[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Metrem dojechaliśmy do Placu Arpada, którego dominującym akcentem jest konny pomnik księcia Arpada, założyciela państwa węgierskiego.Plac z jednej strony ograniczony jest półkolistą kolumnadą z pomnikami królów węgierskich, a po bokach dużymi klasycystycznymi budynkami muzeów.Zwiedziliśmy jedno z nich, w którym, między innymi, była kolekcja, jeśli tak można powiedzieć, mumii faraonów egipskich, jakie pierwszy raz zobaczyłem.Za kolumnadą placu był duży park, a nieco dalej Wesołe Miasteczko, pełne różnorakich karuzel i grot skalnych z różnymi urządzeniami rozrywkowymi.Z Wesołego Miasteczka wracaliśmy metrem.Budapeszt miał wtedy dwie linie metra.Jedno krótkie, 3,5-kilometrowe, wybudowane zostało u schyłku XIX w., jako najstarsze w kontynentalnej Europie.Jego niewielkie stacje i ciasne wagony służyły już raczej głównie jako atrakcja turystyczna.Dla celów szybkiej komunikacji miasto miało nową 20-kilometrową linię, wybudowaną w latach 60-tych, a bardzo podobną do metra praskiego.Na własną rękę zwiedzaliśmy wyspę św.Małgorzaty na Dunaju, położoną w samym centrum miasta, słynną z licznych kąpielisk krytych i otwartych, zasilanych ze źródeł termalnych i mineralnych wód, jakich wiele w mieście.Zwiedziliśmy też olbrzymi koronkowy gmach Parlamentu Węgierskiego i jego okolice: duży plac z jakimś konnym pomnikiem, bulwary naddunajskie i kawiarenkę, w której raczyliśmy się kawą i pysznymi lodami.Od 17 lipca do 1 sierpnia 1976 r.odbyły się w Montrealu kolejne Igrzyska Olimpijskie.Startująca w nich polska reprezentacja sportowa odniosła znów, podobnie jak w poprzednich olimpiadach, spory sukces, zdobywając 24 medale, w tym 7 złotych.Między innymi Irena Szewińska w biegu na 400 m zdobyła już swój trzeci złoty medal na olimpiadach.Wielką niespodzianką było złoto młodego Jacka Wszoły w skoku wzwyż.Natomiast 28 lipca wydarzyło się w Chinach tragiczne trzęsienie ziemi, które spowodowało śmierć około 750 tys.ludzi.Był to kataklizm przyrody, jaki przyniósł największe ofiary w XX wieku, a być może także w całej historii ludzkości.Drugie trzęsienie, tym razem o skutkach politycznych, miało miejsce w Chinach 9 września, gdy zmarł przywódca państwa, faktyczny twórca Chińskiej Republiki Ludowej, Mao Zedong.Jego śmierć zakończyła tzw.„Rewolucję kulturalną”, jaka od kilku lat skutecznie wyniszczała polityczne i gospodarcze struktury tego największego państwa na świecie.Ostatecznie Chiny weszły wtedy na drogę budowy rynkowej gospodarki socjalistycznej.Pewnego sierpniowego wieczoru na melinie pod naszymi oknami było szczególnie hałaśliwie.Zaczęło się, jak zwykle, bardzo niewinnie, od gry na gitarze i przyśpiewek.W miarę upływu czasu i alkoholu, robiło się jednakże coraz głośniej i zmuszony byłem pozamykać okna, jak czyniłem to już wielekroć, by oszczędzić swoje, a zwłaszcza synów, uszy przed potokiem „gwarowych” słówek.Około godziny dziewiątej to już był tylko jeden wielki wrzask i kłótnie.W pewnym momencie usłyszałem jeszcze jakiś pojedynczy okrzyk, bodaj „ORMO!” i zapadła nagła cisza.Skoczyłem do okna i zobaczyłem między drzewami kilka cieni, próbujących przeskoczyć płot i żywopłoty oraz wbiegających gęsiego przez furtkę do ogródka kilkunastu cywili.Po chwili wyprowadzili oni wszystkich wyłapanych uczestników libacji na ulicę.Zdarzenie to utkwiło mi mocno w pamięci, bo od tego czasu podokienna melina przestała funkcjonować na okres około 5 lat.Po ośmiu latach gościliśmy w naszym mieszkaniu znajomego Kasi z pracy, któremu żyrowała pożyczkę w banku.Przyszedł on ze swym kolegą, drugim żyrantem.Rozmawialiśmy o różnych sprawach i opowiedziałem im o tej sąsiedzkiej melinie.Wtedy ten kolega kolegi żony zaczął się śmiać i wyjawił, że to on kierował grupą ormowską, która melinę zlikwidowała.Zapytałem, co wówczas zrobili, że przez tyle lat było spokojnie.Wyjaśnił szczerze, iż bynajmniej nie zaprowadzili delikwentów na komendę MO, dostaliby oni wówczas jakieś małe mandaty, a melina funkcjonowałaby dalej.Natomiast zawieźli wszystkich nyską do kamieniołomu w Zakrzówku i tam, po kolei, każdy z nich otrzymał porcję ojcowskich pasów na gołe siedzenie.Z równoczesnym ostrzeżeniem, że jeśli zagoszczą powtórnie na melinie, to rodzona matka ich nie pozna.To faktycznie poskutkowało znakomicie.W latach 70.wyjazdy na zorganizowane wczasy krajowe, a także zagraniczne, stały się bardzo powszechne i stanowiły właściwie normę życiową znacznej większości społeczeństwa polskiego.Głównie mieszczuchów, ale także, w co raz większym stopniu, również mieszkańców wsi.Wyjeżdżało się zwykle na wczasy zakładowe, to znaczy organizowane przez związki zawodowe poszczególnych zakładów pracy we własnych domach wypoczynkowych.Duże i bogate przedsiębiorstwa najczęściej same budowały dla siebie, niekiedy bardzo okazałe, domy wypoczynkowe w renomowanych miejscowościach wypoczynkowo-turystycznych.Przodowały w tym zakresie zakłady i związki zawodowe górnicze, hutnicze i budowlane.Na przykład akurat oddane zostały do użytku dwa duże reprezentacyjne obiekty sanatoryjno-wypoczynkowe „Budowlanych” w Krynicy i Szczawnicy.Mniejsze zakłady pracy zadawalały się wynajmowaniem na wypoczynek dla swych pracowników kilku mieszkań, czy pokoi, w istniejących, najczęściej prywatnych domach.Tak na przykład czyniło moje biuro projektowe, wynajmując 6 pokoi w dużym, prywatnym domu mieszkalnym w Zakopanem.Gospodarze, starsze małżeństwo, zatrzymali dla siebie tylko 2 pokoje.Reszta została odremontowana i umeblowana, za pieniądze naszego biura, na pokoje hotelowe, w jednym urządzono wspólną kuchnię z kuchenką na gaz z butli, a w suterenach małą świetlicę z telewizorem i stołem ping-pongowym.Biuro zakupiło też pełne wyposażenie dla tego własnego „ośrodka”, łącznie z odkurzaczem i naczyniami kuchennymi.Nadzór i opiekę nad nim, oraz rozdzielnictwo skierowań, należały oczywiście do zakładowego koła związkowego.I trzeba powiedzieć, że wykorzystywany był praktycznie przez cały rok.Ja sam jeździłem tam wielekroć z żoną, w latach późniejszych, gdy nasi synowie chadzali już własnymi ścieżkami.W każdym bądź razie w latach 70.miał miejsce bardzo szybki rozwój zakładowej bazy turystyczno-wypoczynkowej.Równie intensywnie budowało nowe hotele, na ogół o bardzo wysokim standardzie, Polskie Biuro Podróży „Orbis”, które przejmowało całą turystykę zagraniczną.Jeszcze bardzo dużą, ale szybko relatywnie malejącą, rolę w obsłudze krajowej turystyki i wypoczynku spełniał Fundusz Wczasów Pracowniczych.Dysponował wielką ilością domów wypoczynkowych, zwłaszcza w Karkonoszach i na Wybrzeżu środkowo-zachodnim i oferował bardzo tanio swe usługi, zwykle w nieco niższym standardzie niż ośrodki zakładowe.Istniały jeszcze inne, liczne instytucje i organizacje zajmujące się wypoczynkiem, a zwłaszcza turystyką, jak PTTK, „Turysta”, „Juventur”, „Almatur”, „Gromada”, ale miały one znacznie mniejszy zasięg i znaczenie.Generalnie biorąc, mimo bardzo szybkiej rozbudowy bazy wypoczynkowo-turystycznej w Polsce - w latach 70.popyt w tym zakresie, jeszcze szybciej wzrastający, przewyższał podaż.Wymyślono więc nową, szybko szeroko spopularyzowaną, formę spędzania urlopów, tak zwane „wczasy pod gruszą”, czyli zorganizowany pobyt urlopowy w prywatnych kwaterach na wsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl