[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Poza tym, nie przeprowadzam się do Petera.- Racja.Zdecydowanie nie przeprowadzasz się do Pete-169ra - wymawia jego imię z nienawiścią.- Ten chłopak utrzymuje się ze zbierania truskawek.- Uwielbiam truskawki.- Al spieszy z pomocą.- Gdyby nie Pete, nie miałbym co jeść.- Peter jest konsultantem komputerowym.- Bea wyrzuca w górę ręce, poirytowana.Doris wybiera ten moment na wtrącenie się w rozmowę.- Słuchaj, wiesz, że jestem całkowicie za teorią deja vu z tą kobietą.- Joyce.Ma na imię Joyce.- Cokolwiek.Niemniej jednak, to nic więcej niż zbieg okoliczności.I nie ma w tym nic złego, ale.to idiotyczny zbieg okoliczności.- To coś więcej, Doris.Bardzo grubo się mylisz, i to z paskudnym akcentem.Mam jej imię i numer telefonu.-Justin klęka przed*Doris, chwyta jej twarz w dłonie i ściska tak, że jej usta wydymają się niczym u karpia.- A to, Doris Hitchcock, oznacza, że coś mam.- Przy okazji czyni z ciebie prześladowcę - rzuca pod nosem Bea.„Opuszczacie miasto Dublin.Do zobaczenia ponownie".Mięsiste uszy taty kładą się płasko przy głowie, a krzaczaste brwi podjeżdżają do góry.- Powiesz reszcie rodziny, że o.nich pytałem, prawda, Fran? - pyta nerwowo.- Oczywiście, że powiem, Henry.Baw.się dobrze.- Fran uśmiecha się do rrinie oczami w lusterku Wstecznym.- Zobaczę się z nimi po powrocie - dodaje tata, przyglądając się uważnie samolotowi, który właśnie wzbija się w powietrze.- Schował się za chmurami.- Spogląda na mnie niepewnie.- To najlepsza część podróży - mówię z uśmiechem.Tata rozluźnia się nieco.Fran zatrzymuje się przed wejściem na miejscu pełnym 170ludzi, którzy wiedzą, że nie mogą się tu zatrzymać samochodem na dłużej niż minutę.Szybko wyciągają bagaże, ściskają bliskich na pożegnanie albo płacą taksówkarzom.Na miejsce odjeżdżających wozów wciskają się kolejne.Tata stoi nieruchomo niczym kamień wrzucony do strumienia, obserwuje wszystko, kiedy ja wyciągam torby z bagażnika.Wreszcie wraca do rzeczywistości i spogląda na Fran, nagle pełen ciepłych uczuć do kobiety, na którą bez przerwy narzeka.Potem zaskakuje nas obie, ściskając ją niezręcznie.Już w budynku terminalu, w zgiełku i zamęcie jednego z najbardziej ruchliwych lotnisk Europy, chwyta mnie kurczowo za ramię, drugą ręką ciągnąc za sobą małą walizkę, którą mu pożyczyłam.Niemal cały dzień i noc przekonywałam go, że nie ma ona nic wspólnego z torbami na kółkach, używanych na zakupy przez Fran i pozostałe starsze panie.Tata rozgląda się i dostrzega mężczyzn z podobnymi walizkami.Wygląda na uszczęśliwionego, chociaż nieco zdezorientowanego.Ruszamy w stronę komputerów, do elektronicznej odprawy.- Co ty robisz? Chcesz wyciągnąć pieniądze?- Nie, tato.To nie bankomat, tylko elektroniczna odprawa.- Nie będziemy rozmawiać z urzędnikiem?- Nie.Komputer wszystko za nas zrobi.- Nie ufałbym tej maszynie.- Spogląda przez ramię na mężczyznę stojącego tuż obok.- Przepraszam, czy ten pana dynks działa?- 'Scusi?Tata śmieje się w.głos.- Skuzi-łuzi - rzuca i spogląda na mnie rozradowany.-Skuzi.To dopiero zabawne.- Mi dispiace tanto, signore, La pręgo di ignorarlo, e un vecchio sciocco e non sa cosa dice* - przepraszam Włocha,* Bardzo pana przepraszam, proszę nie zwracać na niego uwagi.To stary głupiec i nie wie, co mówi (wł.).171który najwyraźniej jest bardziej niż zaskoczony głupawym komentarzem taty.Nie mam pojęcia, co powiedziałam, ale mężczyzna odwzajemnia mój uśmiech i wraca do poprzedniego zajęcia.- Mówisz po włosku? - Tata wygląda na zaskoczonego.Nie mam czasu odpowiedzieć.Tata ucisza mnie, ponieważ z głośnika płynie komunikat.- Cicho, Gracie, to może być po nas.Lepiej się pospieszmy.- Mamy dwie godziny do odlotu.- To dlaczego przyjechaliśmy tak wcześnie?- Musieliśmy.- Zaczynam być już zmęczona i udzielam mu coraz bardziej zdawkowych odpowiedzi.- Kto tak powiedział?- Ochrona.- Jaka ochrona?- Lotniska.Tędy.- Kiwam głową w kierunku detektorów metalu.- Gdzie teraz idziemy? - pyta, kiedy wyciągam karty pokładowe z maszyny.- Nadać bagaże.- Nie możemy ich wziąć ze sobą?- Nie.- Witam.- Kobieta ze stanowiska odpraw uśmiecha się do nas i bierze nasze dokumenty.- Witam - odpowiada tata, zmuszając się do ociekającego słodyczą uśmiechu.Wywracam oczami.Wieczny flirciarz z niego.- Ile sztuk bagażu państwo nadają?- Dwie.- Spakowali je państwo sami?- Tak.- Nie.- Tata szturcha mnie i marszczy brwi.- To ty spakowałaś moją walizkę, Gracie.Wzdycham.- Tak, ale jesteśmy razem, tato.Spakowaliśmy się razem.172- Ale ta pani nie o to pytała.- Spogląda na urzędniczkę.- Czy to w porządku?- Tak.Czy ktoś prosił państwa o przewiezienie czegoś samolotem?- N.- Tak - przerywa mi tata.- Gracie włożyła swoje buty do mojej walizki, bo nie chciały się u niej zmieścić.Wyjeżdżamy tylko na parę dni, ale i tak zabrała trzy pary.Trzy.- Czy mają państwo jakieś ostre lub niebezpieczne przedmioty w bagażu podręcznym? Nożyczki, pesety, zapalniczki i tym podobne?- Nie - odpowiadam.Tata krzywi się, ale milczy.- Tato - szturcham go.- Odpowiedz, że niczego nie masz.- Nie - mówi wreszcie.- Dobra robota - warczę.- Życzę miłej podróży.- Urzędniczka oddaje nam dokumenty.- Dziękuję.Ma pani bardzo ładny kolor szminki - dodaje tata, zanim jestem w stanie odciągnąć go od stanowiska odpraw.Oddycham głęboko, kiedy zbliżamy się do bramek z detektorami.Staram się pamiętać, że to pierwszy pobyt taty na lotnisku i nigdy przedtem nie słyszał tych wszystkich pytań.Kiedy ma się siedemdziesiąt pięć lat, mogą się one wydać nieco dziwne.- Cieszysz się na tę podróż? - pytam, usiłując rozjaśnić nieco nastrój.- Wręcz niemożliwie, kochanie.Poddaję się.Wyjmuję przezroczystą kosmetyczkę z przyborami do makijażu i lekarstwami taty.Przesuwamy się wzdłuż pozakręcanych barierek prowadzących do kontroli bagażu.- Czuję się jak mała myszka - mówi tata.- Dostanę na końcu kawałek sera?173Śmieje się chrapliwie.Podchodzimy do bramek.- Rób to, co ci mówią - nakazuję, zdejmując kurtkę i pasek od spodni.- Nie będziesz sprawiał kłopotów, prawda?- Kłopotów? Dlaczego miałbym sprawiać kłopoty? Co ty robisz? Dlaczego się rozbierasz, Gracie?Jęczę cicho.- Proszę pana o zdjęcie butów, paska, kurtki i czapki -żąda urzędnik.- Co takiego? - Tata śmieje się mu w twarz.- Proszę zdjąć buty, pasek, kurtkę i czapkę.- Nic z tego.Chce pan, żebym chodził w samych skarpetkach?- Tato, zrób to - mówię.- Jeżeli zdejmę pasek, spadną mi spodnie - rzuca gniewnie.- Możesz je przytrzymać - mówię ostro.- Chryste Przenajświętszy - woła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl