[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Richard pokręcił głową.- Nie chcę ich obarczać swoimi kłopotami.W końcu jestem dorosły i powinienemporadzić sobie sam.- Zgłupiałeś? Nie ma nic złego w tym, żeby raz na jakiś czas wrócić na łono rodziny.Prawdziwy balsam dla znękanej duszy.Zrobił niepewną minę.- To chyba nie najlepszy pomysł.- Za kilka tygodni Ciara wraca do Australii.Wyraźnie się odprężył.- No to jak?Odpowiedział uśmiechem, ale zaraz posmutniał.- Nie umiałbym poprosić rodziców, Holly.Nie wiedziałbym, co powiedzieć.- Pójdę z tobą i zrobię to za ciebie.Mówię ci, będą zachwyceni.Jesteś ich synem, kochającię.Tak jak my wszyscy - dodała.- No dobrze - zgodził się w końcu.Wzięta go pod rękę, kiedy szli do samochodów.- A, jeszcze jedno.Dziękuję za ogród.Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.- To ty wiesz? - spytał, zdziwiony.Pokiwała głową.- Masz wielki talent.Brat uśmiechnął się niepewnie.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYDwa dni później Holly stała w toalecie apartamentowca, w którym miała odbyć rozmowękwalifikacyjną, i przeglądała się w lustrze.Ostatnio tak bardzo schudła, że wszystkie kostiumy naniej wisiały.Musiała kupić sobie nowy.Wybrała czarny z różowymi prążkami i do tegojasnoróżową bluzkę.Poczuła się jak przedsiębiorcza kobieta interesu, która bierze życie w swojeręce.Na pewno przekona do siebie przyszłego chlebodawcę.Usiadła w poczekalni i rozejrzała się po biurze.Było ciepłe i przytulne, przez wielkiestaroświeckie okna sączyło się światło.Mogłaby siedzieć tam całymi dniami.Nawet nie drgnęła,kiedy wywołano jej nazwisko.- Mierz wysoko - szepnęła do siebie.Zapukała do drzwi, tubalny głos zaprosił ją do środka.- Dzień dobry - przywitała się z większą pewnością siebie, niż było w rzeczywistości.Przeszła przez pokój i wyciągnęła rękę do mężczyzny, który wstał z fotela.Przywitał ją uśmiechemi serdecznym uściskiem ręki.Dobiegał sześćdziesiątki, miał szpakowate włosy i doskonałąprezencję.- Holly Kennedy, tak? - upewnił się, siadając i przeglądając jej życiorys.Usiadłanaprzeciwko.- Zgadza się - powiedziała i położyła spocone ręce na kolanach.Zsunął okulary na czubek nosa, w milczeniu przejrzał życiorys.Tymczasem ona oglądałajego biurko.Jej wzrok padł na fotografię w srebrnej ramce przedstawiającą trzy pięknedziewczyny, mniej więcej w jej wieku, pozujące z uśmiechem do kamery.Po chwili zorientowałasię, że mężczyzna odłożył życiorys i teraz na nią patrzy.Uśmiechnęła się, przybrała poważnąminę.- Zanim zaczniemy rozmawiać o pani, wyjaśnię, czego ta praca wymaga.Nazywam sięChris Feeney, jestem założycielem i redaktorem naczelnym tego pisma.Jak pani wie,prowadzenie każdej organizacji medialnej zależy w sporej mierze od otrzymywanych reklam.Niestety, ostatni specjalista musiał nieoczekiwanie nas opuścić, dlatego szukam kogoś, ktopodjąłby pracę od zaraz.Pokiwała głową.- Jestem gotowa zacząć od dziś.- Widzę, że pani nie pracuje ponad rok, zgadza się?Spojrzał na nią znad okularów.- Owszem.Niestety w tym czasie chorował mój mąż.Zwolniłam się z pracy, żeby się nimopiekować.- Rozumiem.Mam nadzieję, że już wyzdrowiał.Holly nie była pewna, czy ewentualny pracodawca rzeczywiście chce wysłuchiwaćopowieści z jej prywatnego życia.Ale wyraźnie czekał na odpowiedź.- Niestety, nie.Umarł w lutym.Miał nowotwór mózgu.- Bardzo mi przykro - powiedział Chris.- Domyślam się, że trudno się z tym pogodzić.w tak młodym wieku.- Wbił oczy w biurko.- Sam w zeszłym roku straciłem żonę.Miała rakapiersi.- Niezmiernie mi przykro.- Podobno z czasem człowiek wraca do równowagi.- Też to słyszałam - potwierdziła.- I podobno pomagają w tym litry herbaty.Zaniósł się tubalnym śmiechem.- Córki powtarzają mi także, że równie ważne jest świeże powietrze.Holly roześmiała się.- O tak, magia świeżego powietrza.Cudownie działa na serce.To pańskie córki?Spojrzała na zdjęcie.- Tak - przytaknął.- Trzy uzdrowicielki, które utrzymują mnie przy życiu - rzekł ześmiechem.- Niestety, ogród nie wygląda już tak jak na tym zdjęciu - stwierdził ze smutkiem.- To pański ogród? - spytała Holly.- Dbała o niego Maureen.Ja nie mogę się oderwać od biurka na tak długo, żeby zrobić wnim porządek.- Doskonale pana rozumiem - podchwyciła - bo też nie mam smykałki do ogrodnictwa.Uśmiechnęli się do siebie.- Wracając do naszej rozmowy - powiedział pan Feeney.- Czy ma pani doświadczenie wpracy z mediami?- Trochę mam.- Przestawiła się na poważniejszy ton.- Kiedy pracowałam w agencjinieruchomości, zajmowałam się reklamą.Szukałam odpowiednich miejsc do umieszczanianaszych reklam.- Ale nigdy nie pracowała pani w redakcji?Holly sięgnęła pamięcią wstecz.- Kiedyś redagowałam cotygodniowy biuletyn przedsiębiorstwa, w którym pracowałam.Wymieniła wszystkie swoje kolejne posady.W końcu znudził ją własny głos.Wiedziała,że nie bardzo nadaje się do tej pracy, a jednocześnie czuła, że mogłaby jej podołać, gdyby panFeeney dał jej szansę.Zdjął okulary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl