[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawia³ wra¿enie zamyœlonego, nie smutnego, ale w³aœnie zamyœlonego, jakbyusi³owa³ rozwi¹zaæ jak¹œ zagadkê.Ed myœla³, ¿e to têsknota, lecz mimo up³ywuczasu kot siê nie zmieni³, a myszy nie zniknê³y.„Bêdê musia³ sam siê nimi zaj¹æ.”Wzi¹³ siê za przeszukiwanie mieszkania centymetr po centymetrze.Wreszcieznalaz³ dziurê.Ma³¹ mysi¹ dziurê w pod³odze przy œcianie.— Mam was, spryciary! A zreszt¹, mo¿e jest tylko jedna?Po³o¿y³ siê na brzuchu i zajrza³ do œrodka.Os³upia³.Przetar³ oczy.W dziurzenie siedzia³a mysz, tylko ma³y, malutki sfinks! Nie by³o mowy o pomy³ce:maleñka ludzka g³Ã³wka, okolona egipsk¹ fryzur¹, na miniaturowym cia³ku lwa.Zupe³nie jak prawdziwy.Sfinks nie wygl¹da³ na zdziwionego.— Czekam na ciebie, Edwardzie Dypie.Muszê ci zadaæ trzy pytania.— Trzy pytania?— Je¿eli odpowiesz, nic siê nie bój, bêdziesz mia³ mnie z g³owy: natychmiastsobie pójdê.Jeœli nie, ty sam bêdziesz musia³ opuœciæ mieszkanie.— Nigdy w ¿yciu! To moje mieszkanie! Nie mam zamiaru siê st¹d wynosiæ!— Bêdziesz musia³.Oto pierwsze pytanie: kto jest t³usty jak kasza ze skwarkamii powolny jak leniwiec? Na odpowiedŸ masz czas do jutra.— Nie trzeba — uœmiechn¹³ siê Ed — wiem, kto to taki: Marc.Sfinks sprawia³ wra¿enie rozdra¿nionego.Usi³owa³ nie daæ tego po sobie poznaæ,zmusi³ siê nawet do œmiechu, ale œmiech zabrzmia³ nieszczerze.— Dobrze.Widzê, ¿e jesteœ domyœlny.W takim razie odpowiedz na drugie pytanie:co jest puste jak dziura, szare jak mysz o zmierzchu i g³upie jak programtelewizyjny?Ed zastanowi³ siê, marszcz¹c brwi.— Masz czas do jutra — przypomnia³ sfinks z wa¿n¹ min¹.— Nie trzeba.Ju¿ wiem, co to jest: moje ¿ycie.Sfinks nie umia³ przegrywaæ.Oskar¿y³ Eda, ¿e oszukuje, ¿e zdoby³ odpowiedzi odinnego sfinksa i ¿e chce go upokorzyæ.„Jako sfinks jestem skoñczony! — ¿ali³siê.— Wszyscy mnie wyœmiej¹!” Uda³o mu siê jednak zapanowaæ nad sob¹.— Oto trzecie pytanie: Czy mo¿esz mi po¿yczyæ piêæset dolarów? Jeœli odpowiesz„nie”, uznam, ¿e nie wiesz.— Tak — odpar³ Ed.— No to daj mi je.— Nie.— Dlaczego?— To ju¿ czwarte pytanie — zauwa¿y³ Ed.— Mia³em odpowiedzieæ na trzy.Odpowiedzia³em, wiêc idŸ sobie.Sfinks zala³ siê ³zami.— Pozwól mi tu zostaæ! Nikt mnie teraz nie zatrudni, po tym, jak sobie ze mn¹poradzi³eœ, a przecie¿ zada³em ci moje najlepsze zagadki!— Nie mogê.— S³uchaj, bêdê ci podsuwa³ pomys³y na powieœci!— Mam ich a¿ za wiele.Odpowiem na jedno twoje pytanie.Jakiekolwiek.Ed dal siê przeb³agaæ.— Dobrze.Czy jestem podobny do Roberta Mitchuma?Sfinks zamruga³ oczyma jak prawdziwy znawca.— Tak, nie zauwa¿y³em tego, ale teraz, kiedy mi o tym powiedzia³eœ, widzêuderzaj¹ce podobieñstwo!Rozleg³ siê dzwonek.Ed wsta³ poœpiesznie i wyg³adzi³ spodnie na kolanach.Otworzy³ drzwi.Na progu sta³a Carol Brent.— Bardzo pana przepraszam.Przysz³am zabraæ kota.Wróci³am.By³a mocnozaczerwieniona.— Czy chce pani zostaæ moj¹ ¿on¹? — spyta³ E.Dyp.— Jeœli pan tego pragnie, tak.Pad³a mu w ramiona.Przytuli³ j¹ mocno i poca³owa³.Nagle odsun¹³ j¹ od siebie,bo pewna myœl przysz³a mu do g³owy.— Mam nadziejê, ¿e nie jest pani moj¹ matk¹? — spyta³, patrz¹c jej prosto woczy.EGZEKUCJASkazañca przywi¹zano do s³upa.By³ cz³owiekiem lat oko³o czterdziestu, ospokojnym wejrzeniu i wysokim czole intelektualisty.Oficer zas³oni³ mu oczyopask¹.— Mo¿ecie zabroniæ mi patrzeæ, ale nie mo¿ecie zabroniæ ca³emu œwiatu, bywidzia³ was i os¹dza³.— Zamknij siê — odpar³ oficer zmêczonym g³osem.— Obra¿aj¹c mnie, usi³uje pan zniewa¿yæ wolnoœæ.— Dobra, dobra — westchn¹³ oficer.Wolnym krokiem wróci³ do plutonu.Skazaniec us³ysza³ szczêk repetowanychkarabinów.Krzykn¹³:— Niech ¿yje wolnoœæ!Czeka³ na uderzenie kul o cia³o i na ból.Mija³y sekundy, potem minuty.Oficer wyda³ komendê:— Cel!Cz³owiek zesztywnia³.I znowu nic.Czas d³u¿y³ siê w nieskoñczonoœæ.Ostatniechwile ¿ycia.Nic.— Niech ¿yje wolnoœæ! — powtórzy³ skazaniec.Lecz gdyby móg³ widzieæ pluton egzekucyjny, nie wysila³by siê.¯o³nierzeporzucili karabiny.Spuœcili spodnie i wszyscy razem, korzystaj¹c z tego, ¿eich nie widzi, za³atwiali siê, kucn¹wszy w kurzu.PRAWDA O LUDWIKU XVII— Dajcie mi trochê pieni¹¿ków na drobne wydatki — prosi³ czêsto Ksi¹¿ê swegoojca Króla i swoj¹ matkê Królow¹.Rodzice byli jednak bardzo sk¹pi i nic mu nie dawali.Poprzestawali nawpychaniu mu palca w oko i chichotali jak szaleni.Ksi¹¿ê, rzecz jasna, by³rozgoryczony.— Co mi z tego, ¿e jestem ksiêciem — mówi³ sobie — skoro nie mam nawet za cokupiæ porcji pistacjowych lodów?W gruncie rzeczy mia³ racjê.Pewnego dnia nie wytrzyma³.— Skoro tak, to sobie pójdê!I prze³azi przez mur.Pierwsz¹ godzinê wolnoœci spêdzi³ spaceruj¹c po mieœcie.Nastêpnie pomóg³ jakiemuœ kierowcy roz³adowaæ ciê¿arówkê i w ten sposób zarobi³na wspania³¹, podwójn¹ porcjê pistacjowych lodów.Wieczorem, syty i szczêœliwy,wróci³ na noc do Pa³acu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl