[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gęste, błyszczące kruczoczarne włosy sięgały brody,okalając twarz przywodzącą na myśl lalkę.Miała duże niebieskie oczy, idealny nos ibardzo czerwone usta.Nie przyszło mi do głowy, że tak właśnie wygląda Maria.Wyobrażałam ją sobie jako typową pracownicę korporacji, noszącą na co dzieńeleganckie kostiumy.Mimo to gdy tylko ją ujrzałam, zrozumiałam, z kim mam doczynienia.Zdradziły ją czerwone usta, na widok których pojęłam sens nazwy firmy.Ichociaż wiedziałam, że to ona, nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby zawołać ją poimieniu, gdy zbliżała się do recepcji.Pomyślałam, że razem z Adamem tworzyliolśniewającą parę, za którą wszyscy zapewne się oglądali.Od razu poczułam do Marijeszcze większą niechęć.Do głosu doszła stara, poczciwa kobieca zazdrość.Byłamna siebie zła.Nigdy nie ulegałam takim emocjom.Z drugiej strony, do niedawnawiodłam szczęśliwe życie i czułam, że mam swoje miejsce na ziemi – zupełnie inaczejniż teraz.Ostatnio każda oznaka śmiałości podkopywała moją i tak nadwątlonąpewność siebie.Gdy recepcjonistka pokazała na mnie, Maria zmierzyła mnie wzrokiem.Wczasach, gdy jeszcze ze mną rozmawiali, Peter i Paul witali mnie o porankuokrzykiem: „luźny piątek”, ponieważ dżinsy stanowiły trzon mojej garderoby.Nie tylkoklasyczny denim.Mogłam pochwalić się dżinsową parą spodni w każdym kolorzetęczy.Zresztą pozostałe ubrania prezentowały się podobnie.Cała moja garderobaprzypominała wielki kalejdoskop, który miał za zadanie poprawiać mi humor, gdywszystko inne zawodziło.W wieku dwudziestu kilku lat zamieniłam szafę pełną czerni istonowanych beżów na eksplozję barw.Zawsze wkładałam co najmniej jednąkolorową rzecz, po tym, jak przeczytałam książkę zatytułowaną Jak wzbogacić duszędzięki ubraniom, które nosisz.Ze wspomnianej lektury dowiedziałam się, że kolorystrojów wpływają zarówno na nasze wnętrze, jak i wizerunek zewnętrzny, przy czym teciemne pozbawiają nas energi.Podobno nasze ciała potrzebują żywych barw taksamo jak słońca.Mimo to ubrana na czarno superstylowa Maria wyglądała tak, jakbywłaśnie wyskoczyła z czasopisma o modzie, podczas gdy ja przypominałamopakowanie landrynek.Na dodatek pasiasta wełniana czapka, częściowo ukrywającamoje długie pofalowane włosy w piaskowym kolorze, mogła sugerować, że ukradłamją z planu serialu o Muppetach.Chociaż co tydzień odwiedzałam salon fryzjerski, żeby zadbać o swoją„plażową” fryzurę, zależało mi na tym, żeby wyglądała niedbale.Wszystkiezabiegi roztrzepywania i tapirowania miały sprawić, aby każdy, kto na mniespojrzy, pomyślał, że nie zależy mi na wyglądzie włosów, co całkowicie mijałosię z prawdą.Moje kosmyki chichotały i flirtowały, falowały na wietrze, podczasgdy modny paź Mari śmiał się w twarz niebezpieczeństwu, domagał się rebeli.Gdy tylko Maria ujrzała w moich rękach liść lili , którego trudno było niezauważyć, jej twarz rozpromienił szeroki uśmiech.Przyjęłam to z ulgą.Chciałam sprawdzić reakcję Adama, ale bałam się odwrócić, ponieważmogłabym zdradzić jego pozycję.Maria przycisnęła dłonie do ust i zaczęłasię śmiać, próbując nie wzbudzać zbyt dużego zainteresowania.Przypuszczałam jednak, że po biurze szybko rozejdzie się wieść o tym, jak toMaria Harty otrzymała przesyłkę w postaci liścia lili.– O mój Boże! – Otarła oczy mokre od łez.Płakała nie tylko z radości, aletakże dlatego, że nagle przypomniała sobie o kimś z dawnych czasów.Wyciągnęła rękę po liść.– To pewnie najdziwniejsza przesyłka, jaką przyszłopani przekazać.– Uśmiechnęła się do mnie.– Wielkie nieba, nie mogęuwierzyć, że to zrobił.Sądziłam, że zapomniał.To było tak dawno temu.–Przycisnęła liść do piersi, a potem nagle zażenowana dodała: –Przepraszam, nie musi pani wysłuchiwać histori obcych ludzi.Na pewnoczekają na panią kolejne przesyłki.Gdzie mam pokwitować?– Mario, to ja, Christine.Rozmawiałyśmy przez telefon.– Christine… – Zmarszczyła czoło.– Ach, Christine.Tak się nazywasz?To ty odbierałaś telefon Adama?– To ja.– Och.– Maria przez kilka sekund mierzyła mnie wzrokiem od stóp dogłów.– Nie miałam pojęcia, że jesteś młoda.To znaczy chodzi o to, że przeztelefon brzmiałaś jak dużo starsza kobieta.– Och.– Jej reakcja sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na sercu, chociażwiedziałam, że nie powinnam przywiązywać wagi do jej słów.Zapanowało krępujące milczenie.– Naprawdę go dla mnie zdobył?– Naprawdę.Zanurkował w lodowatej wodzie.Całkiem przemókł.Zsiniałymu usta i tak dalej – odparłam, czując nadciągający katar.Maria pokręciła głową.– Oszalał.– Na twoim punkcie.– Właśnie to chce mi powiedzieć? Że nadal mnie kocha?Skinęłam głową.– Bez wątpienia.– Z jakiegoś powodu poczułam ucisk w gardle.Byćmoże nie był to odpowiedni moment.Chrząknęłam.– Zasugerowałam, żebyprzesłał kwiaty, ale on uparł się na to.Nie wiem, czy to coś dla ciebie znaczy.Maria spojrzała w dół na liść lili i dopiero wtedy zauważyła maleńkie ustazawinięte w czerwoną folię.Adam dorzucił je w ostatniej chwili, zanimweszłam do budynku.Nagle wszystko nabrało sensu, gdy rozpoznałam wnich czekoladki rozrzucone na łóżku w hotelu Gresham.– O rety – szepnęła Maria na ich widok.Spróbowała po nie sięgnąć, alenie mogła utrzymać ogromnego liścia jedną ręką.Wzięłam go od niej, żeby mogła przyjrzeć się usteczkom.– Nie mogę uwierzyć, że jeszcze ich trochę zostało.Wiesz, co to?Potrząsnęłam głową.– Zrobił je dla mnie w pierwszym roku naszej znajomości.Czerwone ustasą czymś w rodzaju mojego znaku firmowego.– Zaczęła rozwijać folię, a gdyujrzała czekoladę, zaśmiała się.– Są prawdziwe!– Adam potrafi robić czekoladki? – Zachichotałam z niedowierzaniem.Jeśli Maria chciała w to wierzyć, nie powinnam była zasiewać ziarnawątpliwości w jej umyśle, ale po prostu musiałam zadać to pytanie.– Oczywiście nie własnymi rękami, ale za pośrednictwem firmy.–Kontynuowała oględziny czekoladek.– Były prototypem, nie miały prawaujrzeć światła dziennego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl