[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlategote¿ dni mistrza Folkena by³y policzone.– Jak to zdech³o? – zapyta³ kolejny czeladnik.– Zapi³ siê znowu czy co?– Ciii.– Rudow³osy sykn¹³ i rozejrza³ siê woko³o, ale po maœlanym spojrzeniupozna³em, ¿e niewiele ju¿ widzi.Na mnie nie zwróci³ uwagi.– Nie wiadomo, cotam.– A kim¿-¿e oni byl-li?– He-re-ty-cy.– Rudow³osy stara³ siê mówiæ cicho, ale nie uda³o mu siê to.Ha, pomyœla³em, heretycy.Ciekawe, czy to prawda.Gdy¿ do heretyków,czarowników i w ogóle wszelkiego rodzaju odstêpców od wiary stosuje siêszczególn¹ miarê.Z³odziej lub morderca mo¿e umrzeæ w czasie przes³uchania.Alenigdy nie powinno siê to wydarzyæ w wypadku heretyka lub bluŸniercy.TymczasemFolken mia³ pecha i to w³aœnie dwóch zatwardzia³ych heretyków umar³o w jegopracowni.Jegomoœæ kanonik, o którym mówi³ katowski czeladnik, by³ jednym zzaufanych biskupa Hez-hezronu, cz³owiekiem od brudnej roboty.Tak jak i ja.Tyle, ¿e kanonik nie mia³ pojêcia o œciganiu odstêpców, a za to bardzo, ale tobardzo chcia³ siê wykazaæ.Kompetencje duchownych i nas – inkwizytorów – nigdy nie zosta³y precyzyjnierozgraniczone.Wszystko w zasadzie zale¿a³o od humorów Jego Ekscelencji, a onumiejêtnie lawirowa³, sprzyjaj¹c raz tym, a raz tamtym i spokojnie wys³uchuj¹cwzajemnych ¿alów oraz skarg.Na domiar z³ego, w niektórych przypadkachdochodzi³y specjalne pe³nomocnictwa, wydawane przez Ojca Œwiêtego, któredodatkowo zaciemnia³y i tak ju¿ niejasny obraz.Od sprawy, któr¹ tak niemi³osiernie zawali³ mistrz Folken, inkwizytorzy zostaliodsuniêci.Okaza³o siê, ¿e nies³usznie.Byæ mo¿e pewn¹ rolê w tym wszystkimodegra³o przyjêcie, na którym Folken chla³ a¿ do rana, a po krótkim, pijackimœnie musia³ zabraæ siê do pracy.Nie zdziwi³bym siê te¿, gdyby do wina dosypanomu pewnych zió³.W ka¿dym razie s³ysza³em, ¿e na przes³uchanie przyby³ ledwoprzytomny, a d³onie dr¿a³y mu tak, ¿e musia³ jedn¹ z nich przytrzymywaæ drug¹.A w takim stanie kiepsko siê korzysta z bardzo precyzyjnych narzêdzi i trudnote¿ zagraæ stosown¹ melodiê na tak delikatnym instrumencie, jakim jest ludzkiecia³o.Taaak, biskup Hez-hezronu zapewne powa¿nie siê zastanowi, zanim powierzynastêpn¹ sprawê kanonikowi, i odsunie tych, którzy herezj¹ oraz bluŸnierstwamipowinni siê zajmowaæ z uwagi na pieczo³owite wyszkolenie, jakie przeszli wnaszej przes³awnej Akademii.Uœmiechn¹³em siê lekko do w³asnych myœli, bowyobrazi³em sobie kanonika kajaj¹cego siê przed gniewnym obliczem biskupa.Abiskup potrafi³ byæ naprawdê bardzo nieprzyjemny, zw³aszcza kiedy chwyta³y goataki podagry.Kim byli dwaj ludzie, którzy tak niefortunnie ulegli s³aboœciom mistrzaFolkena? Niespecjalnie siê tym interesowa³em.Mia³em wystarczaj¹co du¿ow³asnych problemów, a od pewnego czasu biskup ostentacyjnie okazywa³ minie³askê, co mia³o fatalny wp³yw na stan moich finansów.Oczywiœcie, zawszemog³em dorobiæ, przyjmuj¹c pewne zlecenia, ale pech chcia³, ¿e kilka propozycjidotyczy³o pracy poza miastem.Tymczasem Jego Ekscelencja kaza³ mi codzienniemeldowaæ siê w kancelarii i codziennie odchodzi³em z niej z kwitkiem.Biskupwiedzia³, jak utrafiæ mnie w s³abiznê, i bezlitoœnie to wykorzystywa³.A ja,rzecz jasna, nie mog³em nic z tym fantem pocz¹æ.Koncesja zobowi¹zywa³a mnie dobezwzglêdnego pos³uszeñstwa i nawet nie chcia³em myœleæ, co sta³oby siê, gdybymnie stawi³ siê któregoœ ranka w biskupim pa³acu.Mog³em siê tylko zastanawiaæ,czy biskupia nie³aska mia³a coœ wspólnego z raportami ze Stolicy Apostolskiej,które zapewne trafi³y do kancelarii, a które, jak siê domyœla³em, opisywa³ymoj¹ dzia³alnoœæ w niezbyt przychylnym tonie.Wychyli³em nastêpn¹ szklaneczkê cienkiego wina i znowu zerkn¹³em w stronêczeladników.Rudow³osy kuca³ pod sto³em i wydawa³ odg³osy, œwiadcz¹ce o tym, ¿es³aby ¿o³¹dek nie tolerowa³ nadmiernych dawek trunku, a jego dwaj kompanisiedzieli, wpatruj¹c siê bezmyœlnie w pozalewany winem i sosami blat sto³u.Uzna³em, ¿e nic wiêcej ju¿ nie us³yszê, wiêc wsta³em i wyszed³em, gdy¿ smródspalenizny stawa³ siê nie do wytrzymania, zw³aszcza dla osoby o tak czu³ympowonieniu jak moje.* * *Kiedy wychodzi³em z pokoju, zaczepi³ mnie Korfis, w³aœciciel gospody i weteranspod Schengen.– Dzieñ dobry, Mordimerze – powiedzia³ z uœmiechem na szerokiej twarzy.– Dla kogo dobry, dla tego dobry – odpar³em.Pokiwa³ g³ow¹ ze zrozumieniem.– A dok¹d to z samego rana?– Korfis, zastanów siê, dok¹d ja mogê iœæ z samego rana? Na pokazy cyrkowców?Do burdelu? A mo¿e poprzygl¹daæ siê statkom w porcie? Jak myœlisz?Niestety, moja jak¿e celna i b³yskotliwa ironia nie dotar³a do niego.Korfisby³ cz³ekiem dzielnym, zacnym, lecz serdecznie g³upim.Oczywiœcie, posiada³pewien w³aœciwy jego pochodzeniu i zawodowi spryt, który pozwala³ mu doœæswobodnie unosiæ siê na mêtnych wodach Hez-hezronu.Prowadzi³ nieŸleprosperuj¹c¹ gospodê i z tego, co wiedzia³em, zamierza³ wykupiæ drug¹, gdzieœna samych rogatkach miasta.Tak, tak, pomyœla³em sobie, prêdzej Korfisprzeniesie siê do domu z ogrodem w dzielnicy bogaczy ni¿ uczyni to wasz uni¿onys³uga.– Idê do Jego Ekscelencji – powiedzia³em ze znu¿eniem.– Tak jak wczoraj,przedwczoraj i tydzieñ temu.I mam nadziejê, ¿e wrócê na obiad.Biskup zwykle mia³ na tyle przyzwoitoœci, ¿e zaraz po po³udniu posy³a³ jednegoz kancelistów, aby doniós³ mi, ¿e w dniu dzisiejszym moje us³ugi nie bêd¹potrzebne.No, ale „zwykle” nie znaczy „zawsze”.Nie raz i nie dwa czeka³em a¿do zachodu s³oñca, nara¿ony na szydercze lub wspó³czuj¹ce spojrzeniaurzêdników.Wreszcie biskup wychodzi³ i spogl¹da³ na mnie z dobrze udawanymzdumieniem.– O, Mordimer – mówi³.– Czy¿byœ na coœ jeszcze czeka³?A jeœli mia³ akurat atak podagry, to patrzy³ tylko na mnie bez s³owa, jak napsie ³ajno, i wzrusza³ ze zniecierpliwieniem ramionami.W ka¿dym razie, jedno idrugie oznacza³o, ¿e wreszcie mogê iœæ do domu.Jednak w koñcu mia³o siêokazaæ, ¿e antyszambrowanie w biskupiej kancelarii nie jest zupe³niebezowocne.Poranek by³ piêkny, s³oneczny i bezwietrzny, a smród sto³ecznych rynsztokówsilniejszy ni¿ zwykle.Aby dotrzeæ do pa³acu biskupa, musia³em przejœæ obokrybnego targu i odór rani³ tam powonienie waszego uni¿onego s³ugi, który wszakprzyzwyczai³ siê, ¿e na œwiecie istniej¹ inne zapachy ni¿ aromat ró¿ orazpierwiosnków.Na ulicach by³o jak zawsze gwarno i t³oczno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Miecz mroków 03 Triumf Miecza Mroków Weis Margaret, Hickman Tracy
- Andrzej Sapkowski Miecz przeznaczenia (4)
- Andrzej Sapkowski Miecz przeznaczenia (5)
- Andrzej Sapkowski Miecz przeznaczenia (7)
- Andrzej Sapkowski Miecz Przeznaczenia (3)
- Grisham John Testament
- Marja Slezanska Kucharz polski (2)
- Connelly, Michael 9 Dragons(1)
- Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 38 Urwany ÂŚlad
- Cecelia Ahern PS Kocham Cie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grajcownia.opx.pl