[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokrêci³em g³ow¹.Morley Dotes ma zamiar kogoœ naprowa­dziæ na w¹sk¹ i prost¹œcie¿kê cnoty? Morley, którego prawdzi­wym zajêciem jest podrzynanie garde³ i³amanie koœci, okazjonalne oszustwa, a nawet napady i w³amania, jeœli stawkajest doœæ du¿a? Mój kumpel Morley?Sier¿ant zaprezentowa³ mi szeroki uœmiech.- Wiem co myœlisz.Ale znasz przecie¿ Morleya.Znam Morleya.Potrafi z nabo¿nym ferworem wierzyæ jedno­czeœnie w dwieca³kowicie przeciwstawne i wykluczaj¹ce siê teo­rie.Ca³e jego ¿ycie jestpl¹tanin¹ sprzecznoœci i prze¿ywa je wszyst­kie po kolei z wielk¹ pasj¹.Mo¿eci sprzedaæ dos³ownie wszystko, bo w chwili, kiedy coœ mówi, wierzy dok³adnie wka¿de swoje s³owo.Dlatego tak dobrze sobie radzi z kobietami.I niezale¿nie odwszystkiego rzuca siê w kompletnie now¹ namiêtnoœæ ju¿ w piêæ minut póŸniej.Aktualnie jest stuprocentowo zajêty.Morley na pewno zrobi³ dobry uczynek w przypadku Karpie­la.Ch³opak nie by³szczêœliwy, ¿e mu utar³em nosa, ale jakoœ to prze¿y³.- Morley zejdzie za kilka minut.Podaæ ci coœ, zanim przyj­dzie?- Ka³u¿a ma tam jeszcze ten anta³ek? Nalej mi jednego.Jest mi winien kilkagalonów.Sier¿ant zachichota³.- Mo¿e od razu go wykoñczyæ? Strasznie chcia³bym zobaczyæ, jak siê nadyma jakstara ropucha, kiedy wróci i stwierdzi, ¿e ktoœ by³ tu przed nim.- Zrobiê, co siê da.Towarzystwo? - Dziabn¹³em kciukiem w stronê sufitu.- Aha.Szczêœcie do niego wraca.- Dobrze, ¿e w ogóle wraca.Sier¿ant zachichota³ znowu.- Powinieneœ by³ ¿eniæ siê z May¹, kiedy prosi³a.By³a w po­rz¹dku.- Poklepa³Karpiela po ramieniu.- Dobrze ci posz³o.Tyl­ko nie rzucaj siê tak z brzytw¹.Inny facet mo¿e nie byæ tak mi­³y jak Garrett.Ruszy³ do kuchni.Ciekaw by³em, co on tam robi.Nie dopu­œci³bym go na dziesiêækroków do przygotowywania jedzenia, na­wet tej koñskiej paszy, któr¹ podaj¹ uMorleya.Uzna³em, ¿e ego gówniarza potrzebuje po³askotania, i wyb¹ka³em coœ w rodzajuprzeprosin za to, ¿e by³em taki ostry.Widow­nia straci³a zainteresowanie, wiecon te¿ móg³ mnie jakby trochê przeprosiæ.- Jestem tu dopiero od kilku dni, panie Garrett.- Teraz ju¿ roz­poznawa³ tonazwisko.- Zawsze ktoœ tu siê krêci i zatruwa ¿ycie mojemu wujkowi.A panwygl¹da³ jak nieszczêœliwy m¹¿.Zaœmia³em siê.- Nieszczêœliwy, ale nie m¹¿.- Morley nie doznaje satysfak­cji, dopóki niepodejmuje niepotrzebnego ryzyka.Na przyk³ad nigdy nie tknie kobiety, która niejest mê¿atk¹.Kiedyœ mia³ rów­nie¿ powa¿ne problemy z hazardem, ale jeprzezwyciê¿y³.Morley zszed³ z b³og¹ min¹ po schodach.Nie chcia³ nic mówiæ, ale musia³ daæ mido zrozumienia, ¿e jego ¿ycie jest piêkne.O wiele lepsze od mojego.Nie mog³emsiê sprzeczaæ.Wielu lu­dzi ma ¿ycie lepsze od mojego.- Co siê dzieje, Garrett?- Potrzebujê pogadaæ w cztery oczy.- Masz robotê?- Tym razem to Truposz wymyœli³, ¿e musimy podzleciæ.I chce ci przekopaæ mózg.- Siadaj przy stole w k¹cie.Wzi¹³em piwo, które Karpiel mi nala³ z anta³ka Ka³u¿y.- Masz ich tu tyle, ¿e nie jesteœ w stanie poupychaæ wszyst­kich? - Z regu³yrozmawiamy o interesach w jego gabinecie.- Nie.Trochê mnie ponios³o i narobi³em ba³aganu.Tym razem nie stara³ siê, ¿ebym uwierzy³.Mo¿e nie chodzi³o o kobietê.Mo¿echcia³ mi wmówiæ, ¿e chodzi o kobietê, podczas kiedy naprawdê chodzi³o o jegoprawdziwe interesy.Nie pyta³em.Usiad³em przy wskazanym stole i opowiedzia­³em mu wszystko, coby³o do opowiedzenia.S³ucha³ uwa¿nie.Je­œli chce, potrafi siê skupiæ.- Myœlisz, ¿e to ma jakiœ zwi¹zek z tym, co siê tu wtedy wy­darzy³o?- Nie wiem.Truposz tak myœli.A on potrafi kombinowaæ.- Interesuj¹ce.- Inaczej byœ œpiewa³, gdybyœ widzia³ tê dziewczynê.- Tak s¹dzê.Nie pochwalam zabijania ludzi, którzy siê o to sami nie prosz¹.Wydaje mi siê, ¿e to mo¿e byæ ciekawe: choæ raz wzi¹æ forsê od Stra¿y, zamiastogl¹daæ, jak idzie w ich ³apy.Unios³em brew.To jedna z moich rzadkich zdolnoœci.- Tak to dzia³a, Garrett - mrukn¹³.- Nie jestem pod ochron¹ Chodo.Nie chcêbyæ czêœci¹ dekoracji.Zawsze trzeba drogo p³a­ciæ za niezale¿noœæ.Po namyœle stwierdzi³em, ¿e to ma sens.W jego bandzie by­³o tylko kilkuch³opa, a przeciwko nim tysi¹c Stra¿ników.Do­póki Stra¿ nie zrobi siêzach³anna, ³atwiej p³aciæ ni¿ walczyæ.Co nie znaczy, ¿e to mu siê podoba.Poprostu jest pragmatykiem.Stra¿, oczywiœcie, nie ruszy Chodo.Mnóstwo, ca³e mnóstwo ludzi jest z nimzwi¹zanych.A Chodo nie przyjmie z uœmiechem ¿adnych prób narzucania muczegokolwiek.Morley przemyœla³ sobie to, co mu powiedzia³em.- Muszê dokoñczyæ coœ na górze, a potem odprowadzê ciê do domu.Obserwowa³em, jak wchodzi po schodach.Co on tam kombi­nowa³? Ustawi³ wszystkotak, ¿eby na pewno byæ ze mn¹, kiedy bêdê wychodzi³.¯ebym nie móg³ siêpokrêciæ w okolicy i spraw­dziæ, kto wychodzi po nim? To nie ma sensu.Jeœlibêdê chcia³ wiedzieæ, spytam Truposza po wyjœciu Morleya.Jeœli uda mi siêpodsun¹æ Truposzowi, ¿e chcê zapuœciæ ¿urawia w jego g³owê.Och, ta paranoja.XIIIDrzwi otworzy³ Saucerhead.- Lokaj? - zakpi³ Morley.- Pniesz siê, Garrett.Saucerhead ani mrugn¹³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl