[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O czwartej nad ranem obydwaj mê¿czyŸni siedzieli w towarzystwie Rocca Aiella,Bartolozziego, Sharpe'a i ich dwóch kumpli przy du¿ym dêbowym stole w jadalniurz¹dzonej w stylu kolonialnym.Poza nimi oraz kelnerem i dwoma sprz¹taczami,którzy porz¹dkowali lokal, w œrodku nie by³o nikogo.Kasyna na piêtrze te¿ by³yju¿ zamkniête.Wielki Aiello i ma³y, gruby Bartolozzi plotkowali o swoich klientach, licytuj¹csiê, który ma lepszych i bardziej znanych; Bartolozzi, zdaniem Aiella, powinienkoniecznie poznaæ pañstwa Johnsonów z Canton, Aiello zaœ, twierdzi³ Bartolozzi,nawet nie wie co traci, ¿e nie zna doktora Wadswortha.Sammy Sharpe natomiastwykazywa³ wiêksze zainteresowanie Holdenem i kasynami w Londynie.Opowiedzia³im kilka zabawnych historyjek o swoich pobytach w klubach londyñskich i o tym,jakie mia³ szalone k³opoty, kiedy wci¹gniêty w wir gry musia³ szybko przeliczaæfunty na dolary.Jaki to czaruj¹cy cz³owiek, pomyœla³ Matlock, obserwuj¹c Sammiego Sharpe'a.Nietrudno by³o uwierzyæ, ¿e w Windsor Shoals uchodzi³ za szanowanego obywatela.Mimo woli Jim porówna³ go do Jasona Greenberga.Choæ podobni, istnia³a jednakmiêdzy nimi zasadnicza ró¿nica.Widoczna g³Ã³wnie w oczach.Greenberg, nawetwtedy gdy kipia³ z³oœci¹, spojrzenie mia³ ³agodne, dobrotliwe.Oczy Sharpe'aby³y zimne, œwidruj¹ce, rozbiegane - dziwnie kontrastuj¹ce z jego spokojnym,odprê¿onym wyrazem twarzy.Nagle pojawi³a siê okazja, na któr¹ Matlock tak d³ugo czeka³.Bartolozzizwróci³ siê bowiem do Holdena i spyta³ go o dalsze plany.Teraz Jim musia³jedynie wybraæ odpowiedni moment.- Niestety, na razie mój harmonogram musi pozostaæ tajemnic¹ - oœwiadczy³Anglik, nie bardzo wiedz¹c, co ma odpowiedzieæ.- S³owem, nie mo¿e ci nic zdradziæ - wtr¹ci³ Aiello patrz¹c na Bartolozziego.Grubas pos³a³ mu piorunuj¹ce spojrzenie.Chcia³em pana po prostu zaprosiæ do Avon - rzek³ do Anglika.- Prowadzê tambardzo sympatyczny klub, który powinien siê panu spodobaæ.- Na pewno by mi siê spodoba³.Ale mo¿e innym razem.- Bêdê siê widzia³ z Johnem w przysz³ym tygodniu - powiedzia³ Matlock.- Mo¿ewtedy siê skontaktujemy? - Przysun¹³ do siebie popielniczkê i zgasi³ papierosa.- Wybieram siê wkrótce do.jak siê nazywa ta mieœcina? Ju¿ wiem, Carlyle.Przy stole zaleg³a krótka cisza.Aiello, Sharpe i jeden z ich kumpli wymieniliznacz¹ce spojrzenia.Tylko na Bartolozzim s³owa Matlocka nie wywar³y ¿adnegowra¿enia.- To tam jest ten uniwersytet? - spyta³.- Tak.Myœlê, ¿e zatrzymam siê w Carmount albo w oœrodku ¿eglarsko-narciarskimpod miastem.Pewnie znacie panowie te miejsca?- A znamy, znamy - odpar³ ze œmiechem Aiello.- Co bêdzie pan robi³ w Carlyle? - spyta³ jeden z obcych, zaci¹gaj¹c siêcygarem.Ani on, ani ten drugi nie zostali Matlockowi przedstawieni.- To moja sprawa - odrzek³ spokojnie Matlock.- Przepraszam.Nie chcia³em pana uraziæ.- Nie urazi³ pan.O cholera, ju¿ prawie wpó³ do pi¹tej! Jesteœcie panowiezbyt goœcinni.- Odsun¹³ krzes³o, zamierzaj¹c wstaæ.Facet z cygarem nie dawa³ za wygran¹.- Czy pañski kolega te¿ wybiera siê do Carlyle?Holden ¿artobliwie pogrozi³ mu palcem.- Mówi³em, ¿e nie mogê zdradzaæ mojego harmonogramu.Po prostu jestem turyst¹,który zwiedza wasze urocze zak¹tki.Powinniœmy ju¿ iœæ, James.Wstali od sto³u.Sharpe równie¿ wsta³ i zanim Rocco i Bartolozzi siê podnieœli,oznajmi³:- Odprowadzê panów do samochodu i wska¿ê im drogê, a wy tu na mnie zaczekajcie.Musimy siê jeszcze rozliczyæ.Ja jestem coœ winien Roccowi, Frank jest winienmnie.Kto wie, mo¿e wyjdê na czysto.Mê¿czyzna z cygarem, który najwyraŸniej mia³ na imiê Frank, rozeœmia³ siê.Aiello wygl¹da³ na zmieszanego, ale szybko poj¹³ o co chodzi: Sharpe dawa³ imdo zrozumienia, ¿eby nie odchodzili, dopóki nie wróci.Matlock nie by³ pewien, czy dobrze wszystkim pokierowa³.Chcia³, aby jeszcze przez chwilê rozmowa obraca³a siê wokó³ Carlyle: liczy³, ¿ektóryœ z mê¿czyzn zaproponuje, i¿ zadzwoni do Carmount albo do oœrodka¿eglarskiego i poleci go znajomym.Ale stwierdzenie Holdena, ¿e nie mo¿eujawniaæ swojego harmonogramu, uniemo¿liwi³o to.Jim obawia³ siê, ¿e powypowiedzi Anglika mê¿czyŸni doszli do wniosku, ¿e ich dzisiejsi goœcie s¹ kimœtak wa¿nym, ¿e nie potrzebuj¹, aby ich polecaæ.Ponadto zda³ sobie sprawê, ¿eim bardziej zag³êbia³ siê w œwiat Nemroda, tym bardziej polega³ na tym, comówi³ mu œwiêtej pamiêci Loring: ¿e delegatom na zjazd w Carlyle nie wolnoomawiaæ listy uczestników i ¿e œwiadomoœæ “Omerty” jest w nich tak silniezakorzeniona, ¿e ¿aden nie œmia³by naruszyæ zakazu.A jednak Sharpe za¿¹da³ odkolegów przy stole, by na niego zaczekali.Zrozumia³, ¿e z powodu niedoœwiadczenia zbyt siê zagalopowa³.Mo¿e nadesz³apora, ¿eby skontaktowaæ siê z Greenbergiem? Z drugiej strony wola³ mieæ jakieœkonkretne informacje, zanim zadzwoni do agenta.Jeœli skontaktuje siê z nimteraz, Greenberg mo¿e kazaæ mu wycofaæ siê z akcji.A na to nie mia³ bynajmniejochoty.Sharpe odprowadzi³ ich na parking.S¹dz¹c po liczbie wozów, goœci, którzyzostali na noc w hotelu “Windsor Valley” by³o niewielu.- Nie reklamujemy naszych us³ug hotelowych - wyjaœni³ Sharpe.- “WindsorValley” kojarzy siê ludziom g³Ã³wnie z dobr¹ restauracj¹.- To zrozumia³e - odpar³ Matlock.- Panowie.- Sharpe zawaha³ siê.- Obawiam siê, ¿e zabrzmi to trochênieuprzejmie.- Co takiego?- Czy móg³bym z panem zamieniæ s³owo, panie Matlock? Na osobnoœci.- Och, proszê siê mn¹ nie krêpowaæ - oznajmi³ Holden, odsuwaj¹c siê od nich.-Pospacerujê sobie tu w pobli¿u.- Bardzo mi³y facet, ten pañski przyjaciel - powiedzia³ Sharpe.- Owszem.O co chodzi, Sammy?- Mam kilka, ¿e tak powiem, drobnych uwag.- Tak?- Jestem ostro¿nym, metodycznym cz³owiekiem, panie Matlock, ale lubiê mieæ oczyi uszy otwarte.Jak pan widzi, prowadzê tu nieŸle prosperuj¹cy interes.- Widzê.- Który siê rozrasta.Mo¿e powoli, ale siê rozrasta.- No i?- Wystrzegam siê b³êdów.Jestem doœwiadczonym prawnikiem i szczycê siê tym, ¿eich nie pope³niam.- Do czego pan zmierza?- Bêdê z panem szczery.Odnoszê wra¿enie.zreszt¹ nie tylko ja, mój wspólnikFrank i Rocco Aiello te¿.¿e przyby³ pan w te strony, ¿eby poczyniæ pewneobserwacje.- Sk¹d to panu przysz³o do g³owy?- Sk¹d? Nagle ni st¹d ni zow¹d pojawia siê taki gracz jak pan.Posiadawp³ywowych przyjació³ w San Juan.Zna tutejsze lokale jak w³asn¹ kieszeñ.Mabardzo bogatego, mi³ego wspó³pracownika rodem z Londynu.Jeœli dodamy towszystko razem.Ale najwa¿niejsza, i chyba pan o tym wie, by³a pañskawzmianka o interesach w Carlyle.To mówi samo za siebie, prawda?- Czy¿by?- Nie jestem ryzykantem, panie Matlock.Tak jak wspomnia³em, jestem cz³owiekiemostro¿nym.Rozumiem obowi¹zuj¹ce zasady, nie zadajê pytañ, których niepowinienem zadawaæ, i nie rozmawiam o rzeczach, o których nie powinienemwiedzieæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl