[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I rzeczywiście, za biurkiem siedział mężczyzna znajomej powierzchowności: niezgrabny, ponury, z nie mieszczącą się w garniturze figurą, o wieśniaczej twarzy, podobny do przemyślnie wyhodowanej rośliny, z zaczesanymi siwymi włosami nad czołem.Jego ręce przyciskały rozsypaną na stole stertę papierów, a lniane brwi wskakiwały na czoło, jakby z niezmiernego zdziwienia.Na pierwszy rzut oka widać było, że jest, jakby to powiedzieć, nie w pełni żywy.To prawda, martwym też nie można go było nazwać, czuło się, że skórę ma jeszcze elastyczną, wcale nie suchą.Powiedziałbym raczej, że był bardziej żywy niż martwy.Tym niemniej, od jego rękawa do skraju stołu ciągnęła się nitka pajęczyny i taka sama pajęczyna, przypominająca obśliniony sznurek, unosiła się od jego karku do żyrandola.Powietrze w pomieszczeniu było takie, jakby nikt nie oddychał nim od trzystu lat.— No dobrze, Aleksandrze Michajłowiczu — szczerząc zęby, powiedział Grisza Ragozin.— W życiu, jak się mówi, zawsze jest miejsce dla bohaterskiego czynu.Przyprowadziłem was tutaj, cała przyjemność po mojej stronie, resztę — już wy sami…Gardło, jak u warana, lekko mu się podniosło.— Co mam robić? — spytałem.— Nic szczególnego — usiąść i o ile to możliwe, rozluźnić się.Starać się nie trzymać w sobie siły — kiedy poczujecie… — Przełknął ślinę i dodał: — Miejcie na uwadze, że może to być bardzo niebezpieczne.Zauważyłem, że okna w pomieszczeniu mają czarno–czerwony kolor.Jakby do ram z zewnątrz przylgnął cały ocean krwi.I jego gęsta surowica zaczynała tworzyć strupki.— To wam zabierze z pięć lat życia — powiedział Grisza Ragozin, jakby z daleka.Tym niemniej siedziałem już w fotelu, cierpko pachnącym skórą — cofnąłem się na szerokie oparcie i rozluźniłem, jak mi kazano.Żółte światło w pomieszczeniu lekko przygasło.Pojawiła się szara, pożerająca przedmioty mgła.Tak bywa, kiedy długo i uporczywie patrzy się w jeden punkt.Mężczyzna naprzeciwko mnie był nieruchomy jak posąg.I nagle, nie mające końca nieprzyjemne uczucie pojawiło się w moim wnętrzu, jakby tysiące niewidocznych niteczek połączyło mnie z tym posągiem, przy czym każda wydzierała ze mnie kawałek żywej materii — powodując ból, jakby ktoś rozcinał mi brzytwą serce i płuca.Byłem spętany nitkami jak mucha, wysysana przez pająka.Nie mogłem złapać oddechu, puls trwożliwie uderzał w skronie.Żyłka utrzymująca mnie przy życiu naciągała się i wibrowała.Wydawało się, że zaraz pęknie i polecę w czarną otchłań.Mgła zgęstniała, pozostawiając tunel światła, niewyraźny po bokach.Wyjście z niej zasłoniła niekształtna maska posągu.Widać było pory na skórze, żółty i spuchnięty, podobny do kartofla, nos.Nagle — pomarszczone powieki drgnęły.— Wystarczy! — zadźwięczał w uszach nieprzyjemny krzyk Griszy Ragozina.Głos nie był silniejszy od bzyczenia komara.Siłą woli, dosłownie jakbym coś rozrywał, odwróciłem głowę w jego kierunku.I niewidoczne niteczki pękły — odrzuciło mnie z powrotem w fotel.Szara mgła ustąpiła, rozlało się żrące jak kwas światło.Zakołysał się sznur pajęczyny, zwisający z żyrandola.Do okna przylgnęła już nie krew, ale mokra, listopadowa ciemność.Przestraszony Grisza Ragozin rzeczywiście stał nade mną.Ale patrzył nie na mnie, tylko na budzącego się do życia mężczyznę naprzeciwko.Ten, z trudem, nawet ze zgrzytem, poruszył okrągłymi jak cebule oczami.Nabrzmiała i zaczęła pulsować na czole sina kreska żyły.— Rozumiesz! — mruknął, jakby przejechał heblem po drewnie.I pokręcił grubą kłodą szyi.Pewnie znowu przyzwyczajając się do tego, że może nią poruszać.Wydawało mi się, że idziemy po palącym się torfie.Ognia nie widać, tylko strużka dymu wydostaje się spod gleby.Trawiasta darń pręży się, wyzierając huczące, ogniowe przestrzenie.Jeszcze krok — ziemia rozstąpi się i wpadniesz w przepaść, wyłożoną żarzącymi się węglami.A w naszym przypadku, to nie będą węgle, a nędzna, grobowa dziura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Antologia Bajki Bajki slowian zachodnich(1)
- Antologia PL 50 Historie przyszlosci (200
- Antologia Swiaty braci Strugackich Czas u
- Antologia Barbarzynca i marzyciel Dwa sw
- Antologia Arcydziela czarnego kryminalu i
- Carol Anne Davis Children Who Kill Profiles of
- ÂŚwięty Koran (2)
- Barton Beverly Kazdy jej krok(1)
- Barbara Cartland The Love Pirate [BAN 70, Eterna
- Brian Keene A Gathering of Crows
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conclusum.xlx.pl