani o wielkoœci Trze­ciej Rzeszy.Myœla³ o silnikach io sobie.Pojawi³y siê jednak trudnoœci, pierwsze doœwiadcze­nia wypad³y Ÿle i wtedy Reilprzypomnia³ sobie doktora Pu³kowskiego.S³ysza³ o nim jeszcze przed wojn¹.Wy­mieni³ to nazwisko w rozmowie z wysokim funkcjona­riuszem gestapo zaraz poobjêciu dyrekcji zak³adów.Tam­ten zapisa³ sobie coœ w notesie i po trzechmiesi¹cach zatelefonowa³.Mieli Pu³kowskiego u siebie ju¿ od paru tygodni.In¿ynier Erwin Reil powiedzia³ natychmiast, co o tym myœli.- Nale¿a³o przys³aæ go do mojej dyspozycji - wrzesz­cza³ do s³uchawki.- Musieliœmy go przygotowaæ - us³ysza³ i by³o to po­wiedziane takim tonem, ¿eReil zrezygnowa³ z dyskusji.Funkcjonariusz gestapo poinformowa³ go po prostu,kie­dy dostarcz¹ Pu³kowskiego.Powiedzia³ „dostarcz¹", jak mówi siê o partiitowaru albo przesy³ce pocztowej.Reil spojrza³ na zegarek.Powinni nied³ugo ju¿ byæ.Od³o¿y³ rysunki technicznei z przyjemnoœci¹ zanurzy³ siê w miêkkim fotelu.Gabinet urz¹dzony by³wygodnie, w stylu nieco surowym, ale bez przesady.Prosta lampa na biurku,proste krzes³a i ten fotel, którego porêcz Reil g³adzi³ w³aœnie delikatnie.Lubi³ meble, które sam pro­jektowa³ w wolnych od pracy chwilach - funkcjonalnei ³adne.Fräulein Krepke, starszawa Niemka z Besarabii, we­sz³a do gabinetu i,poruszaj¹c siê niemal na palcach, po­stawi³a na biurku fili¿ankê kawy.Reil niepowiedzia³ „dziêkujê", nie spojrza³ nawet na swoj¹ sekretarkê.Nie cierpia³jej.Porusza³a siê wolno, by³a têpa i niesamodziel­na.By³a tak¿e brzydka.Reilprzymkn¹³ oczy i pomyœla³ o Dance.Œwietna dziewczyna! Gdy wyje¿d¿a³ zHam­burga, powiedziano mu, ¿e Polki patrz¹ niechêtnie na­wet na Niemców pocywilnemu, a te, które mo¿na mieæ.Dankê pozna³ przed paroma dniami: wyje¿d¿a³ z za­k³adów po jeszcze jednymnieudanym doœwiadczeniu i zo­baczy³ j¹ przed bram¹ fabryki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl